Cathia: Kiedy obejrzałam trailer EIII, nie mogłam usiedzieć na miejscu, nie mogłam się doczekać! Nareszcie wszystko, co właściwie przecierpiałam – reklama Racera i drętwy romans – doprowadziły do tego właściwego punktu – narodzin Lorda Vadera. Trailer zapowiadał mroczną opowieść o zdradzie, przyjaźni, zemście, miłości i choć z perspektywy czasu widzę, że ujawnił bardzo wiele, do dzisiaj zostaje dla mnie jedną z tych zapowiedzi, które wzbudziły u mnie wielkie uczucia. Pamiętam, że pisałam nawet fanfiki w oparciu o jedno czy dwa zdania, a nader wszystko to – „Dark Side of the Force is a pathway to many abilities some consider to be… unnatural.” Do dzisiaj pamiętam ten dreszcz na widok prezentowanego wejścia uzbrojonej 501 do Świątyni, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Mam wrażenie, że samo wyobrażanie tego, co będzie, było bardziej satysfakcjonujące niż samo oglądanie filmu – jak to zresztą zawsze bywa w tych momentach przed zjedzeniem ciastka.
Marik: W 2005 roku byłem jeszcze bardzo młody, ale na film mnie wpuszczono. Był to mój pierwszy seans bez rodziców i emocjonowałem się niesamowicie. Trudno byłoby stwierdzić, czy byłem wtedy fanem Star Wars. Był to po prostu film, który bardzo silnie na mnie działał. Emocje były wielkie, a jedyne spoilery, z jakimi się spotkałem, to wyobrażenia kolegów ze szkoły, z którymi kłóciliśmy się, w jaki sposób Anakin stanie się Vaderem. Jak typowe dziecko, byłem oczarowany efektami specjalnymi, zrozpaczony podczas oglądania Rozkazu 66 i nie mogłem się doczekać, aż usłyszę charakterystyczny oddech Mrocznego Lorda (z jakiś nieznanych mi przyczyn zakładałem, że przemiana nastąpi w trakcie filmu, a nie na samym końcu). Byłem tak rozemocjonowany, że premiera RotS zawsze będzie moim smakiem z dzieciństwa.
JediPrzemo: Moje pierwsze wspomnienie dotyczące Zemsty Sithów to takie, że w dniu premiery była również wywiadówka w mojej szkole. Jako, że średnio było czym się chwalić to zapobiegliwie kupiłem sobie bilet na godzinę, o której zebranie się zaczynało i jak wróciłem do domu to emocje rodziców już ostygły i nie było w sumie tak źle. Pamiętam, że z zaciekawieniem przeglądałem na lekcjach informatyki (te czasy, gdy internet był głównie w szkołach i kafejkach internetowych) wiadomości i grafiki związane z Epizodem III. Chyba największe wrażenie zrobiły na mnie te z Grievousem z dwoma mieczami świetlnymi i krzyżujących się mieczy świetlnych Anakina i Obiego. I te spekulacje podczas rozmów z kolegami! Jak tylko usłyszałem w telewizji, że do Gazety Wyborczej zostanie dodany plakat filmowy, to następnego dnia z samego rana od razu poleciałem kupić egzemplarz. Plakat do dziś wisi na ścianie. Ostatecznie Zemsta Sithów była pierwszym filmem, na który poszedłem do kina dwa razy i za każdym razem wychodziłem strasznie smutny i zamyślony pod wpływem zakończenia filmu (eksterminacja Jedi i śmierć Padme).
Vidar: Dekadę temu moje zainteresowanie Star Wars było umiarkowane. Choć bardzo lubiłem filmy i gry z serii Jedi Knight, nie śledziłem zupełnie EU, na kolejne filmy się cieszyłem, ale nie odliczałem dni do ich premiery ani nie śledziłem spoilerów – w tym czasie moja uwaga skupiała się raczej na innych sprawach, w przeważającej części na (wówczas wśród gimnazjalistów strasznie modnych) komiksach internetowych (ktoś jeszcze pamięta takie dziadki jak Losux, Żłoby Fotelowe czy Mnichu?) i grach komputerowych – w szczególności trylogii Prince of Persia i dziełach Blizzarda. Na film pojechałem z rodzicami (którzy również lubią filmową sagę) oraz z jednym kolegą z podwórka. W sumie dość spontanicznie, po innych nieudanych planach na tenże dzień. Którego reszta została w dużej części zdominowana przez wrażenia z obrazu – pamiętam dość dobrze moje reakcje na poszczególne sceny, szeptane komentarze wymieniane z rodziną i kumplem, no i późniejszą dyskusję w samochodzie. Wstyd się przyznać – przez ten umiarkowany kontakt z uniwersum zupełnie umknęła mi oczywista tożsamość Palpatine’a i Sidiousa, która w momencie jej wyjawienia wywołała u mnie naprawdę spore zdziwienie. Film zrobił na mnie duże wrażenie, ale trzeba było prawdziwej bomby w postaci kupionego przeze mnie w kolekcji Best of PC w 2007 Knights of The Old Republic, bym stał się prawdziwym fanem uniwersum.
Nadiru: Pierwszym filmem Star Wars, który obejrzałem w kinie był Atak klonów, ale będąc fanem dopiero od kwietnia 2001 siłą rzeczy niespecjalnie się naczekałem na Epizod II. Przy Zemście Sithów było inaczej – świetnie pamiętam, jak zagłębiałem się w spoilery, prowadziłem gorące dyskusje na Bastionie i Holonecie, wreszcie tworzyłem grę PBF RPG, spinającą oba epizody. No i te emocje, gdy wychodziły pierwsze trailery… Piękna sprawa. A sama premiera? Cóż, poszedłem razem z bratem ciotecznym na pierwszy seans w Radomiu, który rozpoczął się tuż po północy, 19 maja. Sala pękała w szwach (nie był to multipleks, swoją drogą), odbył się konkurs na najlepsze udawanie odgłosów Chewiego (!) i najlepszy strój, a potem poszłooo. Nie powiem, dwa razy film mnie mocno poruszył (Rozkaz 66 i końcówka), na końcu zaś wychodziłem z kina nieco taki ogłuszony i trochę smutny. Jakby nie było, wydawało się wtedy, że Gwiezdna Saga dobiegła swojego ostatecznego końca. Dodam, że na filmie byłem jeszcze raz, tydzień później, z kolegą z liceum i było to kompletnie inne przeżycie, głównie dlatego, że poza nami sala kinowa była, jakby dla odmiany, zupełnie pusta.
Kaelder: Moja historia z Zemstą Sithów nie była nadzwyczajna. Po obejrzeniu poprzednich części wchodzących w skład Nowej Trylogii, rozpoczął się u mnie czas intensywnego kupowania gadżetów, książek i komiksów związanych z Gwiezdnymi wojnami. Chcąc umilić sobie oczekiwanie na majową premierę kolejnego epizodu, kupiłem w księgarni Epizod III. Zemsta Sithów. Album, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Ponadto na bieżąco śledziłem doniesienia na temat filmu, kilka razy oglądałem trailery i rozmyślałem, co w filmie okaże się najbardziej zaskakujące. Gdy już nadszedł dzień premiery, nie mogłem się doczekać wejścia na salę i podziwiania długo wyczekiwanego filmu. Po napisach, pierwsze co zaskoczyło to niezwykła dynamika walk w kosmosie, obecność pilotów-klonów, wygląd niszczycieli Republiki oraz znajome postacie. Wraz z pojawieniem się napisów końcowych także poczułem przygnębienie i złość na myśl, że ukochana saga zatoczyła koło. Po dziesięciu latach jednak, odnoszę wrażenie, że niezależnie od tego jaki będzie rezultat końcowy Przebudzenia Mocy, wszyscy będą pamiętać o nim z wielkimi emocjami do czasu wyświetlenia kolejnej części. Macie to jak w banku.