Kiedy tylko pojawiła się oficjalna informacja, że serial z uniwersum Star Wars powstanie, w Internecie rozgorzała dyskusja. I to dyskusja bardzo poważna, między zwolennikami telewizyjnej serii, a jej przeciwnikami. Wydaje się, że ci sceptycznie nastawieni do tego pomysłu przeważają. Zastanówmy się więc na chłodno, co taki serial do świata Star Wars może wnieść… dobrego.
Dawno, dawno temu…
Po pierwsze warto zauważyć, że cały ten pomysł nie jest tak świeży, jakby z początku mogło się wydawać. O telewizyjnej serii rozgrywającej się w świecie stworzonym przez George’a Lucasa przebąkiwano już od bardzo dawna, w ”zamierzchłych” czasach przed wykupieniem marki przez Disneya. Wtedy to wielu fanów bardzo chciało zobaczyć taką produkcję. ”Jeśli nie kolejną część, to chociaż serial”, mawiano. Wydawałoby się, że oto wreszcie nadchodzi spełnienie ich marzeń. Co się więc zmieniło?
Zmieniło się bardzo wiele – nadszedł wyżej już wspomniany Disney. Obserwując dyskusje na stronach i forach, słuchając ludzi na konwentach i w kawiarniach można zauważyć, że wielu fanów jeszcze (albo już nigdy) nie pogodziło się z tą, bądź co bądź drastyczną zmianą. Sporej części też zwyczajnie nowy kanon podoba się znacznie mniej niż stare, dobrze znane i rozbudowane Expanded Universe, teraz z przypiętą wdzięczną łatką Legend.
Nowa nadzieja?
Z drugiej strony nie zapominajmy, że jest też ogromna rzesza fanów (starych i nowych), która zachwyciła się Przebudzeniem Mocy i nowymi rozwiązaniami, zaproponowanymi przez szefostwo Lucasfilmu. Chcą chłonąć więcej informacji ze świata Star Wars, a odchodzący w cień stary kanon nie jest dla nich atrakcyjny. Chcą czegoś nowego. Świadczą o tym pieniądze, które spływają dzień w dzień do wytwórni. A jak wiadomo, od przybytku głowa nie boli i stąd obawa wielu przed wydojeniem uniwersum Star Wars.
Odrobina optymizmu jednak jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. A przynajmniej tak słyszałem. Spójrzmy więc na sprawę z innej perspektywy. Wszak jak powiadał mistrz Kenobi, ”wszystko zależy od punktu widzenia”. Nowy kanon dopiero się rozwija. Minie sporo czasu, nim osiągnie rozmiary starego. Niemniej jednak bardzo stara się dokonać tego jak najszybciej i nie da się nie zauważyć, że rozwój ten jest bardzo dynamiczny. Dlaczego go skreślać? Dajmy mu szansę – być może wyrośnie z niego coś równie wspaniałego jak Expanded Universe. A co może go pchnąć, by mknął naprzód jeszcze szybciej? Otóż to! Serial! W końcu w dzisiejszych czasach ludzie kochają seriale.
Miłośnicy tasiemców
Pewnie tak pomyśleliście, ale ostatnie zdanie to wcale nie jest ironia. Wystarczy spojrzeć na sukcesy popularnej Gry o tron, której nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej, jaką jest świat seriali. Także sci-fi (patrz: Battlestar Galactica czy Star Trek).
Lecz Gra o tron, o czym zapewne niektórzy z Was słyszeli, powoli acz nieubłaganie dobiega końca. I co dalej? Trzeba będzie dać wszystkim łaknącym wrażeń serialowym maniakom coś równie epickiego, a to wcale nie będzie takie proste zadanie. Czemu by więc nie uderzyć z drugiej strony i nie zainteresować ich światem pojazdów kosmicznych i blasterów, który stoi niejako w opozycji do fantastycznej rzeczywistości ,,lodu i ognia’’? Coś nowego i świeżego, a tego w dzisiejszych czasach przecież wszyscy oczekują. Na forach i konwentach rozgorzałyby żywe dyskusje, spekulacje na temat kolejnych sezonów na miarę tych toczących się wokół Gry o tron. Uniwersum Star Wars trafiłoby wreszcie tam, gdzie go brakowało. Trafiłoby do ludzi, którzy być może do tej pory nie mieli z nim zbyt wiele styczności. Gdyż nie oszukujmy się – The Clone Wars i Rebels, choć puszczane w telewizji, to przecież skierowane raczej do młodego odbiorcy seriale animowane. Nie mają szans zyskać takiej renomy jak dobre seriale aktorskie.
Starość nie radość
Idźmy dalej. Czysto hipotetycznie załóżmy, że wszyscy godzą się na koncepcję serialu (sic!). Powstaje jednak nowy problem. O czym miałby on być? Z całą pewnością nie powinien kręcić się wokół tych samych wątków, co filmowa saga, gdyż to faktycznie byłoby bez sensu. Strata czasu i pieniędzy. Dobrym pomysłem byłoby jedynie liźnięcie tych tematów. Umieszczenie ich w tle, co stworzyłoby możliwości puszczania oczek do fanów, jak to robi Marvel w swoich netflixowskich serialach o superbohaterach i co wychodzi bardzo dobrze. Wyobrażacie sobie Waszą ekscytację, gdy wyłapujecie w takiej produkcji jakieś niejasne nawiązanie do filmów? To zawsze satysfakcjonujące uczucie.
Jednak i tutaj pojawia się problem – bo jeśli tak miałoby to wyglądać, to na pewno nie będzie o zamierzchłych, fascynujących wielu, czasach Starej Republiki. To byłoby ogromne wyzwanie dla twórców, gdyż ten okres historii świata Star Wars obrósł już sporą legendą i uznaniem fanów. Po części (a nawet w dużej mierze) za sprawą cenionego Dartha Revana. Dlatego (tu być może niejednego rozczaruję) to raczej mało prawdopodobne, by poważono się na tak wczesnym etapie rozwoju nowego kanonu na mącenie w Starej Republice. Ale, ale! Nie zmienia to faktu, że serial aktorski mógłby się dziać w innych czasach niż filmowa saga. Może nie tak zamierzchłych, ale jednak. Trudniej wtedy o nawiązania, ale nie jest to niemożliwe.
Co widzisz? Światło!
Jak widać, przyszłość serialu aktorskiego w świecie Star Wars wcale nie musi malować się w ciemnych barwach. Przecież przygód w odległej galaktyce nigdy za wiele (o ile będą dobrze podane, a na razie nie mamy podstaw by przypuszczać, że tak nie będzie), a serial to zawsze byłoby coś nowego i świeżego, otwierającego wiele możliwości rozwoju uwielbianego przez nas uniwersum.