Jedi Przemo: Ostatnio w źródłach z nowego kanonu możemy zauważyć rosnącą liczbę bohaterów homoseksualnych. Zjawisko to było praktycznie niezauważalne sprzed czasów Disneya, a sam Abrams i Mark Hamill stwierdzili, że nie można wykluczyć, by bohaterowie Trylogii Sequeli mogli okazać się wyłącznie heteroseksualni. Co Wy myślicie o tych działaniach włodarzy z Disneya/Lucasfilmu? Normalna sprawa? Strach przed oskarżeniem o homofobię? A może jeszcze jakieś inne stanowisko?
Taraissu: Całe zamieszanie wokół kwestii LGBT w Star Wars bardzo zyskało na sile za sprawą programu The Ellen Show, gdzie na tuż przed premierą Epizodu VII, na pytanie o wątek romantyczny w Star Wars, Oscar Isaac bez wahania odparł, że on zdecydowanie grał romans, ale nie może powiedzieć z kim (zastrzegł, że może chodzić o droida). Choć John Boyega początkowo na twitterze oświadczył, że żadnego romansu nie ma, to internet eksplodował tysiącem memów, a media społecznościowe, na wiele dni, zdominowała dyskusja na temat homoseksualnych bohaterów w Star Wars. J.J. Abrams i Mark Hamill zaś swoje opinie wygłosili już po tym jak „wybuchła bomba”, nie wcześniej, dlatego ciężko mówić o jakiekolwiek otwartej homopropagandzie (jak to się przyjęło ostatnio powtarzać).
Marik Vao: Wątki homoseksualne, kazirodcze i inne tym podobne od dłuższego czasu są domeną licznych (często niskiej jakości) fanfików pisanych przez osoby, które próbują wzbudzić kontrowersje. Nic dziwnego, że żarty na ten temat pojawiają się w komediowych show w telewizji. Jednak są organizacje, które uprawiają (wbrew temu, co mówisz, Taraissu) propagandę. Podchodzą dość poważnie do tego, co robią i oceniają filmy oraz wytwórnie pod kątem ilości homoseksualnych postaci w ich produkcjach. Czy uważasz, że twórcy Star Wars powinni ulec po tym, jak Disney otrzymał negatywną opinię?
Jedi Przemo: Ja zasadniczo nie mam nic przeciwko, by takie wątki pojawiały się, ale żeby to było całkowicie naturalne. Bardzo ciekawie to zrobiono w Końcu i początku, ponieważ widać tam pewną niekonsekwencję. Z jednej strony odnoszę wrażenie jakby Rae Sloane miała zaraz wykrzyczeć na mostku, że jest lesbijką, ale z drugiej spodobało mi się, jak naturalnie ujawnił się Sinjir. To sprawia, że dużo łatwiej to zaakceptować. To, że istnieją pewne środowiska, które walczą o prawa wszelkich mniejszości bardziej, niż one same to fakt, ale szczerze mówiąc nie zauważyłem ich walki w kontekście Star Wars. Być może Disney się tego obawia, ale czy można tu mówić o „uleganiu”, czy raczej przechodzeniu nad tym do porządku dziennego?
Taraissu: To chyba kwestia (nad)wrażliwości na temat. W moim odczuciu Rae Sloane chciała po prostu wykrzyczeć, że jest jej źle, a to, czy powodem była strata żony, partnera czy pieska, było kwestią drugorzędną. Marik, ja mówiłam o braku propagandy ze strony Disneya – a to, że jakieś inne grupy chcą wywierać naciski… No cóż, my fani od zawsze chcemy, aby było po naszemu. Jednak stawianie homoseksualizmu i kazirodztwa obok siebie jest moralnie podłe i świadczy o braku zrozumienia zjawiska. Oscarowe filmy o tematyce LGBT jak Brokeback Mountain, Carol czy Dziewczyna z portretu, to raczej nie są kiepskiej jakości komedie. Dodawanie ważnych i aktualnych treści do Star Wars wzbogaca je i sytuuje na ważnej pozycji wśród treści popkulturowych. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby głównym bohaterem była osoba czarnoskóra lub kobieta. Twórcy filmów muszą reagować na potrzeby odbiorców, jeśli chcą zarabiać, a LGBT to bardzo istotna kwestia nie tylko w kontekście finansowym, ale i społeczno-kulturowym.
Marik Vao: Po części się zgodzę, że Star Wars nie mogło i nie może tkwić w stagnacji, bo dostalibyśmy film o zimnej wojnie w XXI w. Jednak urodą filmów był brak dosłowności: nikt nie mówił o tym, że Imperium jest totalitarne i rasistowskie, ale dało się to wyczuć. Podobnie zrobiono w X-Men, gdzie nikt nie mówi o czarnych, ani o Żydach. Dlatego ze wszystkich „dziwnych” romansów, chętniej bym zobaczył romans człowieka z cyborgiem, podszyty ukrytą treścią – wilk (propagandziści LGBT) by był syty i owca (fani baśniowego klimatu odległej galaktyki) cała. Dyskusja o tym, czy Brokeback Mountain dostał Oskary za motywy homoseksualne, czy rzeczywiście był lepszy w niektórych aspektach od, przykładowo, Miasta gniewu, i czy LGBT to istotna kwestia społeczna, to już dyskusja na zupełnie inny temat i trudno tu coś udowodnić.
Jedi Przemo: No właśnie, nikt nie mówił wprost i stąd przykładowo nadinterpretacja wielu fanów na temat szowinizmu Imperium. Podejrzewam, że to stoi za przyczyną mocniejszego wysunięcia kobiet na pierwszy plan w nowym kanonie i podkreślaniu roli Sloane w wydarzeniach. Disney stara się naprostować pewne rzeczy, które zdawałyby się są oczywiste w Expanded Universe, ale nigdzie ich wprost nie powiedziano. Nadal jednak nie widzę w tym działań różnych organizacji, które tak czy siak, muszą mieć coś podane wprost, aby nikt nie miał do czego się przyczepić. Być może te naciski nie są po prostu głośne, ale nadal ich istnienie jest trudne do udowodnienia. Z drugiej strony, czy faktycznie orientacja niektórych bohaterów ma aż taki wpływ na fabułę (która chyba jest najważniejsza w nowych Gwiezdnych wojnach) by wzajemnie się przekonywać, kto ma rację?
Marik Vao: Właśnie w tym problem, że te naciski są dość głośne, ale nie w Polsce, tylko w Stanach. Wpływ na fabułę związków homoseksualnych jest spory. Według mnie, Disney już i tak zniszczył część baśniowego klimatu Star Wars poprzez czynienie z Hana i Lei pary w separacji. Dochodzimy do kolejnego aspektu: czy w ogóle związki homoseksualne pasują do baśniowego klimatu Star Wars? Problem wszystkich tych „ideowych” grup nacisku polega na tym, że nie zwracają uwagi na sztukę, tylko na własną agendę. Uważam, że tak samo jak ciemnoskóre postaci nie powinny występować w grach o Wiedźminie (wierzcie lub nie, ale pretensje na ten temat też się w USA pojawiły), tak związki homoseksualne zwyczajnie nie pasują do Gwiezdnych wojen.
Taraissu: Swój baśniowy charakter Star Wars utraciły już dawno temu za sprawą EU, a upieranie się przy zachowaniu czystości gatunkowej, w przypadku filmu, grozi zarzutami o wtórność (powielenie wędrówki monomitycznego bohatera, który spotyka na swej drodze konkretne archetypy, przyjęto z umiarkowanym entuzjazmem). Różnica między starymi i nowymi Star Wars tkwi w dacie powstania, dawniej orientacja seksualna (jak wiele innych cech) nie była istotna w kreowaniu postaci na ekranie czy w grach. Ale teraz mamy więcej wszystkiego: wybuchów, krwi, flaków, nagości. Odbiorcy szukają nowych doznań, chcą wszystkiego „bardziej”, „głębiej”. Dlatego seksualność staje się istotna w kreowaniu postaci (starczy spojrzeć na ostatnie komiksy Rebel Jail z serii Star Wars). Ile nam to daje nowych możliwości fabularnych! W kontekście Przebudzenia Mocy: to mogłoby być istotne czy Finn wybiera Rey czy Poego. Pytanie brzmi: czy ulubiona postać straci w naszych oczach, gdy okaże się nieheteroseksulana, i dlaczego?
Marik Vao: Właśnie myślę, że warto tu zrobić rozróżnienie na filmy i na EU. Expanded Universe dało nam wiele ciekawych eksperymentów (horrory, głębokie rozważania filozoficzne i wiele innych), a epizody nadal pozostają czymś wyjątkowym. Nawet twórcy w wywiadach mówili, że boją się efektów swojej pracy, bo robienie nowych filmów to (dosłownie ktoś tak powiedział) „pisanie od nowa Biblii”. O ile da się przeżyć postaci homoseksualne w nowym kanonie (zwłaszcza jeśli założymy, że czytelników obchodzi, jakie łóżkowe fantazje ma bohater powieści przygodowych), ale niszczenie baśniowego klimatu epizodów to, nawiązując do wcześniej cytowanej wypowiedzi, zwykła herezja… Czy postać homoseksualna straci w moich oczach? Na pewno. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że takich postaci nie było w Legendach, a nagle jest na nie potrzeba, gdy wkroczył Disney, więc czułbym korporacyjny odcisk na takiej postaci. A jeśli Finn, bohater nowych epizodów okaże się być homoseksualny, to zwyczajnie będę gorzko rozczarowany.
Taraissu: Rozpatrujmy zatem kwestie LGBT tylko w kontekście filmów. Doprecyzujmy: Lucas przyznał, że inspirował się campbellowską teorią monomitu, a mit i baśń to dwie różne rzeczy, zatem obrona baśniowości Star Wars jest trochę na wyrost. Wiadomo, że historia nie straci, jeśli orientacja postaci nie zostanie określona. Ale odbiorcy filmów zakładają a priori, że postacie są heteroseksualne, i to dlatego odstępstwo wymaga podkreślenia, co bardziej wrażliwi uznają od razu za propagandę. Wracamy tu tak naprawdę do subiektywnych oczekiwań widza. Z mojej heteroseksualnej perspektywy, Poe Dameron, jako gej, nie utraciłby nic ze swej atrakcyjności, ale za to dla wielu osób nieheteroseksualnych stałby się ważną postacią. Warto spojrzeć na ten właśnie aspekt, zamiast doszukiwać się korporacyjnej teorii spiskowej. W kontekście biblijności dorzucę cytat z wywiadu z Oscarem Issackiem: „Skoro Star Wars to Biblia, a to, co mówię staje się jej częścią (mowa o Gwatemali i Yavinie IV jako rodzinnej planecie Poe) to znaczy, że jestem prorokiem”. A w kwestii Legend: czy w Poświęceniu Karen Traviss nie było przypadkiem gejów?
Jedi Przemo: Na to, że Finn okaże się homoseksualny nie liczyłbym, chyba że będzie już naprawdę miał dosyć być w wiecznym friendzone z Rey. Czy Poe jest gejem? Na razie nic oprócz słów Isaaca (który twierdzi, że grał romans) tego nie potwierdza, a doszukiwanie się tego w jego gestach wobec Finna jest kompletnie bezzasadna. To tak jakby dopatrywać się romansu między Frodo a Samem, a Tolkiena naprawdę o to trudno posądzać. W naszych warunkach kulturowych ciężej jest przyjąć do wiadomości, że jeden z głównych bohaterów może okazać się odmiennej orientacji, ale spróbujmy spojrzeć na to obiektywnie. Czy i dlaczego w świecie filmu by nam to przeszkadzało?
Taraissu: Każdy pragnie czegoś innego, dlatego nie da się zadowolić wszystkich równocześnie. Jakie czasy, takie kontrowersje (w Legendach, zamiast problemu orientacji, był problem nie-ludzi). Dyskusja nad kwestią LGBT w Star Wars, wywołana przez żart rzucony w wywiadzie, pokazuje, że tematyka jest na czasie i nie można jej ignorować. Trzeba jednak pamiętać o zachowaniu proporcji. Wątpię, by ktokolwiek z głównych bohaterów został otwarcie postacią homoseksualną, ale ktoś z drugo-trzecioplanowych na pewno (zgadzam się, że Finn-Poe to bromance, a nie romans). Wątki LGBT wzbudzają dużo kontrowersji, dlatego muszą być wprowadzane z wyczuciem. Star Wars już przeszło drogę od archetypicznych, białoskórych bohaterów do multietnicznej obsady, z kobietą wojowniczką na czele. Uważam, że postacie w odległej galaktyce powinny reprezentować jak najszerszy przekrój cech, by każdy odbiorca miał szansę się z nimi utożsamić, również homoseksualny. Nie dzielmy fanów na lepszych i gorszych. Star Wars łączy pokolenia oraz ludzi o odmiennych poglądach czy kolorze skóry od lat i to jest prawdziwa Moc Gwiezdnych wojen.
Marik Vao: Zgodzę się, że każdy chce czegoś innego i że nie da się zadowolić wszystkich. Prawdziwą Mocą Gwiezdnych wojen nie było to, że Lucas próbował zadowolić każdego, a raczej fakt, że stworzył film niezależny (ignorując zalecenia wytwórni), który odniósł wielki sukces. Dziś Disney nie szanuje tego dziedzictwa i podporządkowuje się coraz bardziej bezsensownym grupom lobbystycznym, w tym środowiskom LGBT. I to właśnie jest powodem wielkich dyskusji wokół ostatnich doniesień i plotek. Jeśli taka polityka będzie kontynuowana, Disney zdecydowanie zdoła wydoić markę Star Wars do cna i w ten sposób ją zabije. Nie potępiam obecności ideologii w sztuce, ale jeśli jej źródłem nie jest autor, a raczej chęć podlizania się pewnym grupom, nie może wyjść z tego nic dobrego. Przedsmakiem była Rey, którą opisuje się jako Mary Sue, a nadal może być znacznie gorzej…
Jedi Przemo: To, że każdy fan chce czegoś innego to prawda (wystarczy spojrzeć chociażby na wspólne wypowiedzi w naszej redakcji), ale nie jestem pewien czy mogę się zgodzić z tym, że Disney „podporządkowuje się grupom lobbystycznym”. Patrząc na ilość odniesień w Starej Trylogii też ciężko uznać, że dzieło Lucasa to film niezależny (symbol goni symbol, a po drodze mija kilka archetypów). Oczywiste jest, że Disney w pogoni za odzyskaniem tych 4 miliardów będzie chciał żeby filmy trafiły do jak najszerszej publiki, a przy okazji był jak najmniej krytykowany, ale czy to oznacza, że wprowadzanie pewnych wątków zadecyduje o zniszczeniu marki? Zauważyłem, że najwięcej wad znajdują zagorzali fani starego kanonu i w pełni ich rozumiem, ale dla mnie najważniejsza jest jakość filmu sama w sobie, bo dla mnie to i tak alternatywne uniwersum. Jeśli filmy całościowo będą świetne to wysunięcie na czoło czarnoskórej, homoseksualnej bohaterki nie będzie mi przeszkadzało. Jeśli feminizacja, koloryzacja i wątki LGBT będą wrzucane z neonami i fajerwerkami aby zaakcentować ich istnienie, to raczej tego nie kupię.