„Empire at War”

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…

…wciąż toczy się wojna. Rebelianci próbują wykraść plany najnowszej broni Imperium – Gwiazdy Śmierci. Tymczasem Imperium poluje na szpiega Rebelii ukrywającego się w oficerskich szeregach, który te plany chce wykraść. Idąc od planety do planety, wykonując różne zadania po drodze osiągamy cel… i nie zauważamy jak bardzo nas to wciągnęło. Gra nie należy do łatwych, niemniej swoim specyficznym klimatem, wykonaniem, dynamiką i dopracowaniem potrafi spowodować, że zapominamy o upływie czasu.

Gra toczy się w dwóch płaszczyznach: w galaktyce i na powierzchni planet. Wykorzystując nasze zdolności taktyczne na mapie galaktycznej wybieramy cele – planety, które chcemy podbić. Wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie. Wybierane przez nas cele muszą być dobrze przemyślane. Każda planeta cechuje się pewnymi właściwościami, które mogą nam pomóc w walce z wrogiem. Zwiększenie produkcji, specjalne struktury, specjalne jednostki to tylko niektóre z cech charakteryzujących planety. Jednak tak naprawdę to nie one decydują o wyborze naszego celu. Ponieważ dysponujemy skromnymi siłami musimy tak prowadzić naszą kampanię, aby dowodzone przez nas floty mogły się zawsze wycofać. Ponieważ przemieszczanie flot odbywa się na zasadzie skoków od planety do planety, nie mamy możliwości wykonywania dalekich skoków, zwłaszcza gdy nasza planeta jest okrążona przez siły wroga.

W chwili, kiedy mamy już wybrany cel, przemieszczamy flotę i… dochodzi do starcia nad planetą. W każdej potyczce mamy do wyboru rozstrzygnięcie jej w sposób automatyczny, który w większości przypadków kończy się porażką (chyba, że mamy miażdżącą przewagę liczebną, a na to nie ma co liczyć). Dowodząc naszą flotą, wykorzystujemy specjalne właściwości, jakimi dysponują poszczególne jednostki. Strzał z działek jonowych, zwiększenie mocy silników, czy zwiększenie mocy osłon to tylko przykładowe właściwości, które możemy wykorzystać. Zaimplementowana w grze Sztuczna Inteligencja również tutaj nie próżnuje i rzuca naszym dowódcom kłody pod nogi. Atakując planetę bardzo często mamy do pokonania flotę sił obronnych, nierzadko stacje kosmiczne. Jeśli dodamy do tego działa obronne umieszczone na powierzchni planety, które wspierają swoim ogniem walczącą flotę, jeśli dodamy również fakt, że w trakcie bitwy dysponujemy ograniczoną liczbą jednostek, to najeźdźca ma niezwykle trudny orzech do zgryzienia.

Kiedy uda się nam już pokonać wroga w przestrzeni kosmicznej przychodzi czas na desant. Również tutaj dysponujemy ograniczoną liczbą oddziałów, które możemy wprowadzić do walki. Dodatkowym utrudnieniem jest ukształtowanie terenu oraz… warunki atmosferyczne. Jest to niestety poważny czynnik, który należy wziąć pod uwagę. Padający deszcz potrafi zmniejszyć skuteczność laserów nawet o 50%! To już niestety fakt, z którym należy się liczyć. W ataku naziemnym mogą nas jednak wesprzeć stacjonujące na orbicie bombowce… o ile przetrwały potyczkę na orbicie. No i na szczęście mamy do dyspozycji posiłki, które możemy sukcesywnie po stracie każdej jednostki liniowej wprowadzać do walki. Wielkość rezerwy, jaką dysponujemy, zależy od tego, jak wielką flotą lub armią lądową zaatakowaliśmy przeciwnika.

Również na planecie, jeśli małym oddziałem zniszczymy strukturę przeciwnika (koszary, fabrykę pojazdów), to nie dość, że zaprzestanie on wykorzystywania możliwości, jakie daje mu ten budynek (nowe oddziały, nowe pojazdy), to jeszcze, uderzając głównym trzonem armii, nie napotkamy już tych budowli. Jest to oczywiście broń obosieczna, bo w przypadku gdy nam wróg zniszczy strukturę, jeśli nawet zwyciężymy i uda się nam przepędzić wroga z planety, to zniszczone budowle musimy odbudować. Jak widać gra oferuje duże możliwości wykazania się zmysłem taktyczno-strategicznym. Przez cały czas wymaga skupienia i koncentracji oraz wyprzedzania co najmniej o pół kroku przeciwnika. Autorzy postarali się, abyśmy nie nudzili się przed komputerem.

Muszę tu jednak wspomnieć o pewnym mankamencie gry, który według mnie nie pozwala w pełni cieszyć się samodzielnym dowództwem. Nie możemy niestety rozdysponować własnoręcznie jednostek, które uderzą w pierwszym rzucie, a które będą stanowiły nasze odwody. Według mnie jest to małe niedopatrzenie twórców, które jednak przy dobrych chęciach można obrócić również na ich korzyść, traktując to jako dodatkowe utrudnienie i możliwość wykazania się umiejętnościami taktycznymi.

Dostępne mapy walk nie są duże. W przypadku desantu liczba jednostek, jaką mamy do dyspozycji, zależy od tzw. punktów wsparcia, czyli wyznaczonych miejsc, w których mogą lądować transportowce z naszymi oddziałami. Wymusza to prowadzenie bardzo szybkiej akcji w celu opanowania tych punktów, a tym samym osiągnięcia przewagi liczebnej i ograniczenia sił przeciwnika. Zdobyte punkty możemy w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach fortyfikować stawiając wspierające nasze oddziały działka, zbiorniki z bactą leczące naszych żołnierzy, punkty naprawcze dla pojazdów, czy po prostu czujniki rozpraszające „mgłę wojny”. Walka na powierzchni jest krwawa i zażarta. Dość powiedzieć, że jednostki piechoty mogą być dosłownie rozjechane przez pojazdy nieprzyjaciela. W wielu przypadkach rdzenni mieszkańcy planety również występują przeciwko naszym wojskom.

Kiedy już wydamy rozkazy podległym jednostkom, możemy włączyć tryb kamery filmowej. I to jest to, co lubią tygrysy. Ujęcia kamery wojsk w starciach naziemnych są wspaniałe, ale to, co jest pokazane w kosmosie, to po prostu cudo! Ujęcia kamery zmieniają się, kamera nie tkwi statycznie, ale przesuwa się pokazując nam bitwy i jednostki z różnych ujęć. To, co jest ważne tutaj, to pełne odzwierciedlenie jednostek, które biorą udział w potyczce. W filmach nie ma jednostek które nie walczą, nie są to więc filmy zapisane gdzieś na płytce i tylko odtwarzane. Są one generowane na bieżąco. Walczą Y-wingi, zobaczysz je. Krążownik Tartan wybucha? Też to zobaczysz. Kamera to doskonały przerywnik pomiędzy zmianą rozkazów. Praktycznie każda bitwa jest inaczej pokazana, inne jednostki, inne ujęcia. Naprawdę, robi to wrażenie.

Pierwszorzędnie oddane są realia świata Gwiezdnych wojen. Lecące w przestworzach olbrzymie niszczyciele poruszają się wolniej, niż mniejsze jednostki, mają mniejszą manewrowość, ale za to potężną moc ognia. Wydaje mi się jednak, że X-wingi zostały trochę niedocenione przez autorów gry. W zasadzie ten podstawowy myśliwiec Rebelii, który potrafił niejednokrotnie powstrzymywać i niszczyć przeważające siły imperialnych myśliwców, w grze nie ma możliwości wykazania się.

Gra wymaga rozsądnego planowania swoich ruchów, ciągłej kontroli nad jednostkami, które jak to zwykle bywa łamią szyk, rzucają się do ataku, manewrują czy po prostu dryfują w przestrzeni. Tak jak w realnym świecie musimy zadbać, by duże jednostki były chronione przez mniejsze, które wiążąc walką okręty średniej klasy przeciwnika i roztaczając jednocześnie parasol ochronny przeciwko myśliwcom pozwolą ciężkim okrętom skupić swój ogień na olbrzymach wroga.

Omawiając grę, nie można nie wspomnieć o podkładzie dźwiękowym. Gra, którą reklamowano jako największą lokalizację w historii gier wydanych w Polsce, faktycznie jest pod tym kątem dopracowana. Już sam samouczek, wprowadzający nas do gry, instruujący co i jak, robi doskonałe wrażenie. W trakcie walk, oddziały potwierdzają otrzymane rozkazy, dokładnie określając cel ataku. Momentami czułem się jak na mostku okrętu. Wydawca zasłużył na duże brawa.

Na zakończenie w paru słowach przedstawię możliwości, jakie oferuje gra pod kątem różnorodności rozgrywki. Mamy więc do wyboru kampanię w trybie dla pojedynczego gracza, w której wykonujemy określone misje, czasem określonymi oddziałami, czasem ze wsparciem bohaterów, a czasem tylko przy pomocy samych bohaterów. Nie znaczy to oczywiście, że gra jest liniowa. Wręcz przeciwnie, mamy cel, ale którędy do niego dojdziemy, to już zależy od nas. Oprócz kampanii w trybie dla pojedynczego gracza mamy możliwość „podboju galaktyki”. Jest to kilka przygotowanych scenariuszy, które wyznaczają określone warunki zwycięstwa. Każdy scenariusz zawiera różną liczbę planet oraz zróżnicowane siły początkowe obu stron. Dobre do sprawdzenia swoich umiejętności. No i na koniec jest tryb multiplayer. Kilka przygotowanych map dla 2, 4 i 8 graczy, którzy mogą wystąpić przeciwko sobie lub wspólnie kooperować. Gracze sami decydują jakie będą warunki zwycięstwa. Zniszczenie bazy przeciwnika czy totalne wyniszczenie. Liczba kombinacji jest naprawdę olbrzymia, a tym samym gra dostarczy zabawy na długi czas. Tryb multiplayer przewiduje dołączanie własnoręcznie wykonanych scenariuszy i map. Niestety brakuje mi tutaj edytora, który pomógłby je wykonać.

Gra ma oczywiście pewne minusy, brakuje mi np. widoku 3D w starciach w przestrzeni kosmicznej. Brak również obrotu kamery, możemy ją tylko przesuwać na boki, co w dzisiejszych czasach wydaje się trochę mało komfortowe, zwłaszcza że producenci gier przyzwyczaili nas już do takich widoków. Brak możliwości decydowania jakie jednostki rzucić do walki w pierwszej fali a jakie zostawić w odwodzie. Mimo tego, uważam, że gra jest rewelacyjna. Stanowi duży krok naprzód w porównaniu do innych gier o podobnej tematyce czy wcześniejszego Rebellion ze świata Gwiezdnych wojen. Polecam tę grę fanom Star Wars, a pozostałym mówię: „Zagrajcie, bo warto. Nie pożałujecie czasu poświęconego na grę”.

Ocena ogólna: 9/10

Autor: Girwan