JediPrzemo: Najnowszy odcinek nie zaczął się dla mnie najlepiej. Zrzynka z kotorowych Hammerheadów udowadnia mi, że dla Filoniego nie ma żadnych świętości, czy choć odrobiny czasu na zastanowienie się. Ten typ po prostu zobaczy fajną teksturę, władowuje ją do swojego serialu i pewnie jeszcze gratuluje sobie puszczenia oka do fanów Expanded Universe. Oczywiście żaden porucznik nie zauważy nic dziwnego w obecności zachowującego się bardzo nieregulaminowo kadeta przy vipie z Senatu. Leia jest bardzo ładnie zrobiona, przypomina Carrie Fisher, a jednocześnie widać podobieństwa do modelu Padme z The Clone Wars. Zdaje się, że jak na czernasto-piętnastolatkę twórcy postanowili jej dodać trochę kobiecych kształtów. To oraz jej twarz i zachowanie sprawiają jednak, że Leia zachowuje się bardzo (czasem aż nienaturalnie) dojrzale jak na swój wiek. Tym niemniej, spodziewałem się, że jej obecność będzie wymuszona, a wyszła całkiem dobrze.
Szturmowcy jak zwykle nie trafiają, ale widocznie Rebelianci to najniższy poziom trudności Battlefronta. Trochę głupie było planowanie przechwycenia statków, najpierw wszyscy się smucą, że to niemożliwe i ojej, a trzy sekundy później lawina propozycji. Swoją drogą to nie wiem, co Leia robiła, że nikt nie zauważył zdjęcia blokad, wznoszenia się okrętu oraz ryku silników dopóki księżniczka sama o tym nie powiedziała. Czy też naprawdę dla nikogo nie było podejrzane, że szturmowcy, którzy uratowali Leię, nagle atakują swoich? Nie wzbudziło to żadnych podejrzeń co do niej? Skoro wystarczy jeden padawan, żeby zneutralizować AT-AT mieczem świetlnym, to Luke, totalnie zlamiłeś bitwę o Hoth. Najbardziej mi było przykro z powodu porucznika, no, ewidentnie chłopak się starał, zrobił wszystko, co realnie mógł zrobić, a i tak go wrobiono. Jednak pomimo tych wad, odcinek oglądało się całkiem sympatycznie, była akcja, malutko dłużyzn, sporo osób usłyszy pewnie muzyczny temat Leii, co jest fajnym nawiązaniem do Epizodu IV. Całość oceniam na 7,5/10.
Nadiru: W odróżnieniu od JediPrzemo uważam włączenie okrętów nawiązujących do Hammerheadów i korwet typu Thranta odpowiednio z Knight of the Old Republic i The Old Republic za świetne posunięcie ze strony Filoniego, jak i też fajne oddanie hołdu Expanded Universe… ale pewnie w tej kwestii nigdy się ze sobą nie zgodzimy. Tak czy inaczej, ta ciesząca oczy drobnostka idzie w parze z dobrym, acz lekko zwariowanym odcinkiem. Wszyscy kombinują w nim ile wlezie, akcja co chwila przenosi się z miejsca na miejsce, ale całość zachowuje swój rytm i dynamikę. Motyw z Leią, której Rebelia ciągle „kradnie” statki może jest naiwny, jednak z pewnością ciekawie zrealizowany. Co do samej głównej bohaterki. Chociaż jest dziwnie ubrana – obcisły kombinezon jakoś mi do niej nie pasuje, mimo odniesień do stroju Padme z Ataku klonów i grafik koncepcyjnych McQuarriego – w stylistykę serialu wpisuje się znakomicie. Jej zachowanie ani troszkę nie wydało mi się nienaturalne; spotkałem już niejedną nastolatkę, która zachowuje się równie poważnie, a w jej przypadku jest to jak najbardziej usprawiedliwione. To powiedziawszy, choć nie obyło się bez pewnych bzdurek obowiązkowo wypunktowanych przez JediPrzemo, odcinek trzyma poziom i daję mu 8/10.
Kaelder: Oglądając odcinek miałem wrażenie, że mam przed oczyma kolejną część Mission: Impossible. Jak bowiem określić sytuację, w której nasi dzielni Rebelianci, aby odzyskać trzy unieruchomione statki muszą zmierzyć się nie tylko ze szturmowcami, lecz także dwoma maszynami kroczącymi AT-AT? Na całe szczęście troszkę sprytu, brawury i pomocy z zewnątrz załatwiło sprawę. Największe oburzenie wzbudziła jednak obecność Lei, która wyglądała zdecydowanie dojrzalej, niż wskazywałby jej wiek (powinna mieć 15 lat, ale jej wygląd wskazywałby 20+. Kobiet co prawda o wiek się nie pyta, lecz z rysownika należałoby wydostać, dlaczego poszedł w tym kierunku). Świetnym akcentem i puszczeniem oka do widzów okazało się (tutaj popieram Cię, Nadiru) wprowadzenie pewnych elementów EU oraz kolejnego elementu wywodzącego się z koncepcji Ralpha McQuarriego (mowa tu o kostiumie, jaki ma na sobie księżniczka). Bardzo ciekawa wydała się także ułańska szarża Kanana, który przebrany w zbroję szturmowca chce zmierzyć się z ogromnymi maszynami Imperium mając do dyspozycji jedynie miecz świetlny (znów McQuarrie i jego koncepcje ze szturmowcami trzymającymi miecze świetlne). Właściwie każdy dopatrzyłby się w A Princess on Lothal zarówno mocnych jak i słabych stron. Dla mnie najbardziej zgrzytnął bardzo powolny sposób reakcji żołnierzy Imperium oraz ich dowódcy. Cały odcinek oceniam mimo wszystko bardzo pozytywnie i choć Leia nie wygląda tak, jak powinna, daję 8,5/10.