Yako: Siege of Lothal to ponad 40-minutowy film telewizyjny stanowiący wstęp do drugiego sezonu Rebels. I jest to wstęp dobry. Mieliśmy w nim wszystko, czego potrzebujemy – walkę na miecze, powrót kolejnych „starych” postaci, bitwę w kosmosie i ciekawe zawiązanie akcji. Nie chcę spoilerować, ale wygląda na to, że jednym z głównych wątków tego sezonu będzie zbliżające się spotkanie Vadera i Ahsoki. Paczka naszych przyjaciół z Lothal powoli staje się członkiem większego ruchu, jakim jest Sojusz Rebeliantów i zaczyna brać udział w czymś większym, niż tylko drobne wygłupy i zamieszki na jednej planecie.
Jednocześnie cieszę się, że serial dojrzewa. W odcinku pilotażowym mieliśmy więcej poważnych sytuacji (walka z Vaderem czy bitwa kosmiczna), a nie tylko wygłupy i kradzież owoców ze straganu. Komicznych sytuacji było zdecydowanie mniej. Pojawiają się, owszem, A-wingi, choć według Legends to zbyt wcześnie na to (mówiłem o tym w filmie z analizą trailera), niemniej – jakoś zupełnie pojawienie się tych statków nie przeszkadzało.
Cathia: Jakkolwiek bardzo ucieszył mnie wspomniany przez Yako fakt rozpoczęcia działań na większą skalę, trochę rozczarowuje mnie wykonanie. Przykro mi, ale dla mnie wmieszanie się Vadera w sprawę powinno ja załatwić. Tymczasem Lord Sithow dołącza do długiej listy wystrychniętych na dudka, co mi się wcale a wcale nie podoba. Przewidywany watek Ahsoki też mnie nie cieszy, bo przecież ona powinna wiedzieć, kim jest to Zło, które wyczula… A ile osób w całej Galaktyce zdawało sobie sprawę z prawdziwej tożsamości Vadera? Argh, mam złe przeczucia. Natomiast bardzo podoba mi się sposób, w jaki Ezra i Kanan wyczuwają Mrocznego Lorda i, chwalić bogów, nie pokonali go w walce na miecze. Źle nie było, choć też nie zachęcił mnie ten odcinek do dalszego oglądania.
Marik: Do zapowiedzi twórców, że pierwszy sezon Rebels był jak Nowa nadzieja, a drugi będzie jak Imperium kontratakuje – bardziej mroczny i poważny, podszedłem z wielką rezerwą i miałem rację. Zmiana kolorystyki, uciszenie w znacznej części Zeba i Choppera i pokazanie Mrocznego Lorda to zdecydowanie za mało, żeby osiągnąć efekt piątego epizodu. Na szczęście legenda Vadera nie została tak bezlitośnie potraktowana jak w The Force Unleashed, ale nie wyszła też bez szwanku. Starcie z nim bezimiennych postaci kończyło się fatalnie dla tych drugich, ale Sith dostawał nagłego otumanienia, gdy przyszło mu spotkać się z głównymi postaciami. Największym rozczarowaniem był moment, gdy jedna z postaci mogła zostać mocno raniona z ręki Vadera, jednak obyło się bez szkód. Jeśli mamy wkroczyć w bardziej mroczny obszar, to na razie serial zrobił w tym kierunku ledwo zauważalny kroczek, a nie posunie się dalej, jeśli tytułowi Rebelianci nie doznają w końcu poważnej porażki.
Nadiru: Twórcy serialu mogli się nieco zagalopować, gdy porównywali drugi sezon Rebels do Epizodu V, ale nie można im odmówić tego, że zmienili ton opowiadania historii i klimat na poważniejszy – przynajmniej w kontekście Siege of Lothal. Czy reszta sezonu pociągnie to dalej, a najlepiej wykaże się większą „mrocznością”, czas pokaże. Fabuła tego odcinka/filmu (oj, znowu będziemy mieć problemy z numeracją…) do najoryginalniejszych nie należała, schemat „zastawmy pułapkę i zamontujmy im nadajnik na statku” był boleśnie oczywisty, na szczęście sytuację ratowała niezła realizacja, dialogi i postacie, włącznie z dobrze zaprezentowanym Darthem Vaderem, któremu głos podłożył sam James Earl Jones. Co jak co, ale wydaje mi się, że twórcy potraktowali Mrocznego Lorda ze sporym szacunkiem i nie zamierzają zbyt często pokazywać go w serialu. Ponownie pierwsze skrzypce będą grać (anty)bohaterowie wykreowani przez Rebels, czyli różni agenci i inkwizytorzy. Tak czy inaczej, Siege of Lothal to dość udany film/odcinek, na pewno dobry prognostyk na drugi sezon, natomiast uważam, że mogło być lepiej.
Teraz czas na drobnostki, te złe i te dobre. Zwykle się czepiam nadzwyczajnej skuteczności naszej grupki Rebeliantów, teraz natomiast nie mogę wyjść z podziwu, jakim cudem jeden TIE Advanced dał radę samodzielnie zniszczyć całą korwetę. Czyżby ktoś za dużo pogrywał w TIE Fightera…? Inną sprawę, niezwykle ciekawą, jest fakt, że prawie nikt nie wie, kim jest Darth Vader. I nie mam tu na myśli tego, że za maską kryje się poparzona twarz Anakina; z jakiegoś powodu nawet nasi wszechwiedzący Rebelianci nie wiedzą, że istnieje ktoś taki, jak Vader. Najwyraźniej w nowym kanonie Mroczny Lord Sithów jest ściśle tajnym agentem Imperatora, a nie jednym z niesławnych symboli Imperium. To bardzo ciekawe podejście do głównego bohatera Gwiezdnej Sagi.
JediPrzemo: Było nieco lepiej niż w sezonie 1. Rebeilanci w końcu zaczęli obrywać, a nawet jak coś im się udaje, to widać, ze jest to zaplanowana gra Vadera. Bardzo się cieszę, że wybrnęli z pojedynku na miecze w ten sposób, bo gdyby Mroczny Lord nie był w stanie pokonać tych dwojga to chyba naprawdę przestałbym to oglądać. Dawało się też wyczuć mroczniejszy klimat, mam nadzieję, ze wszystkie do tej pory uśmiercone postacie nie zaczną nagle powracać uratowane nie wiadomo jakim cudem. Mam wrażenie, że Vader po swoim występie znowu zejdzie na dalszy plan, ale z drugiej strony, jeśli mieliby z nim zrobić to samo, co zrobili z Tarkinem, to w zasadzie jest to dobra decyzja.
Miód był, to teraz trochę dziegciu. Jakim cudem ktokolwiek w galaktyce może nie wiedzieć, kim jest Vader? Czternaście lat po proklamacji Imperium, a taki Ezra nie zna jego twarzy i pięści? Nie kupuję tego. Ahsoka też wyczuła, z kim ma do czynienia, więc czemu siedzi cicho? No i te A-wingi, które pojawiają się tak wcześnie w chronologii mnie nie przekonują.
Lisa: Po finale pierwszego sezonu nie nastawiałam się pozytywnie na kolejny i pewnie dlatego Oblężenie Lothalu tak bardzo mi się podobało. Zgodnie z obietnicami było poważniej i odrobinkę mroczniej, chociaż do Imperium kontratakuje bym tego nie porównywała. Pojedynek z Vaderem był niezły – gdyby nie uciekli, pewnie by ich zabił, a i tak bez ran się nie obyło. Przyjemnie śledziło mi się relacje pomiędzy bohaterami, tak jak samą historię. Fabuła nie była skomplikowana, ale nie ma powodów do narzekań, biorąc pod uwagę to, co Disney XD serwuje na co dzień.
Tradycyjnie było trochę głupotek (Imperium ich namierzyło?! Szok!), z czego największą dla mnie był moment, w którym Kanan ogłuszył szturmowca, zawlekł go za róg i od razu wyszedł w jego zbroi. Przebranie się w coś takiego nie powinno trochę potrwać? Wiem, że są uproszczenia, że to głównie dla dzieci, ale bardziej od tego fragmentu wkurzył mnie w tym serialu tylko powrót Ahsoki. Skoro o niej mowa, byłam pewna, że zniszczy ten odcinek (i cały sezon), więc mocno się zdziwiłam, gdy ledwo poczułam jej obecność. Jeśli będzie tak dalej, obejdzie się bez tragedii. Żeby było idealnie twórcy muszą usunąć jeszcze te głupotki, chociaż z pojedynku z Vaderem wybrnęli całkiem zmyślnie. Podsumowując, na Oblężeniu Lothalu bawiłam się bardzo dobrze. Mam nadzieję na więcej takich odcinków jesienią.