Na długo zanim rozpoczęto zdjęcia do Epizodu I, inni aktorzy po raz pierwszy od wielu, wielu lat wkroczyli na plan gwiezdnowojennej produkcji. Aktorzy, o których nikt nigdy nie słyszał, przystąpili do nagrywania materiałów filmowych liczących łącznie około kilkadziesiąt minut – kilkadziesiąt minut przerywników filmowych do gry Star Wars: Rebel Assault II: The Hidden Empire. W tej wydanej w listopadzie 1995 roku grze po raz pierwszy od dziesięciu lat i premiery filmu dla dzieci Ewoks: The Battle for Endor pojawili się żywi aktorzy, w prawdziwych kostiumach i na prawdziwym planie filmowym… no, tu może odrobinkę przesadziłem. Ale po kolei.
W Rebel Assault II wcielaliśmy się w rolę rebelianckiego pilota o kodzie wywoławczym Rookie One (niestety, Expanded Universe nie nadało mu innego imienia), który wykonywał szereg misji naziemnych i myśliwskich. Był to w gruncie rzeczy popularny w tamtych czasach rail shooter, w którym naszym głównym zdaniem było strzelać, strzelać i jeszcze raz strzelać. Wstawki z aktorami były niekiedy o tyle ciekawie wkomponowane w rozgrywkę, że zaskakująco płynnie jak na 1995 rok przechodziły z cutscenki w akcję. I tu dochodzimy do prawdziwości planu… czy raczej jego braku. Nim Mroczne widmo stało się synonimem greenscreena, to właśnie z jego użyciem nakręcono wszystkie przerywniki filmowe w Rebel Assault II. Wszystko, włącznie z kokpitami maszyn i fotelami, było wygenerowane komputerowo, a na planie znajdowali się jedynie odpowiednio przebrani aktorzy.
Mimo niedoskonałości grafiki 3D używanej wówczas w grach, efekt nie jest aż tak katastrofalny, jak mogłoby się to wydawać. Co więcej, kostiumy wykonano na naprawdę wysokim poziomie – głównie dzięki temu, że większość z nich wyciągnięto z archiwów Lucasfilmu, gdyż wiele lat wcześniej pojawiły się one w Oryginalnej Trylogii. Dwa lata później aktorskich cutscenek doczekała się kolejna gra Star Wars – słynne Jedi Knight: Dark Forces II. Wcielaliśmy się w niej w legendarnego Kyle’a Katarna stawiającego swoje pierwsze kroki jako tytułowy rycerz Jedi. Chociaż tu także scenografia składała się z greenscreenu, to zdecydowana większość postaci dostała swoje własne, unikatowe kostiumy – niestety, nie na poziomie znanym z kina.
Na tym też skończyły się zabawy z aktorskimi przerywnikami. Poza Rebel Assault II i Jedi Knight już żadna gra ich nie miała – najbliżej czegoś do tego zbliżonego znajdujemy się teraz, przy Battlefroncie II, gdzie wprawdzie postacie zostały wygenerowane komputerowo, ale na podstawie materiału nagranego przez aktorów w kostiumach motion capture. Efekt z pewnością będzie o wiele, wiele lepszy, chociaż nie da się ukryć, że te cutscenki sprzed dwudziestu lat były ciekawym eksperymentem.