6 najgorszych scen „Ostatniego Jedi”

Ostatni Jedi miał sporo epickich, wzruszających i zaskakujących scen – ale tu ich na pewno nie znajdziecie. Są tu za to sceny, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć: żenujące, głupie lub po prostu źle nakręcone. Oczywiście zestawienie zawiera spoilery.

Poe Dameron samodzielnie niszczy uzbrojenie pancernika

Bitwy w Star Wars bardzo często balansują na granicy zawieszenia wiary i czystego bezsensu. Wiele da się wyjaśnić specyfiką odległej galaktyki, ale pewne sceny bitewnie nie dają się nijak obronić. Takim przypadkiem jest rajd Poe Damerona na siedmioipółkilometrowy pancernik typu Mandator IV, który kończy się zniszczeniem 26 dział przeciwlotniczych – całego (!) uzbrojenia tego gigantycznego okrętu. Po pierwsze, kto projektuje okręty tej wielkości z tak mizernym uzbrojeniem obronnym? Po drugie, czemu na zniszczenie każdej z wież wystarczą dwie (!) wiązki z działek X-winga? Po trzecie, gdzie do jasnego Hutta podziały się tarcze? O ile jeszcze jestem w stanie to trzecie wytłumaczyć możliwością, że tarcze pancernika nie zostały jeszcze włączone (co samo w sobie jest bezsensu) lub wieże wystają poza nie, to dwa poprzednie, w połączeniu z fartem Damerona w unikaniu TIE Fighterów, sprawiają, że nie sposób nie patrzeć na tę scenę z wyrazem zażenowania na twarzy. [Nadiru]

Pomiatanie Huxem przez Snoke’a

Nie da się ukryć, że generał Armitage Hux nie jest wojskowym na miarę Veersa czy jakiegokolwiek innego imperialnego dowódcy. Młody, zachowujący się raz jak führer, raz jak przedszkolak (rywalizacja z Kylo przypomina walkę w piaskownicy o łopatkę), swoimi występami raczej wzbudza śmiech niż podziw, o szacunku nie wspominając. Niestety, Najwyższy Przywódca Snoke nie podbudowuje jego autorytetu, a wręcz konsekwentnie go niszczy. Publiczne wycieranie podłogi generałem może i jest widowiskowe (a na pewno higieniczne patrząc na idealny porządek panujący na pokładzie), ale także żenujące – nie tylko dla obecnej na mostku załogi, ale także widza. Czemu to ma służyć, nie mam pojęcia, ale wiem jedno: nie chciałabym ponownie czegoś tak idiotycznego oglądać. Gdzie te czasy, gdy na mostku panowała duszna atmosfera, kara za niesubordynację była jedna (i bardzo ostateczna), a awanse zyskiwano równie szybko jak tracono życie w niewidzialnym uścisku Dartha Vadera? Na koniec, mam nieśmiałą nadzieję, że w kolejnym epizodzie Hux chociaż raz pokaże charakter, czego mały przedsmak mieliśmy w Ostatnim Jedi. W końcu nie został generałem tylko za piękne oczy. [Ithilnar]

Dojenie thala-syreny

W pełni rozumiem, że „najdłuższy film w historii Star Wars” trzeba było jakoś wypełnić treścią, stąd mamy i kompletnie bezsensowną misję na Canto Bight, i sekwencję pt. „Życie codzienne Luke’a Skywalkera”. Teoretycznie samowystarczalny (tylko ciekawe, że obsługują go strażniczki świątyni), łowi rybki, doi krów… yyyy… no coś generalnie doi. Zbliżenie na pysk stworzenia u starszego widza naprawdę budzi bardzo nieciekawe skojarzenia, a następna scena została chyba nakręcona specjalnie pod reklamę „Got milk?” Po co to w ogóle było? Tak, wiemy, spartańskie warunki. Tak, wiemy, Luke nie zajmuje się niczym Wielkim. Drżę na myśl o tym, że w Epizodzie V ktoś mógłby wpaść na pomóc wydłużenia scen na Dagobah, pokazując Yodę zbierającego korzeniuszkę. [Cathia]

Leia w próżni

Od momentu odejścia Carrie Fisher fani zastanawiali się, jak zostanie zakończony wątek Lei. Kiedy zobaczyłem zniszczenie mostku „Raddusa”, to pomyślałem przez chwilę coś w stylu: czyli tak to rozwiązali… A potem przyszła absolutnie najgłupsza scena w całych Gwiezdnych wojnach – księżniczka na otwiera oczy i w pozycji lecącego Supermana wraca na okręt. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem, a podczas drugiego seansu mojego facepalma chyba było słychać w całym kinie. Leia, która znała podstawy podstaw używania Mocy – jeśli Luke w ogóle ją czegoś uczył – przeżywa w próżni i lewituje. Już pomijając nawet logiczny aspekt to scena wygląda zwyczajnie źle, a dało się to zrobić zdecydowanie lepiej, jak chociażby zamknięte oczy i brak tej wyciągniętej ręki. Sytuację by też poprawiło jedno zdanie, że brat ją nauczył otaczania się Mocą! Cokolwiek! Ta scena jest gorsza od stracenia woli życia a to już trzeba się postarać. [Jedi Przemo]

Pocałunek Rose i Finna

Finn przeszedł długą drogę od początku Przebudzenia Mocy do końcówki Ostatniego Jedi. Z uciekiniera, który nie marzy o niczym innym, niż o schowaniu się przed Najwyższym Porządkiem, przerodził się w bojownika o rebeliancką sprawę Ruchu Oporu. Heroiczne poświęcenie w obronie bazy na Crait wydawało się godnym pożegnaniem z tą postacią. Tym bardziej, że sprawiało wrażenie bardzo prawdopodobnego – Ostatni Jedi niejednych przecież fanów zaskoczył. Jednak, jak to często w filmach akcji bywa, w ostatnim momencie bohater został uratowany przez swoją nową przyjaciółkę, Rose. Już samo to wydało się dziwne. Wszak poświęcenie Finna dałoby szansę na przeżycie wszystkim bojownikom Ruchu Oporu. Jakby tego było mało, widzów czekała jeszcze dziwniejsza wymiana zdań między dwójką ocalałych rebeliantów i coś na wzór wyznania miłości ze strony Rose. Koniec końców scena zakończyła się jednym z najdziwniejszych pocałunków w sadze Star Wars. Sprawiał wrażenie zupełnie niepotrzebnego, wymuszonego, a na domiar złego tłem dla niego była widowiskowa eksplozja bramy bazy na Crait, zniszczonej przez działo Najwyższego Porządku. Fajerwerki jakie zagwarantował wybuch kazały się widzom zastanowić, czy oto mają przed sobą scenę humorystyczną, romantyczną czy może raczej podniosłą. Ostatecznie jej niejednoznaczność plasuje ją w niechlubnym panteonie najgorszych scen filmu. [Suweren]

Dzieci na Canto Bight

Najmłodsi członkowie obsady Ostatniego Jedi pojawili się na dwie sceny. W czasie ucieczki Rose i Finna nie są może bardzo irytujący – to zbiórka sztampowych elementów, które po stokroć widzieliśmy w rozmaitych scenach o ubogich, wyzyskiwanych przez przeciwnika głównych bohaterów everymanów, którzy w kluczowym momencie opowiadają się po właściwej stronie. Ale niestety. Druga sekwencja z ich udziałem okazała się (przynajmniej dla mnie) maksymalnie irytująca. Po pierwsze – jak dla mnie oczywiste jest, że to była scena nakręcona jako scena po napisach. Nijak się nie komponuje, dorzucona jest wręcz na siłę. Po drugie – mimo, że szanuję pomysł pokazania tego, że legenda Rebelii i rycerzy Jedi trwa i podnosi na duchu ludzi w mroczniejszych zakamarkach galaktyki, muszę stwierdzić fatalne wykonanie tych kilkudziesięciu sekund. Jawi mi się jako kiczowate, pretensjonalne (na domiar złego – ta beznadziejna muzyka!) i kompletnie niepasujące do reszty filmu. [Vidar]