„Dziedzictwo Mocy 8: Objawienie”

Jak przedstawia się sytuacja na galaktycznym froncie? Jesteśmy świadkami impasu w działaniach wojennych – tak Galaktyczny Sojusz, jak i Konfederacja nie są chwilowo w stanie przeprowadzić skutecznej ofensywy. Sytuację Sojuszu znacznie pogorszyło wycofanie się hapańkiej floty, co zmniejszyło jego potencjał militarny o dwadzieścia procent. Jacen Solo próbuje wypełnić wytworzoną w ten sposób lukę w jego szeregach wojskami Imperium, kusząc moffów wizją zdobycia nowych planet. Jednak admirał Pellaeon pozostaje nieufny…

Karen Traviss w serii Legacy of the Force, delikatnie mówiąc, nie zachwycała. Poprzednie powieści jej autorstwa, które ukazały się w tej serii, pozostawiały wiele do życzenia. Bloodlines była najsłabszą, poza Tempest, częścią cyklu, natomiast Sacrifice, mimo wielkiego potencjału wyjściowego, okazała się pozycją w najlepszym razie przeciętną. Traviss lubowała się w fabularnych bezsensach – trzynastolatek oficerem quasi-gestapo, Boba Fett od sześćdziesięciu lat noc w noc rozmyślający o swym ojcu, Han strzelający do zwłok swego kuzyna itd. Jeżeli doda się do tego takie arcydzieła dialogu, jak pamiętną wypowiedź Bena z Sacrifice – „dostałem to wibroostrze od mamy” -oraz całkowitą nieumiejętność wyzwolenia u czytelnika jakichkolwiek emocji po śmierci Mary, nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem stwierdzenie, że do lektury ósmego tomu Dziedzictwa Mocy zasiadałem z wielkimi obawami. Czy autorce udało je się rozwiać?

W Revelation mamy dwa wątki główne oraz jeden poboczny – i paradoksalnie to od tego ostatniego pochodzi tytuł powieści. Ów motyw dotyczy bowiem poszukiwań dowodów zabicia Mary przez Jacena, którego to zadania podejmuje się Ben Skywalker wraz ze swoim przyjacielem z Galaktycznej Straży, kapitanem Shevu. Traviss po raz kolejny udowadnia, że najlepiej jej wychodzi wcielanie się w młodych bohaterów – przekonywająco opisuje ich reakcje i sposób myślenia. W tej części autorka stara się udowodnić, że młody Skywalker wydoroślał, i że okres jego młodzieńczego buntu przeciw ojcu minął bezpowrotnie, co całkiem zgrabnie jej wychodzi.

Wracając do wątków głównych – jeden dotyczy drugiej Galaktycznej Wojny Domowej, drugi natomiast Jainy Solo i jej szkolenia u Boby Fetta. Tego ostatniego motywu obawiałem się najbardziej -i jak się niestety okazało -słusznie, albowiem sztampa goni sztampę, banał na banale siedzi i brakiem oryginalności pogania. Jak było do przewidzenia, Mandalorianie dają Jainie porządny wycisk, ta z kolei uczy się pokory, obie strony stopniowo nabierają do siebie wzajemnego szacunku, Solo zaczyna coraz bardziej ich podziwiać itd. W skrócie – przewidywalne bzdury i farmazony, których się obawiałem, objawiły się w całej okazałości. Czytając o treningach panny Solo czytelnik zastanawia się, czy autorka wie, że Jaina, którą tak radośnie opisała, pokonała setki Yuuzhan, z gwardią Shimmry i Tsavongiem Lahem na czele? Chyba nie, bo Beevin i Fett kładą ją jedną ręką.

Drugim „fantastycznym” pomysłem autorki jest cudownie odnaleziona żona Fetta, która okres jakiś ostatnich czterdziestu lat radośnie spędziła zamrożona w karbonicie. Wydawałoby się, że już sam pomysł jest kwintesencją kretynizmu, ale Traviss dokonuje niemożliwego – rozwija go. Powiem tylko, że opis relacji między Fettem, Sintas i Mirtą godny jest najlepszego harlequina. Mandalorian w książce ratuje jedynie pokaz ich umiejętności w trakcie bitwy o Fondor.

Wątek galaktyczny jest za to przedstawiony bardzo dobrze. W końcu dochodzi do otwartego konfliktu między Niathal a Jacenem. Ten ostatni, w walce o lojalność swoich żołnierzy, musi się zmierzyć z konsekwencjami furii, której dał upust w poprzedniej części cyklu. Imperium w wydarzenia wpleciono z inteligencją, świetnie przedstawiono też osobę admirała Pellaeona. Zdradzę, że w związku z Imperium pojawia się z hukiem dawno nie widziana postać, i to z jakim hukiem! Nie mogę sobie także odmówić przyjemności wspomnienia o tym, że powraca legendarny okręt wojenny – imperialny niszczyciel gwiezdny Chimaera. A opis reakcji świadków powrotu tego okrętu jest wprost fenomenalny.

Aby jednak nie było tak wesoło, muszę wspomnieć o dwóch irytujących kwestiach. Pierwszą z nich jest casus Jacena. Darth Caedus jest w tej książce bardzo dobrze przedstawiony, ale męczy mnie wplatanie go w milion sytuacji, z których w żadnym razie nie powinien wyjść cało, ale – niespodzianka! – oczywiście wychodzi. Dwa razy powinien zginąć w Revelation, i dwa razy całkowicie na siłę zostaje wybawiony z opresji. Po co w ogóle przedstawiać takie wydarzenia, które w żadnym razie nie budują dramatyzmu, a wymagają jedynie anielskiej cierpliwości? Druga kwestia, która mnie drażni, także jest związana z jednym z bohaterów – a raczej bohaterką w tym przypadku – tej książki. Chodzi mianowicie o całkowicie nieprzemyślany wątek Tahiri. Jej przemiana w uczennicę Sithów jest ukazana w sposób, przy którym przedstawione przez Lucasa okoliczności przejścia Anakina na Ciemną Stronę wydają się szczytem finezji i subtelności.

Minusów Revelation wyliczyłem całkiem sporo – zarówno mniej, jak i bardziej znaczących. Nie wspomniałem jednak o wielkiej zalecie tej książki – ósmą część Dziedzictwa Mocy, mimo całej gamy absurdów, naprawdę dobrze się czyta. Dlatego też, mimo znacznej ilości wad, stosunkowo wysoka ocena.

Ocena: 7/10

Autor: Carno