Po sukcesie związanym z wydaniem Dziedzictwa Mocy, dziewięciotomowego cyklu kontynuującego dzieje bohaterów znanych nam z Nowej Ery Jedi i Starej Trylogii, najwyższe szychy z Lucas Licensing podążyły tym samym tropem zapowiadając kolejną długą serię, nazwaną Przeznaczeniem Jedi. Z pewnością liczyli na podobne wzięcie, jak w przypadku LotF, ale po lekturze pierwszych pięciu książek pisanych naprzemiennie przez Aarona Allstona, Christie Golden oraz Troya Denninga można spokojnie stwierdzić, że srodze się przeliczyli. Brak pomysłów na prowadzenie dalszej akcji i powtarzalność w jej kreowaniu zniechęciły wielu czytelników. Czy Wir Denninga odszedł od tego schematu, ruszając mocno z kopyta?
Fabułę można podzielić tradycyjnie na dwa główne wątki, a są to podróże wygnanego Luke’a i Bena Skywalkerów oraz konflikt pomiędzy Zakonem, a przywódczynią Galaktycznego Sojuszu Natasi Daalą. Ten drugi z kolei można rozłożyć na kilka mniejszych motywów. Jednymi z nich są powstanie na niewolniczej planecie Blaudu Sextus czy rozłam w samym sercu Zakonu, dotyczący roli, jaką Jedi powinni przyjąć w związku z obecnym kryzysem. Dzięki tej mnogości, to ten wątek dominuje i najbardziej zaciekawia czytelnika, tym bardziej, że wojaże Skywalkerów nie posunęły się ani kroku naprzód. Tu również ukazał się największy mankament serii, o którym już wcześniej wspomniałem. Ganianie za Abeloth już widzieliśmy w Sojusznikach. Zresztą sam fakt, że tajemnicza istota wciąż żyje pokazuje, że autorom zabrakło już pomysłów. Na szczęście pozostał jeszcze konflikt wewnętrzny, który nieco ratuje sytuację. Może nie wykonanego wielkiego skoku do przodu, aczkolwiek widać, że wyznaczono kierunek w jakim potoczą się dalsze wydarzenia. Szkoda jednie, że nastąpiło to dopiero teraz. W tle całej akcji dalej toczy się rozprawa Tahiri Veili, morderczyni Gillada Pellaeona. Można ją uznać za typowy zapychacz miejsca, gdyż nie wynika z niej niz pożytecznego ani dla głównej osi fabularnej, ani dla samego procesu.
Wraz z wgłębieniem się w serię, pojawia się coraz więcej walk. Te zostały przedstawione dobrze, a jedna z nich wielością akrobatycznych popisów wzbudza wyjątkowe emocje. Po raz pierwszy w Przeznaczeniu Jedi można odnotować zgony ważnych osobistości dla serii. Czytelnik dostaje też kolejną grupę użytkowników Mocy, która zostaje przedstawiona. Nie jest to może skala, jaką zaprezentował nam Allston w Wygnańcu i Odwecie, czy sam Denning w Otchłani, ale zawsze cieszy. Zresztą autor stara się wygrzebywać dawno zapomniane miejsca, zamiast tworzenia nowych.
Postacie zostały dobrze nakreślone. Szczególnie łatwo można to zauważyć po Hamnerze, który walczy tak naprawdę sam ze sobą. Widać w tym wyraźny postęp względem Sojuszników, gdzie bohaterowie byli bardzo prości, co zakrawało czasem na idiotyzm. Najlepszym przykładem będzie Ben Skywalker, który nie zachowuje się już jak dureń, co miało miejsce w książce pani Golden. Jego relacje z Vestarą wyglądają, tak jak wyglądały w Odwecie. Brak zaufania, a jednocześnie wielka nadzieja wiązana przez niego z młodą uczennicą Sithów jest jak najbardziej naturalna. Zresztą to samo następuje z innymi postaciami, które już nie są płytkie, dzięki czemu czytelnik nie odczuwa naiwności wydarzeń, co miało miejsce, w często wspominanych przeze mnie Sojusznikach. Dzięki takiemu przedstawieniu postaci również i rozmowy między nimi wypadają ponadprzeciętnie. Nie mogło zabraknąć miejsca na rozmowy pomiędzy jego ulubieńcami, dzięki czemu znajdziemy kilka żartobliwych nawiązań do filmów, jak i zarówno do jego książek. Tu prym wiodą oczywiście Han i Leia, chociaż i kilka innych, odkurzonych bohaterów znalazło w Wirze swe miejsce.
Chcąc odpowiedzieć na pytanie zawarte we wprowadzeniu musiałem ocenić książkę głównie pod kątem serii. Ogólną schematyczność zachowano, lecz trzeba również przyznać, że Wir jest malutkim krokiem naprzód. Najwyższy czas, gdyż zostały już tylko trzy pozycje do końca cyklu. Przez tę gapowatość cała nadzieje spada na Allstona, gdyż chyba tylko on może doprowadzić do jakiegokolwiek ratunku dla całokształtu Przeznaczenia Jedi. Wierzmy, że ta sztuka mu się uda, a Troy Denning uratuje honor cyklu pisząc warte zapamiętania zakończenie.
Ocena ogólna: 6/10