Dark Dragon
To było prawdziwe rozpoczęcie sezonu, na które czekałem. Pojawił się bardzo dobrze odwzorowany Yavin 4, razem z całym sprzętem i detalami. Postać Saw Gerrery została świetnie przedstawiona na przestrzeni tych odcinków, włączając w to porywającą przemowę do rebeliantów na wstępie. Misja z przekaźnikiem z pierwszego odcinka skończyła się w sposób przewidywalny, ale nie wydała się strasznie przesadzona. Pojawienie się Sawa w U-wingu razem z Edrio „Two Tubes” dodało pikanterii i muszę przyznać, że bardzo płynnie połączyła dwa odcinki. Misja z drugiego odcinka została poprowadzona w sposób może i oczywisty, ale zgodny z naturą wszystkich postaci. Podobało mi się sprytne wykorzystanie różnych modeli obcych stworzonych na przestrzeni sezonów w celu dodania różnorodności technikom. Szturmowcy śmierci z elitarnej jednostki stali się za to niemal całkowitym rozczarowaniem. Niestety, mogliśmy się tego spodziewać, podobnie jak zniszczenia kolejnego gwiezdnego niszczyciela typu Imperial (ile Rebelianci ich już unicestwili? Czy w każdym odcinku będzie niszczony kolejny?).
Ogólne wrażenia jest bardzo pozytywne. Ogromny plus należy się za łączenie serialu z Łotrem 1 (postacie plus wspomnienie imienia pewnego dyrektora) i tym samym Nową nadzieją. Wreszcie wszystko spaja się w jedną całość, a postacie ze spin-offa zostają należycie rozbudowane. Podczas trwania samego Łotra 1 można było odnieść wrażenie, że bohaterowie byli potraktowani zbyt pobieżnie. Osobiście żywię nadzieję, że pojawi się ich więcej i staną się dzięki temu nam bliżsi. Czyż to nie wspaniałe, że nawet taki średni serial potrafi pięknie rozbudować uniwersum i nadać nową perspektywę filmom? Odcinki świetne, godne polecenia i oby takich więcej!
Taraissu
Rozczarowujące rozpoczęcie sezonu nieco ostudziło mój zapał do oglądania kolejnych odcinków, ale o dziwo serial wrócił do formy. Oczywiście sama przygoda nie była jakoś specjalnie porywająca, jednak bardzo fajnie wpasowała się w dotychczasowe źródła (książki i filmy) oraz przede wszystkim klimat Łotra 1. W bardzo przystępny sposób wyjaśniono kwestie różnic poglądowych między Saw Gerrerą i Mon Mothmą, dzięki czemu nawet ci, co nie czytują książek Star Wars mają szansę lepiej zrozumieć obie strony i podłoże nieporozumień. Bardzo ucieszyło mnie pojawienie się szturmowców śmierci (jacy by nie byli), U-winga, kryształu kyber oraz pokazanie bazy na Yavinie (wszystko pięknie umacnia pozycję Rebeliantów w uniwersum Star Wars).
Coś, czego mi z kolei nadal brakuje to choćby odrobiny ducha Jedi w postaci Ezry. Gwiezdne wojny to nie tylko bitwy, statki kosmiczne i pojedynki, ale również nutka mistycyzmu. Na szczęście pod tym względem sytuację nieco ratuje Kanan, który jako postać przeszedł bardzo ciekawą ewolucję i nie mogę się doczekać by poznać jego dalsze losy w serialu. Z minusów trzeba wymienić łatwość, z jaką ulegają destrukcji gwiezdne niszczyciele, choć z drugiej strony Gwiazda Śmierci czy Baza Starkiller też specjalnie trudne w zniszczeniu nie były… Mam nadzieję, że kolejne odsłony serialu Rebelianci będą przynajmniej tak udane jak ostatnie dwa odcinki.
Nadiru
Tak, to zdecydowanie było otwarcie, jakiego oczekiwaliśmy. Może niespecjalnie oryginalne – nawet w kontekście tylko dwóch odcinków, bo ileż można się zakradać na imperialne bazy lub okręty? – za to zrealizowane ze znacznie większym wyczuciem, niż Heroes of Mandalore. Saw Gerrera faktycznie został pokazany dobrze, bardziej jak fanatyczny bojownik niż szaleniec, a jego konfrontację z Mon Mothmą uważam za jedną z lepszych scen z całego serialu. Tym bardziej, że daje sporo do myślenia, jako że obie strony częściowo mają rację.
Liczne nawiązania do Łotra 1 cieszą, szczególnie oryginalnie pomalowany U-wing, ale nie uważam, że szturmowcy śmierci wypadli jakoś specjalnie negatywnie. Dowódczyni oddziału miała głowę na karku, zabrakło jej tylko szczęścia. Do wybuchających co chwila niszczycieli gwiezdnych nic nie mam, dopóki jest na to sensowne wytłumaczenie (jak w tym odcinku), bardziej boli, że 325-metrowe lekkie krążowniki typu Arquitens są najwyraźniej zbudowane z papieru, skoro wystarczy kilka wystrzałów z działek U-winga, by ciężko je uszkodzić. Ale to szczegóły, ważne, że dwuodcinkowe In the Name of the Rebellion jest znakomitym powrotem na właściwe tory i daje nadzieję, że Heroes of Mandalore to jedynie wypadek przy pracy. Odcinkom daję 8/10.
JediPrzemo
Wreszcie odcinki, które oglądało się z zainteresowaniem. Nie obyło się oczywiście bez głupot wspominanych przez Dragona czy Nadiru, ale oglądało się je bez zażenowania. Bardzo ładnie łączone są poszczególne wątki z Łotrem 1 jak totalne niezdecydowanie Rebelii, pogłębiająca się paranoja Gerrery, zdobywanie kryształów kyber, czy nawet death trooperzy. Dobrze się oglądało zwłaszcza rozłam pośród Rebeliantów i nie sposób odmówić obu stronom racji w ich sporze.
Sceny akcji nie nudziły. Może dlatego, że nie były przesadzone i niepotrzebnie przedłużane jak w poprzednich odcinkach. Jak tak teraz się nad tym zastanawiam, to mam wrażenie jakby twórcy chcieli zamknąć wątek Mandalory w poprzednim sezonie, ale nie zdążyli, więc posklejali byle jaką prowizorkę, żeby mieć to za sobą i wrócili do tego, co każdego interesuje, czyli Rebelii i Gwiazdy Śmierci. W odcinku zabrakło mi tylko dwóch rzeczy: rzutu na budowaną stację bojową na koniec oraz trochę większego zagłębienia się w wątek Jedi. Zarówno Kanan, jak i Ezra są pokazywani jako żołnierze z mieczami świetlnymi, a wszyscy się zgodzimy, że Jedi to coś więcej. W każdym razie widzę powrót do formy i daję 8/10.