Księżyc

– Nie, nie dostaniesz grazera, nie ma mowy!

– Ale mamooooooo…

– Nie dostaniesz!

– Mamaaaaaa, ale obiecałaaaaaś! Powiedziałaaaaś!

– Nie mówiłam, kiedy!

– To kieeeeedy? Obiecaaaaałaaś.

– Jak na niebie pojawi się księżyc!

Mały Artys spojrzał na matkę z wyrzutem. Był już przecież na tyle dorosły, by zdawać sobie sprawę z tego, że kołysanka, którą śpiewała jego młodszej siostrze, jest po prostu zmyślona. Jego planeta nigdy nie miała księżyca! Mama znowu próbowała wymigać się z danego słowa i wcale mu się to nie podobało. Nadął policzki i już chciał coś powiedzieć, kiedy podała mu kandyzowaną tokkę. O, już lepiej. W sumie mama nie była taka zła, tylko dzisiaj pokłóciła się z babcią. A przecież sam słyszał w holowizji, jak ich królowa oznajmiała, że najważniejszą rzeczą w obecnej galaktyce powinien stać się pokój. Wprawdzie nie do końca rozumiał to słowo, ale tata wyjaśnił mu, że chodziło o to, by wszyscy lubili się nawzajem i nie walczyli ze sobą. Trochę głupio, bo w końcu Droan dwa domu dalej zasługiwał na manto, które mu wczoraj spuścili, ale dorośli zazwyczaj nie pojmowali takich prostych spraw.

– A teraz weź Leenę i idź do ogródka… Kolacja będzie dzisiaj trochę później, czekamy na dziadka i tatę.

– Mamooooo, z dziewczyną?

– Powiedziałam: idź!

Jeden rzut oka na mamę uświadomił mu, że stoi na przegranej pozycji. Westchnął głęboko, by widziała, jak głęboko go uraziła i poszedł po siostrę.

***

Jeszcze nigdy nie sądziła, że będzie tak blisko uduszenia własnego dziecka. Oczywiście musiał sobie przypomnieć o grazerze w taki dzień! Nie dość, że jej mąż postanowił wybrać się z teściem do stolicy ze względu na napiętą sytuację polityczną i chęć zadeklarowania swego poparcia dla monarchii (a przecież prosiła go, żeby się nie mieszał!), to jeszcze teściowa postanowiła wpaść z wizytą, by… pomóc. A raczej skrytykować wszystko, poczynając od nieporządku w domu po zrobione niedawno zakupy i niewychowane dzieci. Nie wytrzymała w końcu, wypunktowała jej parę rzeczy, ale to była ulga tylko na kilka godzin. Dobrze, teściowa na spacerze, dzieci spacyfikowane, czas zabrać się za przygotowywanie kolacji.

Kiedy w końcu Taer kupi jej tego droida-kucharza! W końcu nie kosztowały tak wiele! Jak na złość jednak ostatnio zaczął twierdzić, że każda planeta powinna się obchodzić bez tego, co produkuje się na innych światach. Niestety, ze względu na specjalny status większości terenów pozamiejskich niemal niemożliwe było wybudowanie gdziekolwiek fabryki, nawet tak prostej i nieskomplikowanej jak zakład produkujący droidy. Ale też i Taer nie musiał nigdy przygotowywać każdego posiłku… I jeszcze domagał się tych bardziej skomplikowanych potraw!

Sięgnęła po pędy suunańskie i zaczęła je niecierpliwie kroić.

Żeby jeszcze wiedziała, kiedy wrócą! A najwyraźniej szykowało się na burzę, bo na zewnątrz zrobiło się jakby ciemniej, choć do zachodu słońca zostały ze dwie godziny. Trzeba będzie zawołać dzieci.

– Maaaamaaaa, maaamaaa, kupisz mi grazerka! Kupisz mi grazerka!

A jego co właśnie opętało?

– Powiedziałam ci, że dostaniesz go kiedy…

– Kiedy będziemy mieli księżyc! Maaaamaaa, jest księżyc! Zobacz, maaamaaa!

O co temu dziecku chodziło? Wytarła ręce i wyszła na taras.

Najwyżsi, co to było? Nic dziwnego, że zrobiło się ciemno, skoro słońce zostało praktycznie zakryte przez niepokojący okrągły kształt. Uniosła przedramię, by w miarę możliwości przyjrzeć się temu nieco uważniej. Zdołała tylko dostrzec szmaragdowy rozbłysk…

– Mamaaaa, mamaaa, Alderaan ma księżyyyc! – teraz i Artys, i Leena radośnie podskakiwali wokół niej, wyraźnie podekscytowani…