Gdy Anglicy zaczynali kolonizować północną Amerykę, początki nie były łatwe. Pierwsze kolonie miały wielkie problemy jedni ginęli z głodu, bo ich celem było szukanie złota, a zaniedbali produkcję żywności (Jamestown), inni zostali zabici w niewyjaśnionych okolicznościach (prawdopodobnie przez Indian albo Hiszpanów). To samo spotkałoby purytańskich kolonistów, którzy nie byli przygotowani do zakładania osady, bo zamiast niektórych niezbędnych przedmiotów, zabrali do Ameryki na przykład setki par butów i jakżeby inaczej wiele kopii Biblii. Na szczęście uratowali ich Indianie (stąd wzięło się Święto Dziękczynienia).
Jednak porażki w kolonizacji Nowego Świata nie mogą być przypisane wyłącznie głupocie Europejczyków. Ameryka była nieprzyjaznym miejscem, pełnym okropnie gęstych lasów i nieznanych dotąd zwierząt. Strach przed zagrożeniami, jakie niesie ze sobą natura zakorzenił się bardzo mocno w kulturze amerykańskiej. Świadczy o tym chociażby powstanie takich filmów jak Blair Witch Project. Natura często była przedstawiana jako bezwzględny przeciwnik, trochę jak groźne bóstwo.
Ten element mentalności Amerykanów także znalazł się w Gwiezdnych wojnach. W każdej części starej trylogii bohaterowie mierzą się z innymi trudnościami. W Nowej nadziei mamy gorącą pustynię oraz złowrogich tubylców (Jawowie, Tuskeni). Protagoniści muszą ścierać się z tymi siłami na różne sposoby. Podobnie jest w Imperium kontratakuje. Przez pierwsze dwadzieścia minut filmu bohaterowie nie walczą z Imperium, a raczej z naturą. Najpierw z bestiami (Wampa), a potem z warunkami atmosferycznymi (słynna scena z rozcinaniem Tauntana). Nawet po odlocie z Hoth wydaje się, że środowisko jest groźniejsze dla Sokoła Milenium niż samo Imperium (asteroidy, Exogorth). Tak samo było podczas bitwy o Endor bohaterowie zostali złapani przez tubylców, a największym ryzykiem podczas pościgu było zagrożenie uderzeniem o drzewo.
Jeśli o tubylcach mowa, to bezsprzecznie są oni ważni dla kultury Stanów Zjednoczonych. Amerykanie nie wypierają się swojej winy w kwestii ich traktowania i pamiętają o udziale Indian w ich historii. Raz byli z nimi w stosunkach dobrych (dzięki handlowaniu), a raz w bardzo złych na przykład podczas Wojny Siedmioletniej, zwanej przez Amerykanów Wojną z Indianami i Francuzami. Tak samo jest w Gwiezdnych wojnach tubylcy nie są mocno zaangażowani w wielką politykę i raz stają w obronie protagonistów, a czasem z nimi walczą. Najlepszym tego przykładem mogą być (znienawidzone przez fanów) Ewoki tak samo, jak Indianie, nie mieli zaawansowanej technologii, ale ich poparcie miało duże znaczenie w konflikcie.
Podsumowując, w Gwiezdnych wojnach oglądamy nieustające walki Dobra i Zła Rebelii i Imperium, albo Jedi oraz Sithów, jednak zwykle obecna jest w nich trzecia siła natura. Bezstronna, bezlitosna i niepokonana dokładnie taka, jaką ją zapamiętali Amerykanie i do dziś wspominają w swojej kulturze.