Od czasu premiery The Old Republic minęły już trzy miesiące. Teraz, po upływie tych kilkudziesięciu dni, podchodzimy do gry mniej optymistycznie, a bardziej obiektywnie i racjonalnie. Możemy ocenić, co w tym czasie zostało zrobione, czy zostają wprowadzane jakieś zmiany, i jak gracze przyjęli grę. Pytań jest wiele, a my postaramy się odpowiedzieć przynajmniej na część z nich.
Na pierwszy plan wysunę społeczność The Old Republic, czyli ludzi opłacających abonament. Jak zapewne wiecie, w początkowej fazie sprzedaży, produkt BioWare otrzymał miano MMORPG z najszybszym przyrostem graczy w historii. Bardzo szybko znaleziono około dwóch milionów użytkowników chętnych do korzystania z gry, ale ten okres rozrostu prędko przeminął. Po „darmowym” miesiącu wielu z dotychczasowych abonamentowiczów nie przedłużyło subskrypcji, a dlaczego tak się stało wyjaśnię później. BioWare zaczął walczyć o klientów na różne sposoby.
Miesiąc po premierze ukazała się informacja, że każda osoba, która przedłuży subskrypcję otrzyma ekskluzywny tytuł Foundera. Kolejnymi przykładami są pojawiające się darmowe triale, m.in. ostatnio przeprowadzone otwarte weekendy dla wszystkich, czy też możliwość wysłania przez użytkowników zaproszenia na siedmiodniowy test gry. Tak prowadzony marketing jest dobrym sygnałem ze strony twórców, gdyż pokazuje, że zależy im na utrzymaniu i późniejszym wzmocnieniu pozycji produktu (jak i swoich kies).
Wcześniej wspomniałem, że wielu graczy nie przedłuża subskrypcji. Dzieje się tak, ponieważ po ukończeniu głównego wątku fabularnego faktycznie nie ma zbyt wiele do roboty. Kilka flashpointów i operacji, które pozostają do wykonania po uzyskaniu maksymalnego, pięćdziesiątego levela, to o wiele za mało, aby utrzymać graczy, a rzadko zdarzają się tacy, którzy za wszelką cenę chcą wykonać te misje na najwyższych poziomach trudności. Podobnie sprawa wygląda w przypadku warzonów. Nie wiem jak wy, ale granie po kilkanaście razy z rzędu tych samych map (są tylko trzy), jedynie po to, by móc otrzymać sprzęt, który da nam więcej punktów życia, jakoś nie potrafi mnie zmotywować.
Sytuację mogłaby uratować walka na otwartych strefach PvP, ale w tym przypadku zawodzi silnik graficzny, na którym gra działa. Nawet na najmocniejszych sprzętach TOR może zamienić się w pokaz slajdów, gdy dojdzie do spotkania dwóch szesnastoosobowych grup operacyjnych. Na krótszą metę można stworzyć kolejną postać stojącą po przeciwnej stronie barykady, gdyż misje, poza kilkoma flashpointami, są odmienne. Przy każdym kolejnym przechodzeniu gry (tą samą frakcją) TOR staje się produktem wtórnym, bo wszystkie misje poza klasowymi są identyczne. Nawet wybory moralne nie ratują rozrywki, gdyż najczęściej zmieniają jedynie zakończenie danego motywu.
Jak zatem należy rozwiązać problem odchodzenia graczy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Trzeba wprowadzać zmiany i kolejne nowości. W ciągu tych trzech miesięcy poza regularnymi patchami usuwającymi błędy, dodano jedynie jedną misję, ale w najbliższym czasie ma się ukazać kolejny dodatek, który dorzuci kolejne flashpointy, mapy do warzonów, jedną operację i misję w przestrzeni oraz usprawni system Legacy, który do tej pory był bezużyteczny. Przy tworzeniu nowych postaci, nie będzie ograniczenia rasowego (możliwość stworzenia Jedi-Chissa, etc.), niektóre umiejętności zostaną udostępnione dla klas, które do tej pory nie mogły ich używać (miotacz płomieni dla Sitha, etc.) i pojawi się możliwość tworzenia „rodzin”.
Zmian będzie wiele, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że już wkrótce pojawią się następne, podobne rozszerzenia. Liczę jednak na to, że w najbliższej przyszłości usłyszymy informacje o pełnoprawnym dodatku do The Old Republic, wprowadzającym kolejne planety, a co za tym idzie misje. Każdy, kto zdobył maksymalny poziom, wie, że wojna dopiero się rozpoczęła, zostawiając twórcom ogromną furtkę na dalszy rozwój.
Ten kwartał dla The Old Republic był bardzo ważnym okresem. Gra odnalazła swoją pozycję na rynku, zyskując wiernych fanów. Dalej podtrzymuję swoje zdanie i polecam TOR każdemu fanowi Star Wars, gdyż rozrywka naprawdę wciąga, a perspektywa dalszego rozkwitu wygląda naprawdę obiecująco. Ostatnim czasem spadła również cena karty pre-paid, którą można znaleźć na aukcjach internetowych już za siedemdziesiąt złotych, co jest kolejnym argumentem sprzyjającym dalszej zabawie w erze Starej Republiki. Każdy z nas zdecyduje czy da szansę The Old Republic. Ja włączyłem dla tej gry zielone światło i nie żałuję tego wyboru.