Dyskusje o tym, co jest kanoniczne, a co nie, towarzyszą nam od wielu lat; w końcu nie każdy jest nerdem, który zna praktycznie wszystkie książki, komiksy i gry. Stąd od bardzo dawna początkujący fani pytają na forach i portalach społecznościowych, jak zginęła Shaak Ti, jak powstał Sojusz Rebeliantów albo jak ewoluował pomysł zbudowania Gwiazdy Śmieci. Niezgodności są nawet między filmami – w czwartym epizodzie Ben mówi, że Jedi bronili Republiki od tysiąca pokoleń, a w Ataku klonów Palpatine stwierdza, że sama Republika ma zaledwie tysiąc lat.
Jedne z tych niezgodności były inspiracjami do stworzenia nowych historii, które tłumaczyły pewne aspekty uniwersum, inne były wynikiem niedoinformowania lub nonszalancji twórców. Nikt szczególnie nie pilnował spójności naszego uniwersum, ale w wielu kwestiach troszczono się o fanów tworząc retcony i ustalając ostateczne wersje pewnych faktów. Najlepszym tego przykładem jest rozmiar superniszczyciela gwiezdnego, który powiększał się i malał na przestrzeni lat. Nawet o książce Gwiazda Śmierci mówi się, że była jednym wielkim retconem faktów dotyczących tytułowej stacji kosmicznej.
Cały ten system działał dość sprawnie i zwykle po okresie kontrowersji i niedomówień nadchodziła nowa wersja, która wszystko tłumaczyła. Na straży tego wszystkiego stała Wookieepedia, która była uzupełniana przez fanów na bieżąco i można się było na nią śmiało powołać we wszelkich dyskusjach. Dzięki temu potrzeby fanów były respektowane, a ci bardziej doświadczeni mogli pomagać w poznaniu uniwersum tym, którzy dopiero zaczynali swoją przygodę ze Star Wars. A chętnych nie brakowało, bo coraz więcej osób poznawało Expanded Universe i nawet w 2014 roku z wypiekami na twarzy poznawali historie o Revanie, kolejnych Skywalkerach i inwazji z innej galaktyki.
Rozpad zaczął się od The Clone Wars. Jeśli do tej pory książka była niewypałem, albo zawierała fakty sprzeczne z tym, co było znane wcześniej, można było przymknąć na to oko. Fanowska poczta pantoflowa niejednego uchroniła przed przeczytaniem Kryształowej gwiazdy albo Dzikiej przestrzeni. Jednak twórcy Wojen klonów podeszli do kanonu dość nonszalancko – nie było wśród nich fanów ani nikogo, kto zajrzałby na Wookieepedię i zapoznał się z podstawowymi faktami na temat postaci i planet, które przedstawiali. Trudno było zamieść to pod dywan, ponieważ serial jest dość powszechnym medium, a w dodatku był promowany przez gry, komiksy i książki. Co więcej, zmiany były tak poważne, że nie dało się ich wytłumaczyć w dodatkowych źródłach – jeśli ktoś umarł w serialu, nie mógł odegrać znaczącej roli w książce opowiadającej o zdarzeniach po Rozkazie 66.
Fani długo na to narzekali, ale trend utrzymał się przez kilka lat i dopiero pod koniec serialu doczekaliśmy się paru dobrych historii. Dlatego z pewną ulgą przyjąłem informację, że w nowym kanonie zostaną tylko filmy i The Clone Wars. Uznałem, że skoro Wojny klonów stają się częścią nowego uniwersum, to przestaną odciskać piętno na starym – rak został usunięty. Mimo, że oficjalna wersja niewiele wspominała o tym, jak przebiega linia między starym, a nowym kanonem, wielu fanów układało sobie swoją wersję, która najbardziej ich uszczęśliwiała albo ratowała honor tego, co zostało zniszczone.
Dla mnie kanon A to Expanded Universe w całości, bez The Clone Wars. Wiadomo, są tam rzeczy, które w swojej pamięci zamiatam pod dywan i traktuję niektóre głupoty jako niebyłe, ale darzę tak zwane Legendy dużym szacunkiem. Kanon B to kanon nieco śmieciowy, do którego wrzucam to, co Disney aktualnie tworzy – tutaj jest miejsce TCW, wraz z całą miernotą literacką i komiksową, które służyły jako otoczka, a także Rebels. Jedynym wyjątkiem są dobre historie w Wojnach klonów (pewnie nie wszyscy fani mieli tyle wytrzymałości by do nich dotrzeć, ale one tam są, mówię serio!), które jestem w stanie przyjąć jako część mojego kanonu A.
Dlatego bardzo mi szkoda, że mój kanon A został zamknięty i już nie będzie się rozwijać, a mój kanon B stoi pod znakiem zapytania i raczej nie zapowiada się dobrze. Ten trend może zostać przełamany przez nadchodzący film, ale staram się nie robić sobie wielkich nadziei. Disney na razie wyraźnie pokazuje, że stara się zniszczyć fandom Star Wars, a zdobyć jak najliczniejszą klientelę. Dlatego mój kanon B jest czymś, po czym nie spodziewam się drugiego KotORa, drugich Komandosów Republiki ani drugiej Trylogii Thrawna– póki co to zwyczajnie nie jest ta liga. Obserwuję, co teraz powstaje, ale nie przywiązuję do tego szczególnej wagi. Mój kanon A jest już zamknięty i żaden twór Disneya nie da rady zrzucić go z półki.