W tym numerze Star Wars Komiks znajdziemy pierwszy cross-over komiksowy z nowego kanonu. W jego skład wchodzi specjalny zeszyt, zatytułowany zresztą tak, jak i cała kompilacja – Osaczony Vader, dwa zeszyty z serii Star Wars (13-14) oraz trzy z Dartha Vadera (13-15). Osobiście mam słabość do wszelkich cross-overów i chociaż ten wydaje się bardziej organiczny (w końcu wydarzenia tych dwóch serii i tak się ze sobą przeplatały), nadal jest to spore wydarzenia dla nowego Rozszerzonego Uniwersum.
Vader na miarę swojej legendy
Historia pisana była naprzemiennie przez Jasona Aarona oraz Kierona Gillena (co zeszyt, w tej kolejności), opowiada o wydarzeniach, które rozegrały się nad i na powierzchni planety Vrogas Vas. Podziwiamy zatem Vadera jako asa przestworzy (co przywodzi na myśl odcinek Rebeliantów, tylko tutaj autorzy mogli sobie pozwolić na więcej) oraz zabójczego wojownika na powierzchni planety. Jednak nawet jako zagorzały stronnik Imperium muszę ze smutkiem przyznać, że postać Mrocznego Lorda jest tutaj zbyt potężna. Bez szwanku wychodzi ze starcia przeciwko szwadronowi statków oraz katastrofy swojego własnego pojazdu, z bombardowania, ataku całego batalionu oraz odbija pocisk wystrzelony przez czołg! Mimo mojego umiłowania do tej postaci, uważam, że to drobna przesada.
Poza masakrowaniem Rebeliantów oglądamy też bardziej przyziemne, ale niemniej ekscytujące starcie głównych bohaterów Oryginalnej Trylogii z nowymi sojusznikami Vadera. Niektóre sceny przywołują znajome z wielkiego ekranu gagi, a inne są całkiem nowe i zabawne. No i któż nie chciał zobaczyć walki dobrego Wookieego z złym Wookieem? Pojedynku między czarnymi i kolorowymi droidami? Teraz macie szansę i nie będziecie zawiedzeni. Pojawi się też kalamariański „konkurent” Vadera i oczywiście będziemy śledzili ten nieunikniony pojedynek.
Dialogi są naprawdę zgrabnie napisane. Trzymają poziom, a czasem jakąś kwestią wybijają się poza nią. Vaderowe „Otacza mnie jedynie strach. I trupy!” moim zdaniem mogłoby być kolejnym chwytliwym cytatem filmowym. Oczywiście jest tego o wiele więcej i być może to moje osobiste preferencje, ale najlepsze teksty wypowiada lord Vader.
Zacne dialogi, zacna kreska, zacne Imperium
Rysownicy również zmieniali się co zeszyt i byli to Mike Deodato, Jr. oraz Salvador Larroca. Mimo, że osobiście bardziej podobają mi się rysunki pierwszego pana (zeszyty nieparzyste), to Larroca również dobrze się spisał. Różnice leżą chyba głównie w sposobie rysowania twarzy i pewnych detali tła, całość jednak została naprawdę doskonale narysowana, wydaje mi się nawet, że staranniej niż w poprzednich zeszytach. Podobało mi się zwłaszcza oddanie emocji w mimice i oczach postaci (ten strach w oczach Rebeliantów!). To prawdziwa uczta dla oka i nie pamiętam, żeby coś bardzo mi przeszkadzało. Panowie spisali się na medal i godnie przedstawili nasz pierwszy kanoniczny cross-over.
Komiks polecam wszystkim fanom, ale w szczególność tym opowiadającym się po stronie Imperium. Mimo pewnego przerysowania sił, jest to wspaniałe widowisko, pełne nieustającej akcji. Moim zdaniem po stokroć warto Osaczonego Vadera kupić i przeczytać!