Nie spodziewałam się, że ten rok minie mi w jakikolwiek sposób pod znakiem Star Wars. Oczywiście, jestem fanką, ale przyznam, że coraz nowsze pomysły specjalnie mnie nigdy nie pociągały (zabijcie, naprawdę nie lubię Legacy), poza tym przy takim rozwoju Expanded Universe nie ma szans, by wciągać się w dokładnie wszystko, co tylko wychodzi. Czytam już głównie książki, a i to ograniczając się do pojedynczych, nie będących częścią żadnej serii, bo tego mam już serdecznie dość. Od czasu do czasu sięgnę po komiksy, acz i to z dużym opóźnieniem. Dlatego mile się rozczarowałam, kiedy na mojego Kindle’a trafił Darth Plagueis. Książka jest zacna, dobrze napisana, w dodatku nie będzie kolejnych części (choć jak się wydawcy uprą, to wszystko da się zrobić) – ideał. Miła niespodzianka. Przyjemnie zaskoczyła mnie również sierpniowa premiera X-Wing: Mercy Kill. Z Wedge’em, Tycho i spółką nie widzieliśmy się już od lat, podobnie jak wielu fanów, traktowałam tę serię jako zamkniętą, a tu znienacka dostajemy kolejną część (tak, przyznaję, że nie śledzę również zapowiedzi wydawniczych). Nie miałam jeszcze czasu się z nią zapoznać, wiem też, że akcja dzieje się długo po poprzednich powieściach, ale mam szczerą nadzieję, że mimo to będzie miodnie.
Jestem graczem wprawdzie erpegowym, doceniam jednak zacne planszówki czy karcianki. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ten rok również obfitował w niespodzianki na tym polu. Wielokrotnie widziałam już i w sklepie, i u znajomych pudełka z grą X-Wing Miniatures Game i przyznam, że jestem dziko zachwycona. Nie dość, że całkiem przyjemnie się w to gra, to jeszcze strona wizualna zabawy jest przednia – kilka razy w ostatniej chwili powstrzymywałam się przed zakupieniem boosterów, to jest ślicznych miniaturowych modeli, które najchętniej powiesiłabym sobie gdzieś w pokoju. Tylko wspomnienie niewielkiego metrażu i rozpaczliwe zawodzenie portfela powstrzymywało mnie w ostatniej chwili. Całkiem niedawno miała miejsce też amerykańska premiera gry karcianej i jestem ciekawa, jak to będzie funkcjonowało. Podejrzewam nieśmiało, że chętnie dołączę do tych graczy, bo karty nie mogą kosztować więcej niż gra miniaturkowa. No co, mogę mieć swoje złudzenia.
Przyznam, że prędzej bym się śmierci spodziewała, niż tego, że w końcu powstaną nowe epizody Gwiezdnych wojen. I to powstaną za sprawą Disneya! Ta informacja na chwilę zachwiała moim światopoglądem i zdominowała pierwszy tydzień listopada. I wiecie co? Po pierwszych chwilach paniki właściwie przestało mnie to ruszać. Gorzej niż Epizody I-III być nie może, jedyne, co przeraża, to myśl o pogwałceniu EU. Ale poza tym… Lubię Piratów z Karaibów i podobał mi się Książę Persji, więc może nie będzie tak źle?
Kurczę, dziwnie starwarsowy był ten rok. Boję się myśleć o następnym.