Cathia
Po porządnym trzęsieniu ziemi na początku drugiego sezonu, nadszedł czas na pewne wyciszenie… Oczywiście, wyciszenie w stylu Mandalorianina, więc bez pościgów i wymiany ognia się nie obejdzie! Odcinek okazuje się przyjemnie kameralny, choć może budzić sporo emocji (zwłaszcza u osób z arachnofobią!). Mimo iż osią wydarzeń jest kto inny, to Baby Yoda wysuwa się w tym odcinku na pierwszy plan, co jest i zaletą, i wadą. Tak, ja naprawdę należę do ludzi, którzy tego zielonego czegoś nie znoszą!
Tym, co jednak podobało mi się najbardziej, jest kolejne nawiązanie do prac koncepcyjnych Ralpha McQuarriego – wszak podobnego potwora jak w ten odcinku widać oryginalnie na Dagobah. Jako gracz też mam również dziwne wrażenie, że ktoś się inspirował kinrathami z KotORa, a przecież wiadomo, co można było znaleźć w ich kokonach… a kogo przyciągają? No właśnie! Albo nadinterpretuję, albo bardzo ładnie to wszystko zaplanowano.
Ogólnie – ogląda się naprawdę dobrze!
Marik
To już kolejny odcinek nowego sezonu, który niewiele popycha główny wątek do przodu. Znów dostaliśmy mniejszą historię, ciekawe stwory i dużo akcji z drobnym zwrotem na końcu. Na szczęście tym razem Baby Yoda miał jakieś znaczenie w opowiedzianej historii, bo sprowadzenie go do roli maskotki, która pojawia się na skraju kadru lub reaguje na wydarzenia to zwykłe marnowanie postaci, która powinna być osią fabularną drugiego sezonu. Miejmy nadzieję, że wydarzenia tego i poprzedniego odcinka będą stanowić wstęp do zagęszczenia akcji w przyszłości, bo drugi sezon ogląda się dobrze, ale ma problem wielu seriali: widz nie ma poczucia, że ta historia dokądś idzie.
Vidar
Po raz kolejny dostajemy sympatyczną miniaturkę ze świata Star Wars. Była akcja, były niezłe efekty, był ciekawy design nowej, 'żabiej’ rasy i naprawdę sympatyczna scena z syntezatorem mowy. Cieszy powrót X-wingów i rozpoczętego w poprzednim sezonie wątku, ogółem – całość to bardzo przyjemne 40 minut w świecie Star Wars. Ale tylko tyle. Wygląda na to, że ten serial to będzie po prostu seria krótkometrażowych minifilmów ze odległej galaktyki, połączonych postaciami Mando i Baby Yody i luźnymi więzami fabularnymi. Większość z tych nowelek pewnie będzie co najmniej sympatyczna ale trochę szkoda, że na „prawdziwy” serial Star Wars, taki z ciągłą fabułą jeszcze sporo poczekamy.
Krzywy
Miałem nadzieję na coś ciut innego, bo po dwóch odcinkach nie widać w tym wszystkim żadnej przewodniej linii fabularnej poza generycznym „szukaniem Mandalorian”. Wygląda to wszystko momentami bardziej jak antologia niż faktyczny serial – ale mam nadzieję, że twórcom uda się wreszcie złapać wiatr w żagle. Zmartwiło mnie też, że Boba pojawił się tylko na chwilę w kadrze – po tylu latach czekania zasługiwaliśmy na ciut więcej niż teaser potencjalnego spin-offa!
Suweren
Drugi odcinek drugiego sezonu The Mandalorian to powrót do tego, co dobrze znane widzom, którzy oglądali poprzednią odsłonę serialu – powolnego rozwijania akcji. Tytułowy Mandalorianin, wraz ze swym nieodłącznym towarzyszem, Baby Yodą – który w tym epizodzie, w przeciwieństwie do poprzedniego, dostał bardzo dużo czasu ekranowego – rozpoczyna kolejną podróż. I „rozpoczyna” jest tu chyba najodpowiedniejszym określeniem, gdyż z pozoru proste zlecenie, które ma go przybliżyć do upragnionego celu, a więc odnalezienia swych pobratymców, pozostanie z nami przynajmniej przez jeszcze jeden odcinek, a kto wie, czy nie więcej.
Scenografia, efekty specjalne i muzyka wciąż stoją na bardzo wysokim poziomie. I choć drugi odcinek, podobnie jak pierwszy, obfituje w pościgi, strzelaniny i wszystko, co się z nimi wiąże, to jednak tym razem brak jakichś większych zaskoczeń czy nagłego pojawiania się mniej lub bardziej znanych postaci. Cieszy za to przeniesienie akcji w nieco inne klimaty. Z piaszczystych wydm Tatooine wyruszamy wpierw w niegościnną próżnię kosmosu, która w dobitny i zapierający dech w piersiach sposób przypomina, że „Star” w tytule jest nieprzypadkowo, by wreszcie skończyć na skutej lodem planecie. Odcinek zawiera też jeszcze jedną wartość – poprzez dbałość o szczegóły, mnogość scenek rodzajowych, zwykłą interakcję między postaciami oraz wejście nieco w ich kulturę/życie codzienne, pokazuje bogactwo świata przedstawionego. Rzecz jasna takie zabiegi w dużej ilości były już widoczne w sezonie pierwszym. Cieszy fakt, że twórcy postanowili trzymać się tej koncepcji.
Nadiru
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, że drugi sezon jest czymś więcej, niż „bogatszą” (zarówno o czas odcinków, jak i budżet) kontynuacją pierwszego – ze wszystkimi jego wadami i zaletami – to chyba powinien przestać je mieć. Odcinek spodobał mi się głównie z powodu humoru i niesamowitego klimatu lodowej planety, mimo że fabuła – znowu – w żadnym razie nie powala i jest niemal w każdym swoim aspekcie straszliwie przewidywalna. Poza tym mogę się rękami i nogami podpisać pod tym, co w drugim akapicie napisał Suweren. Twórcy serialu mają wyjątkowy talent do scenek rodzajowych, co jest o tyle fascynujące, że przecież niemal wszystkie postacie albo chodzą w maskach i hełmach albo są obcymi, których grają aktorzy w maskach albo ciężkiej charakteryzacji.