Powiedzieć, że Epizod VIII Star Wars, czyli Ostatni Jedi był zaskakujący, to mało. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że nikt albo chociaż niewielu spodziewało się takich, a nie innych rozwiązań. Jednym z najbardziej zaskakujących posunięć stało się nagłe uśmiercenie Najwyższego Przywódcy Snoke’a. Można rzec, że tym odważnym posunięciem reżyser Rian Johnson niemal spoliczkował wszystkich tworzących teorie na przestrzeni dwóch lat od czasu premiery Przebudzenia Mocy. Ale czy na pewno?
Ten tajemniczy Najwyższy Przywódca
Zacznijmy od przyjrzenia się Snoke’owi, którego poznaliśmy w Epizodzie VII. Z samego filmu niewiele o nim wiadomo. Ot, tajemniczy zdeformowany gość bawiący się w Imperatora. Nie wiadomo było nawet do końca, czy potrafi posługiwać się Mocą, choć istniały ku temu przesłanki. Wspominał przecież o ,,przebudzeniu’’ i o ukończeniu treningu Kylo Rena. Nawet jeśli, to nie musiał przecież być niezwykle potężny, choć z całą pewnością nie brakowało mu sprytu (przekabacenie młodego Bena Solo na ciemną stronę) i władczości, pomagającej uzyskać posłuch wśród podkomendnych z Najwyższego Porządku. Jak się później okazało, pierwsze sceny z jego udziałem mylnie sugerowały nadnaturalne rozmiary tej postaci, nie zmienia to jednak faktu, że taki zabieg pogłębił tylko atmosferę tajemniczości wokół Najwyższego Przywódcy i zachęcił fanów do snucia teorii.
A tych powstało mnóstwo, o czym możecie przeczytać tutaj. Jedną z najbardziej popularnych swego czasu była ta, że Snoke to Darth Plagueis, głównie ze względu na to, że miała sens i ładnie łączyłaby wszystkie trylogie Star Wars. Niestety, szybko zdementowana przez twórców, zachęciła fanów do snucia kolejnych, mniej lub bardziej trzymających się kupy. Wszystko to spowodowało, że przed premierą Ostatniego Jedi Snoke’a podejrzewano o bycie kimkolwiek – od Jar Jara poczynając, na Exarze Kunie kończąc.
Marny koniec
Co więc mogli zrobić twórcy? Bądźmy szczerzy – w zaistniałej sytuacji każda odpowiedź byłaby zła. A to z tego powodu, że przewidywalna, a to dlatego, że zbyt udziwniona i przez to naciągana. Część zapewne jak zawsze wyszłaby z kina zadowolona, a część by narzekała. Zawsze pozostawała więc opcja, by z wyjaśnieniami zaczekać jeszcze dłużej, do Epizodu IX, lecz wtedy znów pojawiłby się ten sam problem, być może nawet poważniejszy – wszak apetyt rośnie w miarę oczekiwania. Dlatego też twórcy postanowili sprawić, by pytanie o to, kim tak naprawdę jest Snoke, stało się… niepotrzebne.
Najwyższy Przywódca zwyczajnie zginął. No może nie zwyczajnie – najlepiej całą sytuację obrazuje stwierdzenie, że pycha poprzedza upadek. W Ostatnim Jedi jego postać wreszcie zaczęła nabierać barw: dał się poznać jako roześmiany, ale zarazem gniewny staruszek, który nie toleruje niepowodzeń, nie liczy się z nikim i lekceważy wszystkich, Rey i Kylo Rena w to wliczając. Bo i miał ku temu powody. Jak zapowiadał aktor wcielający się w Najwyższego Przywódcę, Andy Serkis, Snoke pokazał się jako istota o niezwykłej kontroli nad Mocą. Potrafił rozstawiać wszystkich po kątach (dosłownie) nawet nie machnąwszy ręką, czytał ludzkie umysły jak gdyby były to otwarte księgi i nie imponowała mu potęga drzemiąca w Rey, która przestraszyła nawet samego Luke’a Skywalkera. Do tego wszystkiego miał własnych, dobrze wyszkolonych gwardzistów, a także prywatny „telewizor” w sali tronowej o czerwonych zasłonach, znajdującej się na ogromnym statku kosmicznym o wymownej nazwie Zwierzchnictwo. Istny ekscentryk.
Tym wszystkim pozwolono zachłysnąć się widzom w pierwszej części Epizodu VIII tylko po to, by zaraz Najwyższego Przywódcę zgładzić. I to w dodatku rękoma pogardzanego Kylo Rena. To dlatego właśnie scena była tak zaskakująca i w pierwszej chwili ciężko uwierzyć, że naprawdę miała miejsce. Natychmiast po premierze rozgorzała dyskusja. ,,Bez sensu, zmarnowany potencjał, za szybko’’ – mówią jedni. ,,Bardzo dobrze, ciekawie’’ – utrzymują drudzy. Ciężko stwierdzić, którzy mają rację. Bo choć faktycznie nikt się tego nie spodziewał, a to już pewien plus, nie sposób nie przyznać, że stało się to bardzo szybko. Możliwe, że nawet zbyt szybko.
Tym bardziej, że Snoke przeszedł zaskakującą przemianę w stosunku do poprzedniego epizodu. Niekiedy można wręcz odnieść wrażenie, że to dwie różne postacie – inaczej ubrane, inaczej się zachowujące i (za sprawą różnicy efektów specjalnych) nawet inaczej wyglądające ,,z twarzy’’. Nikt nie chce tu tworzyć kolejnej zwariowanej teorii, ale to zastanawiające, prawda?
Spekulacji nigdy dość?
Teraz właśnie dochodzimy do wniosków i spekulacji. Bo czy to faktycznie koniec? Czy ktoś tak potężny i przebiegły jak Snoke mógł spaść z piedestału tak szybko i w zasadzie bez echa? Wystarczy przypomnieć sobie Expanded Universe i starą serię komiksów zatytułowaną Mroczne Imperium, przez jednych cenioną, przez innych mocno krytykowaną, opowiadającą o powrocie Imperatora Palpatine’a pod postacią nie jednego, nie dwóch, ale wielu klonów, do których kolejno przenosił swoją świadomość po śmierci poprzedniego. Sama znajomość tej historii już wystarczy, by się zastanowić. Przecież nowy kanon i nowe filmy czerpią garściami z Legend! A mnogość teorii na temat Najwyższego Przywódcy spowodowała, że już nieraz otarto się w spekulacjach o jego długowieczność, czerpanie Mocy z innych, by zagwarantować sobie nieśmiertelność, i tym podobne.
Być może to wszystko mrzonki. Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że to w końcu Star Wars. Ostatnia część pokazała, że w tym uniwersum wszystko może się zdarzyć. A przed nami przecież jeszcze Epizod IX J.J. Abramsa, twórcy postaci Snoke’a.