Ranking komiksów „Star Wars” z nowego kanonu [aktualizacja po „Star Wars 1-6: Destiny Path” i „The Rise of Kylo Ren”]

Pierwszy w historii komiks Star Wars zadebiutował jeszcze przed premierą Nowej nadziei, 12 kwietnia 1977 roku, zeszytem, który rozpoczął sześcioczęściową adaptację rzeczonego filmu. Komiks zwał się Star Wars 1, powstał pod egidą legendarnego Marvela i, jak przystało na swoistą powtarzalność ziemskiej historii, blisko trzydzieści osiem lat później ten sam Marvel, doczekawszy się przejęcia licencji od Dark Horse Comics, wydał  komiks o znajomej nazwie Star Wars 1. W tym momencie narodził się komiksowy nowy kanon Star Wars.

Podobnie jak to ma miejsce w przypadku książek, czytam wszystko, co tylko pojawia się na amerykańskim rynku historii obrazkowych, a na czym widnieje logo Star Wars i Marvela (skierowane do dzieci Star Wars Adventures czytam, ale nie wliczam do tego rankingu). Przed Wami mój skrajnie subiektywny ranking tychże, od najgorszych do najlepszych. W rankingu ująłem tylko te pozycje, które zostały ukończone, czyli są pojedynczym komiksem (tzw. one-shotem), samodzielną miniserią bądź częścią serii wydanej albo jako trade paperback w USA albo numer polskiego magazynu Star Wars Komiks. Ranking ten jest oczywiście aktualizowany wraz z każdą kolejną zwieńczoną pozycją.

Przeczytaj opinie o najnowszych pozycjach w rankingu, Star Wars (2020) 1-6 oraz The Rise of Kylo Ren.

Wszystkie komiksy już wydane w Polsce są zaprezentowane z polskim tytułem oraz informacją, w którym numerze magazynu Star Wars Komiks zostały opublikowane. Te, które zapowiedziano, ale jeszcze ich nie ma w sprzedaży, mają zachowany oryginalny tytuł. Dodatkowo, w nawiasach kwadratowych na końcu każdego opisu-recenzji znajdują się daty lub data pierwszego amerykańskiego wydania, dla łatwiejszej nawigacji w chronologii pojawiania się poszczególnych tytułów.

Książkowe i komiksowe adaptacje filmu mają sens jedynie wtedy, gdy coś od siebie dodają, gdy autorzy mają na nie pomysł. Na adaptację Przebudzenia Mocy nie było żadnego pomysłu. Komiks odtwarza film niemal 1 do 1, ale przy okazji zatraca połowę jego humoru i nie dodaje kompletnie nic nowego, poza jednym małym kadrem wrzucanej do śmieci Phasmy. Po kiego Sitha w ogóle powstało to „dzieło”? Nie mam bladego pojęcia, tym bardziej, że wydano je ponad pół roku po premierze kinowej… Jedynym plusem są ładne rysunki, ale co to za sztuka ładnie odtworzyć filmowe kadry? [czerwiec-listopad 2016]

Gdy już sądziłem, że poziom serii Star Wars (tu akurat w crossoverze) nie może spaść niżej, dostaliśmy historię, której nie potrafię określić inaczej, jak kolosalną pomyłkę. Bezsensowna fabuła, kretyńskie zachowanie Luke’a, absurdalne potwory, gadające kryształy i przejmujące kontrolę nad istotami pasożyty…? Twórcy serii robią absolutnie wszystko, by nam przypomnieć co gorsze momenty z epoki marvelowskiego Star Wars z lat 1977-1986. O ile kolejne pozycje z tej listy, które działy się przed Screaming Citadel broniły się jeszcze rysunkami, o tyle tutaj nawet ta linia obrony się załamuje, gdy 2/5 serii stworzył artysta, który nie powinien nigdy zabierać się ze Star Wars. [maj-czerwiec 2017]

Po świetnej adaptacji Łotra 1 miałem nadzieję, że komiksowa wersja Ostatniego Jedi nie pójdzie tą samą drogą, co obrazkowe Przebudzenie Mocy. Niestety, jest tylko nieznacznie lepiej. Adaptacja jest zwyczajnie… popsuta. Nie oddaje ducha filmu, niepotrzebnie skraca niektóre dialogi, spłyca postacie (Holdo w szczególności) i przede wszystkim niemal pozbawia opowieści humoru. Wiem, że wielu fanów narzekało na gagi i żarty w filmie, ale jedną rzeczą jest nieco stonować humor, a inną go usunąć. Na dodatek, w zamian za te braki komiks prawie nic od siebie nie dodaje; wyjątkiem są myśli Luke’a Skywalkera i parę słów tu i tam. Całokształtu nie poprawiają nijakie i jakby wykonane od niechcenia rysunki. [maj-wrzesień 2018]

Brzydki, niepotrzebny i potwornie przydługi (aż 7 zeszytów – uwierzycie?). Ta adaptacja to nieporozumienie i trzeci już dowód na to, jak nie przerabiać filmu na komiks. Jedyną jego wartością dodatnią jest pierwszy zeszyt, który zaczyna się nieudaną transakcją, i w którym pojawiają się wycięte sceny z filmu i nawiązanie do miniserii Han Solo – Imperial Cadet. Narobiło mi to wielkich nadziei, że będzie jak z pomysłową i udaną adaptacją Łotra 1. Niestety, potem wszystko się rozwlekło, i to w sposób najnudniejszy ze wszystkich możliwych. [październik 2018 – kwiecień 2019]

Kolejny przypadek komiksu, w którym rysunki są jedynym godnym uwagi elementem. Cała reszta woła o pomstę do Mocy. Nie dość, że w kontekście serii Star Wars ta historia nie ma żadnego uzasadnienia, to roi się od absurdów i bardzo źle pojętego mistycyzmu. Bo jak inaczej nazwać magiczne żywe góry (!) i ledwo trzymający się kupy wątek prymitywnych plemion wojujących ze sobą dzieci? Tajną wojnę naprawdę ratują tylko rysunki, w tym wypadku znakomitego, choć w przypadku Yody mocno chodzącego na skróty (wycięte z kadrów filmowych miny i pozy mistrza) Salvadora Larrocy. [grudzień 2016 – kwiecień 2017]

Mace Windu to postać, która powinna być komiksowym samograjem. I była nim w starym kanonie. Tutaj? Przysłowiowa bida z nędzą. Przede wszystkim komiks jest niemożebnie brzydki; kreska jest prosta, uboga w detale i momentami karykaturalna w swym przedstawianiu postaci. Fabuła natomiast stanowi zlepek dobrych pomysłów, które zostały fatalnie wykonane. Całość kręci się wokół wątpliwości Mace’a i innych Jedi odnośnie udziału w wojnie. Ten świetny wątek został położony mętnym pustosłowiem i idiotycznym zachowaniem pewnej najbardziej niezadowolonej z tego obrotu sprawy postaci. Całość jako tako ratują pozostali bohaterowie, w tym ciekawie zaprezentowany Windu, co nie zmienia faktu, że komiks jest przykładem zmarnowanego potencjału w paskudnej oprawie graficznej. [sierpień-grudzień 2017]

Pomysł jest bardzo fajny, a polega na tym, że Rebelia zdobywa niszczyciel gwiezdny typu Imperial, by wykorzystać go przeciwko swym dawnym właścicielom. Problemem jest wykonanie. Sposób zdobycia okrętu jest debilny i przypomina jeden z mniej oryginalnych odcinków Star Treka (!), a wątek ścigania się Lei i Hana o to, kto zajmie fotel kapitański to jakiś ponury żart. A rysunki? Mocy moja, ratuj… Twarze znane z filmów wyglądają tak, jakby zabrał się za nie szalony chirurg plastyczny. Jedynym, ale za to bardzo poważnym plusem tej historii jest kompetentny i świetnie ukazany oddział szturmowców-komandosów Imperium, Oddział SCAR. [czerwiec-listopad 2016]

Chociaż DJ jako postać w Ostatnim Jedi mi się spodobał, niespecjalnie czekałem na ten komiks. Może gdyby pokazywał początek jego kariery…? A tak okazało się, że słusznie nie było na co czekać – fabularnie Most Wanted znużył mnie niemożebnie, graficznie jest raczej średni, acz zaskakujący. Zaskakujący pozytywnie, ukazaniem ras znanych m.in. z kantyny Mos Eisley, i negatywnie, poprzez fakt, że komiksowe Canto Bight w najmniejszym stopniu nie przypomina filmowego Canto Bight. Tak naprawdę jedynym wyraźnym plusem tego one-shota  jest główny bohater i jego skrajna neutralność wraz z samolubnością: to wyszło znakomicie. [styczeń 2018]

Chewbacca nigdy nie był moją ulubioną postacią i powiem Wam jedno: komiks ten niczego w tej materii nie zmienił. Jest całkiem ładnie narysowany, choć momentami ze świecą szukać w nim gwiezdnowojennego klimatu, ale absolutnie niczym nie porywa. Szczególnie oklepana i naciągana historia, która kręci się wokół gangsterów i ratowania niewolników. Nie pomaga też fakt, że tytułowy bohater posługuje się tylko rykami, które być może fajnie wypadają w filmie, bo ich intonacja i brzmienie oddają część sensu wypowiedzi, ale w komiksie są kompletnie nie do zrozumienia. [paździenik-grudzień 2015]

Zaraz za Chewbaccą plasuje się jego partner i przyjaciel, Han Solo. Czemu? Z powodu głupiutkiej fabuły, zakładającej udział tytułowego bohatera w najniebezpieczniejszym wyścigu galaktyki (którego zasad nigdy w pełni nie poznajemy) w celu zebrania szpiegów Rebelii, z których jeden jest zdrajcą. Wszystko ledwo trzyma się sensu, nigdzie nie zaskakuje, a końcówka z tunelem czasoprzestrzennym i interprzestrzenną znowu bardziej przypomina Star Treka, niż stare, poczciwe Star Wars. Wszystko to zaś dzieje się w nieokreślonym czasie po Nowej nadziei, z Hanem, który pod względem rozwoju postaci gryzie się z tym, co oglądamy chociażby w opisywanej tu serii Star Wars. Zgadnijcie, co jest największym plusem komiksu. Tak, zgadza się, znowu – znakomite rysunki. [czerwiec-listopad 2016]

Beilert Valance powraca z niebytu Legend (a dokładniej starych komiksów Marvela), by zapolować na Vadera. Nie pierwsza to historia, gdzie ktoś z jakiegoś powodu chce dopaść Mrocznego Lorda – w starym kanonie było ich na pęczki – i niestety nie najoryginalniejsza. Cały komiks czyta się bez większych emocji, także postać Valance’a nie wyróżnia się niczym szczególnym z wyjątkiem wyglądu. To taki typowy komiksowy średniak, któremu nie pomagają średnie rysunki sporządzone przez kilku różnych, równie średnich artystów. Aż dziw, że na podstawie tego komiksu powstała seria Bounty Hunter. [lipiec-grudzień 2019]

Chcecie wiedzieć, co robił Lando tuż przed wydarzeniami z Solo? Nic oryginalnego, jak się okazuje z tego komiksu. Ot, Calrissian i L3 wpadli w wir pewnej małej rebelii – a jest to do tego stopnia podobne do fabuły spin-offa, że aż karygodne. Sporym minusem Double or Nothing jest też zrobienie z Lando karykaturalnie egocentrycznej postaci. Wiadomo, ma on wysokie mniemanie o sobie, ale ciągłe rozpowiadanie wszystkim dookoła, jak to jest „naj” pilotem, szmuglerem, hazardzistą etc. w galaktyce… nie, to do niego nie pasuje. W komiksie działa za to humor, którego jest pełno, a i rysunki są całkiem niezłe. [maj-wrzesień 2018]

Jeśli ktoś miał wcześniej wątpliwości, to teraz już nie powinien ich mieć: ta seria to seria komediowa w czystej postaci. Remastered nie ukrywa, że nie jest serio i w zasadzie nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że to nadal kanoniczna historia – historia, w której i Rebelianci, i Imperialni mają dziwne pomysły, dziwne rzeczy (okręty i stacje, uściślając) i zachowują się jak ostatnie błazny. Pojawienie się Hery Syndulli w gościnnej i poważniejszej roli niewiele zmienia. Komiks ma swoje momenty, faktycznie jest zabawny, postacie związane z Aphrą pozytywnie zakręcone, ale w żadnym wypadku nie powinien być częścią kanonu. A, no i jest bardzo nierówny graficznie – raz dostajemy świetnie narysowane kadry, raz koszmarnie. [listopad 2017 – kwiecień 2018]

Kontynuacja całkiem dobrego i ciekawego komiksu, gdy podąża dokładnie tym samym schematem, co oryginał, rzadko jest udana. I choć First Blood nazwałbym raczej średnim niż nieudanym, nie da się nie zauważyć, że nie tędy droga. Chodzi mi przede wszystkim o częste i gęste wykorzystanie retrospekcji w sytuacji, gdy aż prosiło się o kontynuację wątków zawiązanych w The Last Padawan. Sytuacji nie pomagają także rysunki tego samego autora, o których wątpliwych walorach napisałem nieco niżej – tym bardziej, że szósty zeszyt miniserii robi ktoś zupełnie inny, niż pierwszych pięć. [październik 2015 – marzec 2016]

Koniec (pierwszej) flagowej serii Star Wars powinien być epicki, prawda? I jest, przynajmniej w tym względzie, że liczy aż 8 zeszytów. Komiks świetnie pokazuje docieranie się Wielkiej Trójki i spółki, gdzie są w momencie tuż przed Epizodem V. Gorzej z fabułą, która meandruje w dziwne strony i nie potrafi wzbudzić szczególnie wielkich emocji. Szczytem wszystkiego są… żywe skały. Czy tak trudno ogarnąć po fatalnie przyjętej Tajnej wojnie mistrza Yody, że ożywione skały i Star Wars to bardzo, bardzo złe połączenie? Najwyraźniej scenarzysta Rebels and Rogues nie odrobił pracy domowej. Rysunkowo jest nieźle (to dzieło Phila Noto znanego z Poe Damerona), kolorystycznie już zdecydowanie mniej. To nie jest finał, na który zasługiwała ta seria. [lipiec-listopad 2019]

Wątpiący w dalsze podążanie ścieżką Jedi Anakin (że też wtedy nie zrezygnował!) i jego mistrz są odcięci na dziwnej planecie. Co z tego wynika? Średniawa fabuła, która raczej nikogo niczym nie zaskoczy i bezbarwne postacie drugoplanowe, za to zaprezentowane za pomocą momentami wbijającej w fotel grafiki. Najciekawszymi fragmentami komiksu jest poważne i świetnie rozwinięcie wątku przyjaźni Anakina z kanclerzem Palpatine’em. Na ten wątek czekałem chyba najbardziej, sięgając po kolejne zeszyty miniserii, co nie do końca dobrze świadczy o głównym wątku, prawda? [styczeń-maj 2016]

Szczegóły na temat rebelianckiej przeszłości Crait poznaliśmy dzięki powieści Leia – Princess of Alderaan, więc po co powstał ten komiks? Nie odnosi się ani słówkiem do książki, nie pokazuje nic związanego z bazą z Ostatniego Jedi… więc po co? To tylko śliczna wizualnie (rysunki są przecudne!), ale poza tym fabularnie banalnie prosta i zupełnie nieistotna opowiastka z Leią, Lukiem i Hanem w roli głównej. Równie dobrze mogłaby być one-shotem serii Star Wars. [grudzień 2017]

Kolejny z one-shotów (niech Was nie zwiedzie numer przy tytule na okładce: to naprawdę jest one-shot) powiązanych z filmami. To troszkę dziwny eksperyment, który polegał na tym, że historię rozbito na trzy części, każdą ilustrowaną przez innego artystę. Efekt końcowy jest nawet nienajgorszy, choć siłą rzeczy graficznie niespójny, ale fabularnie… no cóż, jest zabawnie, są zwroty akcji, ale kto liczył, że dowie się czegoś nowego o tytułowym bohaterze, ten odejdzie po lekturze rozczarowany, i to srogo. [sierpień 2018]

Zakończenie sagi z Shu-Torun i królową Trios w rolach głównych w 5/6 jest przecudnie narysowane (o tej nieszczęsnej 1/6 szkoda nawet wspominać), ale brakuje jej ikry i choćby odrobiny suspensu. Jeszcze nie spotkałem opowieści, w której bohaterowie zdradzają cały plan akcji, a potem oglądamy, jak ten plan… idzie jak po sznurku przez około dwa zeszyty, by zaciąć się w najbardziej oczywistym z oczywistych miejsc, po najmniej niespodziewanym „twiście” w całej historii Star Wars. Scenarzysta Kieron Gillen, dla którego jest to pożegnanie ze odległą galaktyką, skończył swoją gwiezdnowojenną przygodę w wyjątkowo mizerny sposób. [marzec-czerwiec 2019]

Kiedy już człowiek myśli, że nigdy nie zobaczy czegoś tak brzydkiego, jak zeszyty crossovera Cytadela Grozy należące do cyklu Doktor Aphra – dostaje coś takiego. Ta miniseria o dość zabawnej nazwie prezentuje sobą w miarę dobry fabularny poziom, wystrzeliwując w nas istną salwę plot twistów, pod względem graficznym zawodzi jednak na całej linii, jak jeszcze żaden komiks nowego kanonu (a przecież seria nigdy nie miała wybitnego rysownika). Szkoda, bo i pomysł stojący za głównym wątkiem był oryginalny i rozwiązanie całej akcji dość pozytywnie mnie zaskoczyło. [maj-wrzesień 2019]

Ciekawy, ale nieco rozczarowujący komiks o tym, jak Eno Cordova ze swoją uczennicą, Cere Jundą – bohaterami z gry Jedi: Fallen Order – pierwszy raz zetknęli się z tajemnicami cywilizacji Zeffo. I na tym w zasadzie kończy się wszystko, co ten komiks ma wspólnego z rzeczoną grą; jej fani będą wobec tego mocno niepocieszeni. Reszta to solidna, momentami zaskakująca, choć niekoniecznie ładnie narysowana historia pewnego nie do końca prostego konfliktu z czasów Republiki i tego, co się dzieje, gdy Jedi za bardzo angażują się po jednej ze stron. [wrzesień-grudzień 2019]

Pierwszy komiks dziejący się po Powrocie Jedi, oczekiwania wielkości superniszczyciela gwiezdnego i… no, lekkie rozczarowanie na pewno. Choć jest to opowieść znakomita pod względem graficznym (pomimo dwóch osobnych rysowników), natomiast fabularnie wpada na pewne mielizny. Są to w zasadzie trzy różne historyjki z udziałem rodziców Poe Damerona, co samo w sobie jest niezwykle interesujące, i Wielkiej Trójki czyli Luke’a, Leii i Hana, ale wszystkie są takie dość zwyczajne, proste, nieco nijakie. Najkrócej mówiąc: lekkie rozczarowanie. [wrzesień-listopad 2015]

Marvelowi twórcy komiksów wyjątkowo lubią Mon Calę – i dobrze, bo dotychczas pokazali, że „umieją w Kalamarian (i Quarrenów)”. I wszystko byłoby w porządku, gdyby akcja działa się tylko na tej wodnej planecie, bo tu przynajmniej rozgrywa się coś ciekawego i istotnego dla Ruchu Oporu – niestety część historii z udziałem Poe i Finna to odgrzewane flaki z olejem. Gdyby cały komiks odgrywał się na Mon Cali i wątek polityczny był bardziej rozwinięty względem nieco zbędnego i głupiego mordobicia (nie tylko u pilota i eks-szturmowca), to byłby naprawdę wart przeczytania, zwłaszcza, że rysunki są niezłe. A tak komiks to trochę stracona szansa, podobnie jak swego czasu Rozbite Imperium. [październik 2019]

Jeśli wydawało Wam się, że stworzona w serii Darth Vader Aphra to żeńska wersja Indiany Jonesa, to ten komiks tylko wzmocni to wrażenie, bo jest swego rodzaju gwiezdnowojenną wersją Ostatniej krucjaty. Podobieństwa są oczywiście zamierzone, ale przez to całość wypada wyjątkowo mało oryginalnie. Świetnie wychodzą postacie – główna (anty)bohaterka, dwa mordercze droidy 0-0-0 i BT-1 i imperialna pani oficer – jest sporo humoru, natomiast poza fabułą mam też zastrzeżenia do rysunków. Bardziej przywodzą mi na myśl ilustracje do młodzieżowych książek, niż komiks o postaciach, z których tylko jedna jest w miarę pozytywna. [grudzień 2016 – kwiecień 2017]

Druga miniseria o Aphrze (a trzecia licząc ten koszmarny crossover z początku rankingu) wypada lepiej, niż pierwsza, bo nie odgrzewa fabuły filmu o słynnym archeologu z fedorą, a poza tym jest zabawniejsza i zaskakuje zwrotami akcji. Ale nie można też niestety powiedzieć o głównym wątku, że jest oryginalny – aukcja supercennego obiektu, która idzie nie tak to żadna nowość w Star Wars. Rysunki też się specjalnie nie poprawiają; ciągle odczuwam wrażenie, że po prostu nie pasują do historii o doktor Aphrze. Przede wszystkim zaś są troszkę nieklimatyczne. [lipiec-październik 2017]

Przygody Aphry na barce więziennej (jeśli można tak to nazwać) to znowu szalony wir niezwykłych wydarzeń i pokręconych postaci, ale tym razem poza humorem jest też odrobina refleksji. Jest to na pewno jeden z dziwniejszych komiksów nowego kanonu, a przez to, że nie wcina się za bardzo w „poważniejszą” część odległej galaktyki – tak jak ostatnio – jest zdecydowanie bardziej strawny. The Catastrophe Con lśni szczególnie w wybuchowej końcówce zwieńczonej absolutnie przecudnym twistem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rysunki Keva Walkera. Nigdy nie byłem fanem tego artysty, ale tu pokazał się z wyjątkowo złej strony. [maj-październik 2018]

Oto komiks, jakiego w Expanded Universe brakowało, opowieść o efekcie zniszczenia Alderaana na zachowanie i psychikę tytułowej księżniczki. Fabuła może szczególnie nie olśniewa – ot, zbieramy rozbitków-Alderaańczyków, chce nas załatwić Imperium, na każdym rogu czyha zdrajca – ale lektura jest niezwykle przyjemna i satysfakcjonująca. Najciekawsze są postacie dwóch Alderaanek, zwykłej pilotki Sojuszu, Evaan i rzecz jasna Lei, na którą komiks rzuca zaskakująco nowe, świeże spojrzenie. Rysunki są kwestią dyskusyjną; wielu się mocno nie podobały, zresztą nie winię ich, bo wśród niezłych rysunków trafiają się takie wołające o pomstę do Mocy. [kwiecień-lipiec 2015]

Pierwsza seria o nazwie Darth Vader ukazywała tytułowego antybohatera po Nowej nadziei, nowa o dokładnie tej samej nazwie (serio…) ukazuje go z kolei po Zemście Sithów – a dokładniej tuż po słynnym „Nooooo!”. Jest to dziwny komiks, mieszający kilka historii. Z jednej strony niesamowicie ukazuje pierwsze chwile Vadera jako zakutego w zbroję Sitha i to, jak zdobył swój czerwony miecz świetlny, z drugiej straszliwie gubi się w szczegółach i wątkach – odnoszę wrażenie, że scenarzysta chciał pokazać zbyt wiele rzeczy naraz. Ale największym grzechem The Chosen One są słabe rysunki. [czerwiec-październik 2017]

Gdyby nie bezsensowny pomysł, że imperialny droid taki jak K-2SO ma prosty wyłącznik, do którego każdy średnio rozgarnięty Rebeliant może bez problemu sięgnąć, to byłby całkiem niezły komiks. Króciutka, bo jednozeszytowa historia zapoznania się Cassiana i K-2SO nie należy do szczególnie oryginalnych, ale jest w niej sporo z humoru, który tak polubiliśmy w Łotrze 1. Rysunki są poprawne, jednak nie wyróżniają się ani na plus, ani na minus. [sierpień 2017]

Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto ogląda Rebels, i komu podoba mu się postać Kanana Jarrusa. Komiks całkiem nieźle, na przemian humorystycznie i mrocznie, pokazuje drogę, jaką przebył Caleb Dume – to prawdziwe imię Kanana – od padawana po „niezależnego przedsiębiorcę”. Sęk w tym, że w miniserii kompletnie nie przypadły mi do gustu rysunki. Za bardzo mangowe, z dużymi oczami i postaciami, które zupełnie nie odzwierciedlają swoich filmowych i serialowych pierwowzorów. Bo historia jest naprawdę interesująca, ma szybkie i nieoczekiwane zwroty akcji, ale ta grafika… [kwiecień-wrzesień 2015]

Wraz z książką Phasma, celem tego komiksu było sprawienie, by wrzucona naprędce do Przebudzenia Mocy postać pani kapitan nabrała sensu. Zadanie wykonane! Tutaj dowiadujemy się, jak Phasma przeżyła zniszczenie Bazy Starkiller, i co zrobiła, by zatuszować fakt, że stało się to w głównej mierze przez nią. Szkoda tylko, że z komiksu godne zapamiętania są tylko zeszyty tworzące początek i koniec – to, co znajduje się pomiędzy jest do bólu wtórne i zwyczajnie nudne. Od strony rysunkowej Captain Phasma jest jednak adekwatnie olśniewająca i za samo to warta przeczytania. [wrzesień-październik 2017]
.

Interesująca i całkiem udana próba stworzenia łącznika pomiędzy różnymi inkarnacjami dłuższych serii komiksowych Marvela (Star Wars, Dartha Vadera i Doktor Aphry) albo, jak w wypadku nowej serii, Bounty Hunters, wstępu (o ile takim nie był już Target Vader). To krótkie historyjki, więc siłą rzeczy nieskomplikowane, ale niegłupie i dość istotne dla rozwoju postaci – dotyczy to w szczególności Aphry i Valance’a. Jeśli jednak ktoś nie czyta żadnej z tych serii albo części z nich, to lektura tego komiksu nie ma większego sensu. [grudzień 2019]

Komiks zachęcający do wizyty w szeroko reklamowanym parku rozrywki jest tak naprawdę zbiorem kilku opowiastek spiętych klamrą głównego wątku. Komiksy o Hanie, Greedo, Hondo i Aphrze wypadają znacznie korzystniej niż główny wątek, co zawdzięczają niezłej mieszance zwariowanej akcji i humoru – jak zresztą przystało na te akurat postacie. Wydarzenia z Batuu najbardziej cierpią na tym, że przez większość komiksu znajdują się gdzieś w drugim tle i dopiero w finale nabierają koloru. Problemem jest też nagła gadatliwość… szturmowców Najwyższego Porządku, którzy zachowują się troszkę za bardzo jak typowi żołdacy typowej, niezbyt karnej armii. [kwiecień-sierpień 2019]

Druga antologia one-shotów o najbardziej rozpoznawalnych bohaterach filmów (a w tym wypadku oczywiście Klasycznej Trylogii) prezentuje sobą dość podobny, czyli relatywnie dobry poziom. Część jest w interesujący i zgrabny sposób wpleciona w akcję jednego z filmów albo dzieje się tuż przed nim. Może komiksy nie prezentują sobą nic wielce odkrywczego, niemiej czyta się je z przyjemnością. Na szczególną uwagę zasługuje historyjka o Tarkinie i artylerzystach Gwiazdy Śmierci, która wspaniale nawiązuje do książki Tarkin Jamesa Luceno i robi piorunujące wrażenie. [kwiecień-czerwiec 2019]

Vader oczyma maluczkich? Byłoby to średnio oryginalne, gdyby nie intrygujące wykonanie – bo w każdym z wypadków chodzi o pewne wyobrażenie Mrocznego Lorda, pewną tytułową wizję. Z pięciu opowieści tej antologii tylko jedna mi się nie spodobała, co jest wynikiem godnym pochwały. W pozostałych czterech przypadkach, nawet jeśli rysunki nie są z najwyższej półki, a historia jest niekiedy dość dziwna, komiksy mają w sobie to coś: klimat, zaskakujący zwrot akcji, czy po prostu dobrze wykonany pomysł. [marzec-czerwiec 2019]

Han Solo w imperialnej akademii? Poproszę o więcej! Komiks może najdokładniejszy w sferze rysunkowej nie jest (możecie zapomnieć o rozpoznawalnej twarzy Solo, czy to w wydaniu Fordowym czy Ehrenreichowskim), za to bawi i cieszy zwariowanymi i, prawdę mówiąc, mocno niewiarygodnymi przygodami Solo. Mam pewien problem z wizerunkiem Imperium z tego komiksu, jak się jednak przymknie na to oko, to zostaje coś, co bardzo pasuje zarówno do uwielbianego przeze mnie filmu Solo, jak i samej postaci. [listopad 2018 – marzec 2019]

Chociaż w nowym kanonie Maula jest pełno, to o czasach, gdy był uczniem Sidiousa nie wiemy prawie nic. W tę lukę wstrzeliła się ta miniseria, ukazując m.in. pierwsze starcie Dartha Maula z Jedi. Główny bohater wydaje się być tylko maszynką do zabijania, ale tu na szczęście poznajemy go pod nieco innym kątem. Główny wątek jest nieco naciągany (schwytanie Jedi i wystawienie go na aukcję? Poważnie?) i mógłby się obyć bez gangu łowców nagród pomagających Maulowi, ale i tak daje nam satysfakcjonujące spojrzenie na jego postać. Rysunki są nieco specyficzne, za to wyjątkowo klimatyczne i pełne różnych smaczków. Fani ras obcych będą wprost zachwyceni. [luty-lipiec 2017]

Komiks, w którym Darth Vader pokazuje, jakim jest badassem? Wyszło całkiem nieźle, ale byłoby znacznie lepiej, gdyby twórcy nie przesadzili z potęgą Mrocznego Lorda, który w pojedynkę niszczy dwie eskadry X-wingów i kilkanaście Y-wingów, a także zabija kilkuset żołnierzy Rebelii, wychodząc z tego bez najmniejszego zadrapania. Komiks wizualnie porywa, natomiast fabularnie, abstrahując od wątku głównego antybohatera, głównie rozśmiesza, co zawdzięczamy licznym droidom, Wookieem, doktor Aphrze i Hanowi Solo. [listopad 2015 – styczeń 2016]

Zobaczyć Sidiousa, Dooku, Grievousa i Maula w jednej scenie wykracza poza wszelką skalę epickości – do tego zobaczyć jeszcze, jak ze sobą walczą? Son of Dathomir dostarcza nam nie tylko tego, ale też bardzo dobrą i emocjonującą historię walki złych ze złymi (aczkolwiek przez jeden zeszyt do opowieści niepotrzebnie wepchnięto Jedi i Republikę) i świetnie domyka urwaną w The Clone Wars historię Maula i jego organizacji Shadow Collective. Rysunki są w miarę przyzwoite, chociaż hrabia Dooku wygląda koszmarnie, a i nie lepiej jest z innymi postaciami z filmów. [maj-sierpień 2014]

Ten one-shot to długo, dłuuugo zapowiadany komiks o tym, jak Threepio zdobył swoje czerwone ramię, które widzimy w Przebudzeniu Mocy. Jest to nietypowa dla Star Wars słodko-gorzka historyjka z droidami różnych rodzajów w roli głównej, z ciekawymi rozważaniami na temat droidziej pamięci i funkcji jakby nie było świadomych maszyn w świecie żywych istot. Rysunki w „C-3PO” spokojnie mogę nazwać jednymi z bardziej zapadających w pamięć, a to za sprawą niezwykle intensywnych kolorów, głównie odcieni fioletu i błękitu. Wygląda to niesamowicie, chociaż przypuszczam, że wielu fanom tego typu eksperyment nie przypadnie do gustu. [kwiecień 2016]

Frapujący przykład komiksu, który zaczyna się tak idiotycznie, że zastanawiamy się, czy autor scenariusza nie pomylił Star Wars z jakąś tragifarsą, a który koniec końców staje się zabawnie i fantastycznie zakręcony. Jest to pod wieloma względami świetny komiks, bo choć może zbyt wiele treści za sobą nie niesie, to jego strona humorystyczna i zwariowane zwroty akcji z nietuzinkowymi postaciami nie mają sobie równych. No i dostajemy nową, kanoniczną wersję Nar Shaddaa, co trochę naprawia ten kretyński wstęp. [sierpień-listopad 2015]

W moim odczuciu sukces tej serii zależy od jednej rzeczy: umiejętnego balansowania między komedią a dramatem w wykonaniu scenarzysty. Pod tym względem finał Doktor Aphry nie zawodzi, a można było mieć co do tego obawy w obliczu pojawienia się Dartha Vadera. To obok Worst Among Equals najlepszy tom serii, a wszystko ponownie za sprawą niesamowicie pokręconej fabuły, która mimo to trzyma się kupy oraz rysownika – kolejnego nowego rysownika, co prawda, ale i tak o niebo lepszego, niż ostatni. To dobry finał serii, choć troszkę szkoda, że jej niezwykle ważny i emocjonalny epilog znajduje się w Empire Ascendant, osobnym komiksie. [październik-grudzień 2019]

Chociaż rysunki nadal wołają o pomstę do Mocy (hełm Mrocznego Lorda wygląda jak niedorobiona zabawka dla dzieci, zero w nim grozy), to fabuła wskoczyła na najwyższy poziom. Historia polowania na Jocastę Nu, która w starym kanonie zginęła w Świątyni Jedi, jest świeża i oryginalna, podobnie jak kwestia wprowadzenia Dartha Vadera przed oblicze funkcjonariuszy Imperium – bądź co bądź Anakina znali wszyscy, a tego zakutego w pancerz rycerza, który nagle pojawił się u boku Palpatine’a nie zna absolutnie nikt. Muszę przyznać, że seria rozwija się w świetnym kierunku. Gdyby tylko tego rysownika wymienić… [listopad 2017 – luty 2018]

Miniseria mocno nawiązująca do powieści Alphabet Squadron pokazuje imperialnych pilotów z ludzkiej strony – i w tym tkwi jej największa siła. Fabularnie mamy jednak do czynienia z dwoma głównymi wątkami, z których każdy jest dość mało wiarygodny, a oba dotyczą nielojalności pewnych imperialnych postaci w czasach między bitwą o Hoth a bitwą o Endor. Komiks ma emocjonalną „siłę rażenia”, szczególnie, że nie oszczędza swoich bohaterów i ma też interesującą formułę, gdzie po zakończeniu zeszytu dostajemy jeszcze kilka stron poświęconych jednemu członkowi załogi. Narysowany jest przy tym całkiem nieźle. [kwiecień-sierpień 2019]

Od tego tytułu zaczęło się marvelowe panowanie w gwiezdnowojennym świecie komiksu. Spore oczekiwania, rekordowa sprzedaż pierwszego numeru (grubo ponad milion sprzedanych egzemplarzy), kilkadziesiąt wariantów okładek i… bardzo dobry, udany, doskonale narysowany i klimatyczny wstęp do serii. Nie oszukujmy się, nie jest to dzieło wybitne, ale stanowi niemal idealną mieszankę tego, co w Star Wars jest najlepsze: akcji, humoru i charakterystycznego zachowania głównych bohaterów. [styczeń-czerwiec 2015]

Osiem komiksów o ośmiu bohaterach epoki prequeli – czterech dobrych i czterech złych – plus zeszyt specjalny o czterech innych. Brzmi intrygująco? Efekt końcowy, jak to zwykle bywa z antologiami, jest mieszany, mimo tej samej scenarzystki. Z jednej strony mamy znakomite opowieści z Qui-Gonem i Darthem Maulem (ach, ten Maul w wersji Jedi!), z drugiej strony banalne historyjki, jak z Padme, albo rozczarowujące, jak z Dooku. Na szczęście te pierwsze przeważają, ale nawet gdyby tak nie było, to antologia jest godna uwagi chociażby ze względu na swoją nietypową formułę i fakt, że skupia się na tylu różnych postaciach. [grudzień 2018 – marzec 2019]

Wprawdzie trzecia odsłona – ponownie składająca się z dwóch trzyzeszytowych historii – serii nie jest tak dobra, jak pierwsze dwie, ale to niewielki spadek jakości. Tak po prawdzie jest to wina Legendy utraconej, pierwszych trzech zeszytów, które troszkę za bardzo przypominają gwiezdnowojenną wersję filmu Speed, mimo świetnego wątku związanego ze śmiercią pewnej postaci. Wojenne historie są za to perfekcyjne jeśli chodzi o ukazanie postaci (szczególnie dziennikarki Suralindy), jak i też podjęty tu temat niesprawnej propagandy Ruchu Oporu. Poza tym, rysunkowo jest to zdecydowanie najlepszy z Poe Dameronów. [październik 2016; maj-wrzesień 2017]

Finałowa (tak, to już niestety koniec…) miniseria komiksów o „najlepszym pilocie galaktyki” to nietypowa mieszanka znanych i nieznanych historii, ale przede wszystkim „wypełniaczy luk”. Akcja rozgrywa się tuż po Ostatnim Jedi, na pokładzie „Sokoła”, co sprowadza się do tego, że połowę zeszytów wypełniają flashbackowe historie (w tym ta już znana z innych źródeł o losach Poe po rozbiciu się na Jakku), a połowę przygody Eskadry Czarnych, której, jak doskonale wiemy, nie było w Epizodzie VIII. Ale mimo nietypowej formy, The Awakening czyta się bardzo dobrze, chociaż troszkę za dużo w nim retellingu Przebudzenia Mocy i narracji trzecioosobowej, a za mało własnej historii. Tym niemniej, jako zakończenie serii komiks spisuje się znakomicie. [kwiecień-wrzesień 2018]

Czy problemy imperialnego górnictwa mogą być ciekawie przedstawione? Ten komiks jest bardzo mocnym dowodem na to, że tak – mogą. I to jak mogą! Przede wszystkim Mroczny Lord w tym komiksie prawdziwie przeraża. Akompaniuje mu królowa Shu-Torun, w której oglądamy wiarygodną i równie przerażającą przemianę, i która tworzy z Vaderem pokrętną relację mistrz-uczeń, co wypada rewelacyjnie. Rysunki Salvadora Larrocy są zazwyczaj świetne, ale w przypadku mieszkańców tytułowej planety artysta za bardzo poszedł w kierunku stylistyki rodem z epoki napoleońskiej. [grudzień 2015 – kwiecień 2016]

Licząca aż siedem zeszytów historia kończąca drugą serię o Vaderze to coś doprawdy niezwykłego. O finale zrobiło się głośno z powodu rzekomych rewelacji, które w nim są… ale czy słusznie? Fortress Vader znajduje się na krawędzi tego, co moim zdaniem jeszcze jest Star Wars, a co już nim nie jest. Mroczny Lord jako swego rodzaju tolkienowski czarnoksiężnik broniący swej wieży to wizja niespecjalnie mi pasująca, chociaż wizualnie piękna – mimo, że całość aż prosi się o lepszego, znacznie lepszego rysownika. To komiks, który na pewno zapamiętam na długo, bo może i jest zdecydowanie zbyt odrealniony, ale w świetny sposób ukazuje to, jak Vader pozbywa się ostatnich nici łączących go z tym, kim był przed przejściem na ciemną stronę Mocy. [sierpień-grudzień 2018]

Nowa seria komiksowa Star Wars (druga kanoniczna, czwarta w ogóle) rozpoczyna się nawet nie tuż po Imperium kontratakuje, ale jeszcze w jego trakcie, zaraz po ucieczce „Sokoła” z Bespinu, w znakomity sposób wypełniając pewne fabularne braki. Szczególnie dużo miejsca dostaje Lando i słusznie, bo jedną z największych zagadek w historii Klasycznej Trylogii było to, w jaki sposób nagle z egoistycznego zdrajcy i de facto nikogo zamienił się w bezinteresownego generała Rebelii. Perypetie Luke’a i Lei uzupełniają interesującą i przemyślaną fabułę komiksu, szkoda jedynie spadku jakości rysunków w stosunku do poprzedniej serii Star Wars. [styczeń-wrzesień 2020]

Przyznam, że na ostatnią część antologii z serii Age of czekałem najmocniej ze względu na relatywnie niewiele źródeł o postaciach w rolach głównych – i nie zawiodłem się. Historie o „złych”, Snoke’u, Kylo i Huxie wypadły znakomicie, o Phasmie też nieźle, choć znowu wzięto na celownik najbardziej oklepany motyw związany z panią kapitan, walkę o przetrwanie. Komiksy o „dobrych” są w tym kontekście „tylko” dobre, ale za to przybliżają Rey, Poe, Finna i Rose w ciekawych momentach ich życia, w przypadku Rey sprytnie w miejscu, gdzie wydawałoby się nie powinno być żadnej historii. Przyznam, że cały eksperyment z Age of to dość nieoczekiwany sukces, który aż prosi się o jakąś formę powtórki. [lipiec-wrzesień 2019]

Aphra i 0-0-0 bohaterami/ofiarami globalnego reality show, w którym stawką jest ich życie? W serii o pani doktor robi się coraz dziwniej i dziwniej, ale w tym przypadku oznacza to tylko jedno: jest lepiej. Bardziej oryginalnej i pozytywnie zakręconej (by nie użyć bardziej dosadnego słowa) historii w nowym kanonie nie zobaczycie i samo to w zasadzie rozbija bank. Komiksowi niewątpliwie pomaga też zmiana – wreszcie! – rysownika na kogoś, kto może mistrzem nie jest, za to sprawuje się o niebo lepiej, niż Kev Walker. Humor też jest niczego sobie, oczywiście; bez potężnej dawki tegoż Worst Among Equals w życiu by nie zadziałało. [listopad 2018 – kwiecień 2019]

Komiksowy Poe wraca do formy, której… tak po prawdzie to specjalnie nie stracił. Ponownie mamy do czynienia z pełną sześciozeszytową historią, w której świetnie przeplatają się humor z akcją, a wszystko to zaprezentowane za pomocą znakomitych rysunków. Legenda odnaleziona jest nieco mniej o Dameronie, w zamian jednak dostajemy ciekawie ukazanego Lor San Tekkę i perfekcyjną, jakże klasyczną Leię. Opowieści nie zaszkodziły też zwariowane zwroty akcji (szczególnie, że spodziewałem się kompletnie innego zakończenia), ciągłe przechodzenie Tekki z rąk do rąk i kilka sprytnych nawiązań do prequeli. [październik 2017 – marzec 2018]

Komiksowe Przebudzenie Mocy było kompletnym niewypałem, bez krzty oryginalności i pomysłu. Co innego, gdy autorzy mają pomysł. W przypadku Łotra 1 tym pomysłem była niezupełnie linearna struktura historii oraz wiele zupełnie nowych, choć krótkich scen (także w kontekście adaptacji powieściowej) i usunięcie tych, które nie są w zasadzie potrzebne. Jestem pod wrażeniem tego, jak został rozwinięty wątek Bodhiego Rooka, dodatkowych kadrów z Mon Mothmą i przedstawienia retrospekcji u Jyn i Galena Erso. Jedynym minusem jest pewna żonglerka rysownikami; trzeci zeszyt i połówkę pierwszego wykonali artyści, których prace nijak się nie mają do wysokiego poziomu rysunków głównego rysownika. [kwiecień-wrzesień 2017]

Tajne rebelianckie więzienie dla Imperialnych i innych wrogów wolności i demokracji…? To dobra okazja, by postawić przeciwko sobie dwie wizje tego, czym musi być lub stać się Rebelia, by nie tyle przetrwać, co zwyciężyć. Fabularna zagrywka ze zgorzkniałym Rebeliantem, który chce wybić do nogi wszystkich więźniów wyszła nadzwyczaj ciekawie, podobnie jak tymczasowa współpraca trójki niesamowicie charyzmatycznych kobiet, Lei, Sany i doktor Aphry. Rysunki są dość specyficzne i zupełnie różne od tych pojawiających się dotąd w serii Star Wars, ale zdecydowanie pasują do wydźwięku tej historii. [luty-maj 2016]

Po koszmarze poprzednich części moje oczekiwania co do serii Star Wars spadły na łeb, na szyję. Trochę przedwcześnie, jak się na szczęście okazało. Ta miniseria zbiera sześć zeszytów, z których każdy stanowi osobną historyjkę. Cztery z nich – o Sanie i Lando, szturmowcach SCAR, R2-D2 i Grakkusie – są najlepszymi one-shotami w całym nowym kanonie i generalnie bardzo fajnymi opowieściami z inteligentnymi twistami. Jedynie dwie historie z Leią, która najpierw gubi się na wyspie z Lukiem, a potem na lodowym pustkowiu z Hanem (Star Wars Annual #3), nie są doskonałe, ale i tak wypadają nieźle. [lipiec-wrzesień 2017]

Kontynuacja powrotu marvelowskiego flagowca do wysokiej formy opowiada pierwszą historię, w której Wielka Trójka konfrontuje się z dziedzictwem załogi „Łotra 1” i tytułowym księżycem. Fabuła interesująco łączy przeróżne wątki – dalszej imperialnej okupacji, górników z Shu-Torun i niedobitków Partyzantów – i nadaje spójności odległej galaktyce. Mamy też okazję przyjrzeć się pewnemu rozwojowi Luke’a i Hana, który przybliża ich do postaci, jakie znamy z Imperium kontratakuje. Byłby to naprawdę znakomity komiks, gdyby nie dwie rzeczy: stereotypowo pyszałkowaty i bezsensownie okrutny imperialny dowódca oraz twarze postaci. Rysunki są dobre, ale wphotoshopowane z filmów i stockowych zdjęć facjaty wypadają naprawdę paskudnie. [listopad 2017 – luty 2018]

Seria Star Wars rozwija się aż miło patrzeć i czytać. Tym razem nasza wesoła ferajna (Luke, Leia, Han, Chewie i droidy) zabiera się za sprawę Mon Cali, a dokładnie krążowników jej floty handlowej. Komiks pięknie łączy elementy z całego kanonu – z Łotra 1, Zemsty Sithów (powraca balet!), The Clone Wars, serii Darth Vader i innych – by dać nam zabawną i nawet w miarę wiarygodną historię. Cieszy też, że scenarzysta Kieron Gillen wreszcie (po pewnych przymiarkach poczynionych w poprzedniej części) wykorzystał potencjał serii Star Wars, by wykroczyć poza ciekawe, ale nieistotne przygody i pokazać wydarzenia, które mają jakieś znaczenie dla losów galaktyki i Sojuszu Rebeliantów. [marzec-czerwiec 2018]

Po ostatniej, doskonałej miniserii, Hope Dies, przychodzi kolejna, która już tak świetna nie jest, ale i tak zasługuje na bardzo wysoką lokatę w tym rankingu. Tak jak nie jestem fanem historii w stylu „sorry, nie możecie stąd odlecieć”, tak tutaj scenarzysta wyciągnąć z niej wszystko, co najlepsze, dając Hanowi, Lei i Luke’owi niegłupie rzeczy do robienia, szansę na chwilę bardzo potrzebnego oddechu od spraw galaktycznych – i okazję sprawdzenia, co z taką szansą zrobią. Dodatkowy plus? Wraca pewna drużyna nietypowych szturmowców… Nie wiem, czy było to zamierzone, czy nie, ale pierwszy i ostatni zeszyt – oba rozgrywające się w szerokiej galaktyce – są paskudnie narysowane, a reszta – cztery środkowe, na sielankowej planecie – jest przepiękna, ale nawet jeśli nie, to wyszło to co najmniej interesująco. [listopad 2018 – luty 2019]

Ta tematycznie powiązana z wydawanym niemal w tym samym czasie (przynajmniej w USA) Mutiny on Mon Cala miniseria w pełni wykorzystuje potencjał pierwszych lat tytułowego Mrocznego Lorda – i robi to pomimo polepszających się, ale wciąż bardzo średnich rysunków. Darth Vader kolejny raz ściera się z nietypowym rycerzem Jedi, tym razem jednak robi to w akompaniamencie całej potęgi Imperium i efekt jest piorunujący – w fabule mamy zaskakujące zwroty akcji, stare znajome postaci (czytaj: niemal wszystkich kanonicznych Kalamarian) i piękne zazębianie się prequeli z epoką Klasycznej Trylogii. Całość jest zaś uzupełniona prostym, acz znakomitym one-shotem Zły teren. [marzec-lipiec 2018]

Wstęp do serii o najlepszym pilocie Ruchu Oporu jest udanym połączeniem komedii, przygody i zwariowanej akcji, czyli tego wszystkiego, z czym wielu z nas kojarzy tegoż właśnie pilota. Jego i perypetie jego pilotów oraz oryginalnego i przebiegłego agenta Najwyższego Porządku Terexa czyta się z ogromną przyjemnością – dla mnie ten komiks to kwintesencja dobrej i przede wszystkim lekkiej gwiezdnowojennej rozrywki. Rysunki Phila Noto dobrze współgrają z warstwą fabularną, są klimatyczne i zwyczajnie ładne, i pozytywnie odróżniają się od wprawdzie świetnych, ale bardziej typowych grafik, z jakimi mamy do czynienia w seriach Star Wars czy Darth Vader. [kwiecień-wrzesień 2016]

Druga część serii o najlepszym pilocie Ruchu Oporu nie spuszcza z wysokiego tonu. Jest to tak samo przyjemna, pięknie narysowana i przepełniona humorem (i oczywiście akcją!) historia, jak Eskadra Czarnych. A jest nieco lepsza głównie ze względu na fakt, że mocno się koncentruje na oryginalnej i fascynującej postaci agenta Terexa, jak również dlatego, że ukazuje C-3PO w zupełnie nowej roli, przy okazji oddając mu honor za bycie bohaterem Rebelii na równi z Lukiem czy Leią. Sporym plusem miniserii jest też jej zaskakujące zakończenie. [listopad 2016 – kwiecień 2017]

Druga miniseria Dartha Vadera, choć nie tak świetna, jak pierwsza (o niej poczytacie niżej), wciąż prezentuje się wyśmienicie. Ciekawe nowe postacie, z pewnym wścibskim inspektorem na czele, i kilka intryg związanych z poszukiwaniami Skywalkera, skradzionych kredytów i bazy grupki Rebeliantów sprawiają, że Cienie i tajemnice to komiks nieco nietypowy, za to znakomicie zrealizowany. Co więcej, sam Mroczny Lord zostaje w nim ukazany od innej, bardziej znanej z poprzedniego wcielenia strony – dużo myśli, kombinuje i jest równorzędnym przeciwnikiem bardziej intelektualnych postaci. [lipiec-listopad 2015]

Jak sama nazwa wskazuje, jest to koniec całej serii. Koniec jak najbardziej godny i przede wszystkim sensowny. Scenarzysta doskonale domknął wątek pozostającego w niełasce Dartha Vadera i rozwiązał problem pretendentów do roli ucznia Palpatine’a, a do tego wysłał w dalszą drogę postać doktor Aphry. Sam Vader sportretowany jest bezbłędnie, natomiast rysunki Salvadora Larrocy w Końcu gry to mistrzostwo świata – szczególnie wyróżnia się złowroga paleta barw. Jedynym minusem tej finałowej miniserii są wszelkiego rodzaju sceny z Voidgazer i Cylo; dialogi tych postaci z Vaderem wypadły tragicznie. [maj-październik 2016]

Ten komiks to trochę jak mokry sen fanboja zawiedzionego Ostatnim Jedi, przede wszystkim brakiem Luke’a „machającego laserowym mieczem” i niewyjaśnieniem Snoke’a/Rycerzy Ren, ale nie zmienia to faktu, że to bardzo udany komiks. Przejście Bena Solo na ciemną stronę jest silnie rozwinięte, nie dzieje się znienacka – ba, z komiksu dowiadujemy się, że Ben słyszał głos Palpatine’a od dziecka – i doskonale wiąże się z tym, co Kylo twierdził w rzeczonym Epizodzie VIII. Możemy tu też zerknąć na pewne etapy szkolenia w nowym zakonie Jedi i innych uczniów Luke’a. Rycerze Ren są znacznie ciekawsi od tego, co oglądaliśmy w Epizodzie IX, co więcej ich rola zarówno w uniwersum, jak i życiu Kylo/Bena wreszcie ma sens. [grudzień 2019 – marzec 2020]

Pierwsza w historii nowego kanonu komiksowa adaptacja książki jest tak samo dobra, jak rzeczona książka. Wprawdzie niczym nie zaskakuje i niczego nie zmienia względem powieści (chociaż fabuła jest naturalnie nieco skondensowana), ale w tym wypadku to dobrze – bo po co zmieniać coś, co plasuje się w gronie najlepszych pozycji nowego kanonu? Jedyną obawę można było mieć jedynie do strony rysunkowej, ale niepotrzebnie – Luke Ross nie tylko wykonał znakomitą robotę, ale też „uzupełnił” obrazki pewną dozą smaczków dla fanów Legend. [luty-lipiec 2018]

Powiedzmy sobie szczerze – fabuła tego komiksu jest totalnie odjechana. Lando, z pomocą Lobota, dwójki dziwnych kotowatych klonów i Ugnaughtki-profesorki (!) kradnie osobisty jacht Imperatora. To nie może być dobra historia, prawda? A właśnie, że może! Lando jest zadziwiająco oryginalną i zabawną opowiastką z odrobiną refleksji na temat głównego bohatera i motywów jego działania. Tak po prawdzie, to najśmieszniejszy ze wszystkich dotychczas wydanych komiksów, nawet wliczając Eskadrę Czarnych. Przy tym znakomicie się sprawdza w swojej awanturniczo-przygodowej formule. Rysunki są bardzo specyficzne, szczególnie ich paleta barw, ale mogę mi zarzucić tylko tyle, że momentami nieco nie pasują do charakteru komiksu. [lipiec-październik 2015]

Tak jak poprzedni tom pokazał, jaki potencjał drzemie w serii, tak ten wykorzystuje go w pełni. Hope Dies to napakowany akcją komiks skupiony na tym, co lubię najbardziej: gwiezdnej bitwie naprawdę dużych okrętów. Sama w sobie byłaby oczywiście nieciekawa, tu natomiast mamy szybkie zwroty akcji, misje wewnątrz misji, pościgi i walkę z czasem, która zdecydowanie przyćmiewa swym tempem chociażby pościg z Ostatniego Jedi (porównanie jest nieprzypadkowe ze względu na kilka podobieństw na poziomie wątków pobocznych). Miło się też ogląda, jak drugo i trzecioplanowi bohaterowie Rebelii dostają swoich pięć minut. Dodatkowo Larocca, który wreszcie porzucił photoshopowe twarze co ważniejszych postaci, także spisał się na medal. Rezultat? Jeden z najlepszych komiksów nowego kanonu. [lipiec-październik 2018]

Powieść Kenobi z Legend jest doskonałym dowodem na to, że przygody Obi-Wana na Tatooine nie muszą być nudne. Drugim dowodem na to jest ten, rozstrzelony między innymi miniseriami, komiks. To najpiękniej wykonany komiks z nowego kanonu, a przy tym perfekcyjnie pokazuje rozterki Obi-Wana i jego kłopoty przy wykonywaniu swojego nadrzędnego zadania: ochrony Luke’a. Charakter Kenobiego jest oddany tak wiernie, jak nigdy dotąd. Sęk tylko w tym, że Obi-Wan momentami wygląda, jakby w prequelach grał go nie Ewan McGregor, a… Ethan Hawke. Rysownik zawalił tylko tą jedną rzecz, wszystko inne jest wspaniałe. [lipiec 2015 – czerwiec 2016]

Jest to dzieło, które (podobnie jak kilka poprzednich pozycji z tej listy) praktycznie w niczym nie ustępuje najlepszym komiksom Dark Horse Comics; praktycznie, bo może odrobinę rozmachem. Rysunki, fabuła, postacie – ach, ta doktor Aphra i jej mordercze droidy! – są perfekcyjne. Pomysł, by skupić się na „pokucie” tytułowego bohatera za porażki i utratę Gwiazdy Śmierci wypalił w stu procentach. Próbowałem znaleźć coś odstającego od wysokiego poziomu w tej miniserii, ale poza drobnostkami nie udało mi się nic znaleźć. To jeden z najlepszych komiksów gwiezdnowojennych, jakie kiedykolwiek czytałem. [luty-czerwiec 2015]