Wyuczona profesja Hana Solo to przemytnik, osoba działająca poza prawem, w celu omijania podatków, ceł i pomagająca w handlu nielegalnym towarem. Postać ta zapoczątkowała powstanie kultu przemytnika w powieściach, komiksach i grach Star Wars. Patrząc z perspektywy czasu czy twórcy przypadkiem „trochę” nie przesadzili z tym wszystkim? A może faktycznie warto kultywować wzorce przemytników i propagować ich postawę?
Pierwszą opinię, Krzywego, możecie poznać pod tym linkiem. Oto druga opinia na ten temat, opinia Jedi Nadiru Radeny.
Han Solo i Lando Calrissian. Prototypowi i zarazem stereotypowi przemytnicy uniwersum Lucasa. Każda postać-szmugler w Star Wars jest do nich porównywana, każda ma w sobie coś z Hana lub Lando, a w większości wypadków wydaje się, że „łajdacy z miękkim sercem” to kopiuj-wklej jednego z nich. Wczoraj w swoim felietonie pgkrzywy spuścił przyłbicę i postanowił skruszyć kopię o wszechobecny w naszym ukochanym świecie schemat gloryfikowania „przestępców”, jak nazywa Hana i wszystkie pokrewne mu postacie. Cóż, choć nie jestem wielkim fanem przemytników, chyba muszę stanąć w ich obronie.
Najpierw należy się zastanowić, dlaczego przemytnicy są przemytnikami, i co tak naprawdę wchodzi w zakres tego pojęcia. Wydaje się to oczywiste – narkotyki, broń, niewolnicy, tego typu rzeczy. Co jeszcze miałby przemycać szmugler? Otóż zgodnie z podaną we wstępie definicją, wszystko może być towarem przemycanym, od wysokiej technologii, przez luksusowe produkty, po żywność i wodę. Tak, tak, nie przewidziało Wam się – w Star Wars trafiały się takie planety, na których opłaty celne na żywność były tak wysokie, a produkcja lokalna tak niska, że większość społeczeństwa głodowała. W ten sposób rzekomo amoralny przemyt stawał się czymś zupełnie przeciwnym, formą pomocy. Praktykował ją m.in. słynny nie-Jedi Jolee Bindo w systemie Ukatis.
Podobną postawę widać także u Mirax Terrik. Przyszła żona Corrana Horna sporo się w życiu naszmuglowała, ale warto zwrócić uwagę, co było szmuglowanym towarem – zapasy i materiały dla walczących Rebeliantów, a w okresie Nowej Republiki na przykład bacta dla skażonego wirusem Krytos Coruscant. Generalnie rzecz ujmując przemytnictwo zależy od punktu widzenia – to, co się przemyca, na jednym świecie jest legalne, na innym nie jest. Łamanie tego typu praw zazwyczaj ma niewielką „szkodliwość społeczną”, a w przypadku, gdy mowa o państwie autorytarnym lub totalitarnym, „omijanie” prawa może być, choć oczywiście nie musi, czymś pozytywnym, wyrazem walki o wolność nie tylko wolność jednostki, ale także wolność gospodarczą i handlową. Brzmi jak tania wymówka? Powiedzcie to wszystkim tym, którzy żyli pod jarzmem komunistycznych ustrojów i chcieli z nimi walczyć. Bez przemytu wiele ruchów opozycyjnych nigdy by nie powstało, nie mówiąc o prowadzeniu sensownej działalności.
Krzywy napisał, że Han Solo odkupił swoje winy, mimo pracy dla Jabby i szmuglowania narkotyków. Jeśli tak, to inne postaci z rysą na życiorysie są niekiedy wręcz świętymi – na przykład Terrikowie, Mara Jade, czy Talon Karrde. Nie widzę nic złego w gloryfikacji postaw bohaterów, którzy wprawdzie nie są idealni, ale gdy wymaga tego sytuacja, stają na wysokości zadania. Tym bardziej, że istniejący w Star Wars kult szmuglerów dotyczy jedynie bohaterów, którzy w ten lub inny sposób walczyli z Imperium i szanowali życie ludzkie (lub obce). Nie rozciąga się on na postacie, którym brakuje współczucia, honoru i innych przejawów szeroko pojętego dobra. Świadczy o tym fakt, że niewielu fanów, włącznie ze mną, jest w stanie wymienić więcej, niż paru na wskroś złych przemytników. Nie oznacza to, że Star Wars ich nie ma są, ale pozostają elementem tła, któremu rzadko poświęca się więcej uwagi. Czemu? Ponieważ „zły” przemytnik to mało interesująca postać, zbyt jednoznaczna, zbyt oczywista, ale przede wszystkim zbyt podobna do innego, jakże popularnego gwiezdnowojennego stereotypu łowcy nagród.
Czy gloryfikacja przemytników w Star Wars jest obecna? Tak. Czy jest zła? Jako schemat, tak. Jako idea, nie. Każdy „dobry” przemytnik w Star Wars to postać, którą może być każdy z nas. Owszem, niewielu z nas rzeczywiście przemyca czy ukrywa jakieś towary przed „władzą”, tym niemniej większość z nas codziennie łamie albo przynajmniej nagina prawo, ściągając z internetu przeróżne treści, które nie zostały tam umieszczone przez osoby odpowiedzialne za stworzenie tych treści (czytaj: większość z nas to piraci internetowi). Gwiezdnowojenni przemytnicy, ci, których dotyczy kult, mogą przynajmniej odkupić część wyrządzonych szkód działaniem na rzecz ogólnego dobra. A co my mamy na swoją obronę? Nic.