Serial animowany Star Wars: Rebels dobiegnie końca wraz z finałem czwartego sezonu. Tą smutną (oczywiście nie dla wszystkich) wieść przekazał nam na Star Wars Celebration Orlando główny twórca i reżyser serialu, Dave Filoni, tuż przed wyświetleniem trailera tegoż ostatniego sezonu.
Myślę, że większość z tych z nas, którzy lubili i oglądali Rebels, wiedziała, a przynajmniej przeczuwała, że jeśli nawet serial nie domknie się w ciągu jednego sezonu, na pewno nie potrwa dłużej, niż pięć serii. Nie pozwala na to czas, jaki dzieli go od Łotra 1 i Nowej nadziei. Bo to, że jego akcja nie może „przeskoczyć” tych filmów jest jasne. Zniszczenie Gwiazdy Śmierci zmienia całą sytuację galaktyczną, a także za bardzo zmienia charakter Rebelii, by przygody załogi „Ducha” w tej formie, jaką ją dotychczas oglądaliśmy miały większy sens. Ale najważniejsi w tym rozrachunku są oczywiście bohaterowie.
Kto zginie?
Nie można bowiem nie spojrzeć na trailer czwartego sezonu i nie zastanawiać się – kto zginie? Nawet gdyby Hera nie powiedziała nam tego niemalże prosto w twarz, to przecież mamy dwie postacie, które w świetle Nowej nadziei i pojawienia się Luke’a Skywalkera po prostu nie mogą pozostać na scenie. Zarówno Ezra, jak i Kanan są gigantycznym problemem dla twórców serialu. W porządku, może nie Kanan, on odegra zapewne rolę „ginącego mentora”, jak Qui-Gon, Obi-Wan i Han Solo w pierwszych filmach poszczególnych trylogii. Ale Ezra? Pamiętajmy, to nie tylko nastolatek, ale także – a może przede wszystkim – ktoś, kto ma być personifikacją przeciętnego widza, może niekoniecznie jego idolem, ale kimś, z kim może się identyfikować. Zabicie takiej postaci byłoby wprawdzie sensownym, ale bardzo, bardzo odważnym ruchem ze strony Dave’a Filoniego i ekipy. Zbyt odważnym jak na serial dla dzieci? To jest doskonałe pytanie.
Wiemy, że do Łotra 1 dotrwają Hera i Chopper, bo słyszymy o nich i widzimy ich w filmie. Czy Sabine, Zeb, czy chociażby Kallus także mogą pójść pod przysłowiowy topór scenarzystów? W przypadku Sabine szczerze w to wątpię; tego byłoby już odrobinkę za wiele. Zeb i Kallus z kolei, jako typowi wojownicy, pasowaliby do roli bohaterów ginących „w blasku chwały” – nie zdziwiłbym się, gdyby zginęli razem, robiąc coś naprawdę heroicznego i godnego zapamiętania.
Moim zdaniem oczywistym jest także fakt, że zginie wielki admirał Thrawn. Bendu przepowiedział nam jego los w ostatnim odcinku trzeciego sezonu i być możemy gdyby nie ta krótka scenka, nie mówiłbym o tym tak definitywnie. Nie ma takiej opcji, by Chiss dotrwał do bitwy o Yavin. Thrawn jest zbyt dobrym dowódcą, zbyt przebiegłym strategiem, by nie wykorzystano go w dalszej walce z Rebelią, i by w konsekwencji nie doprowadziło to do jej końca. Thrawn musi zginąć i nie sądzę także, by pojawienie się jego osobistego ochroniarza i zarazem jego zabójcy z Legend, Noghriego Rukha było w tym kontekście przypadkiem. Trochę szkoda, że nie pozostawiono nam pewnych wątpliwości odnośnie jego losu. Bo przecież mógł doznać porażki i być wygnanym przez Palpatine’a z powrotem do Nieznanych Regionów, by kiedyś w jakichś okolicznościach ponownie pojawić się w znanej galaktyce.
Nowy stary serial, czy w pełni nowy serial?
Powiem Wam, że z każdym sezonem coraz bardziej się przywiązuję do załogi „Ducha” i będzie mi straszliwie żal żegnać się z nimi – albo ostatecznie, bo zginą, albo dlatego, że serial o nich się skończy. No chyba, że postacie, które przeżyją, powrócą w nowym serialu. Jak wiemy ze słów Filoniego, takowy powstanie, najprawdopodobniej ponownie robiony przez niego i jego doświadczoną ekipę. Czy będzie to swego rodzaju kontynuacja Rebels, serial o walce z Imperium, ale już po Yavinie, z innym zestawem bohaterów i podejściem do opowiadanej historii? A może nieoczekiwanie przeskoczymy o trzy dekady do przodu i dostaniemy animowany tasiemiec o członkach Ruchu Oporu, którym pomagają ściągnięci z emerytury generał Syndulla i spółka? Skoro był już serial prequelowy, a także serial dziejący się w pobliżu Klasycznej Trylogii, to taki pomysł nasuwa się sam.
Jakkolwiek by nie było, ostatni sezon Rebels prawdopodobnie będzie nie tylko najmroczniejszym, ale też najpoważniejszym z całej czwórki. Jestem przekonany, że trailer dał nam tego jedynie przedsmak. Owszem, spodziewam się standardowej dawki one-shotów, w mojej redakcji nagminnie nazywanych „zapychaczami”, nie zabraknie pewnie droidziego humoru i nie będzie absolutnie żadnego zaskoczenia, jeśli Imperium wciąż będzie pokazywane jako bardzo, bardzo nieudolna organizacja. Ale cała historia zmierza do końca, który po prostu nie może być różowy. I oby tylko scenarzystom i reżyserom nie zabrakło ani odwagi, ani talentu, by zakończyć Rebels godnie i w odpowiednim stylu.