Kodeks Jedi

Nie ma emocji – jest spokój.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Szkarłatna struga energii mija napięte muskuły twej ręki o niecały milimetr.
Zastanawiasz się jak blisko było do tego, by na zawsze stracić najważniejszą część ciała? Prawidłowo. Bez ręki niechybnie byś zginął. Prawidłowo. Spokój? Każdy element twego kruchego organizmu koncentruje się tylko i wyłącznie na tym, by reszta elementów przetrwała. Prawidłowo. Drżenie wywołane zmęczeniem i obawą przed śmiercią, przeszywają twe obolałe ciało. Spokój?
Twe nogi kierują cię do tyłu, zaś obie dłonie silniej zaciskają się na metalowym cylindrze, z którego bucha oślepiający błękitny płomień.
On mógł cię trafić. On mógł cię zranić. On mógł cię zabić. On mógł to zrobić. Spokój?
On może cię trafić. On może cię zranić. On może cię zabić. On może to zrobić. Spokój?
Wyczerpane mięśnie twej ręki otrzymują polecenie kolejnego – może ostatniego – wysiłku. Dwie zaciśnięte dłonie kierują fontannę szafirowego światła do przodu. Jak najdalej.
On ma wybór. Może ugiąć swe ciało w błyskawicznym uniku. Może nakłonić ostrze swej broni, by stanęło w jego obronie i na moment zabarwiło przestrzeń czerwienią. Może też nic nie uczynić.
On ma wybór?
Ty wiesz, że on nie ma wyboru. Ty też nie masz wyboru. Twoje i jego losy są już z góry ustalone przez Moc. I dlatego rubin z sykiem przecina powietrze i styka się z szafirem.
Syk przechodzi w trzask, a trzask w krzyk.
Rubin napiera na szafir, szafir zaś stawia opór.
Pat.
On może cię zabić. Ty możesz go zabić. Spokój?
Promieniowanie bólu wykręca twe nadgarstki coraz silniej. On wygrywa. Spokój?
Szafir ustępuje rubinowi? Rubin przezwycięża szafir?
Błękitna klinga odbija z wysiłkiem czerwoną klingę. I przechodzi do kontrataku.
Ty możesz go trafić. Ty możesz go zranić. Tym możesz go zabić. Ty możesz to zrobić. Spokój?
Możesz wszystko! Przecież wiesz, że to konieczność!
Możesz wszystko! Przecież wiesz, że tego chce Moc!
Możesz wszystko! Przecież wiesz, że to przeznaczenie!
Spokój?
Przeraźliwy żar rozpala twe serce, rozprzestrzenia się na całą twą pierś, trafia do twych rąk i nóg. Czujesz siłę? Prawidłowo. Czujesz pewność? Prawidłowo. Czujesz potęgę? Prawidłowo. Czujesz Moc? Prawidłowo.
Raz drugi, trzeci… Czwarty! Spokój?
Szafir rozpala się jak gwiazda. Rubin zapada się niczym czarna dziura. I znika. Jest już tylko szafir. Jesteś ty.
Brama otwarta. Szafir niemal dotyka jego gardła.
On mógł cię trafić. On mógł cię zranić. On mógł cię zabić. On mógł to zrobić!
Ty możesz go trafić. Ty możesz go zranić. Ty możesz go zabić. Tym możesz to zrobić!
Ty możesz wszystko!
Ty możesz dokonać wyboru!
Przez jedną sekundę to ty jesteś Mocą!
Spokój?
Nie ma emocji – jest spokój.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Lecz zrozumienie prawdziwego sensu tych prostych słów to wieczność. Wieczność, której ty nie masz.
Ty dokonujesz wyboru. Ostrze wykonuje.
Szafir staje się rubinem.
I wszystko, co pozostaje, to ciemność.

Nie ma ignorancji – jest wiedza.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Wokół ciebie przelewa się tłum zwyczajnych ludzi. Marszczysz brwi, próbując przebić się wzrokiem przez niekończące się masy istot.
Oni się dla ciebie nie liczą. Stoją tylko na przeszkodzie do osiągnięcia celu. Prawidłowo. Kim oni są przy tobie, wspaniałym władcy potęgi, o której oni nie mogą nawet śnić? Nikim? Prawidłowo. Jedyne co potrafią, to przeszkadzać. Nie mają nawet pojęcia, jak ważne wydarzenia dzieją się ponad ich głowami. Prawidłowo. Twe ciało drży od pragnienia działania. Czujesz nagły przypływ irytacji. Ignorancja?
Twe nogi kierują cię do przodu, obie dłonie zaś z całej siły odpychają tłum. Przebijasz się dalej, lecz tłum ze wszystkich stron na ciebie napiera, nie pozwalając na dalsze ruchy.
Oni nie są ważni. Ważny jest tylko twój cel. Tylko twój cel. Reszta się nie liczy. Ignorancja?
Liczy się tylko twój cel.
Mięśnie twych rąk z większą mocą rozpychają tłum. Usuwasz kolejne istoty z twego szlaku. Ale nie przestajesz napierać. Musisz iść do przodu.
Oni mają wybór. Mogą usunąć się z drogi. Mogą przejrzeć na oczy i spostrzec, że twój cel jest dla nich zagrożeniem. Mogą spostrzec, że chcesz ich ochronić.
Oni mają wybór?
Ty wiesz, że oni nie mają wyboru. Ty też nie masz wyboru. Twoje i ich losy są już z góry ustalone przez Moc. I dlatego ty przebijasz się dalej, a oni nieustannie próbują ci w tym przeszkodzić.
Nagle dostrzegasz swój cel. On dostrzega ciebie.
Przebijasz się przez tłum, nie zwracając na nic uwagi. Oni umieją tylko przeszkadzać. Liczy się tylko twój cel. Ignorancja?
Wokół twego celu tworzy się wolna przestrzeń. Tłum odsuwa się od niego, jakby był czymś niebezpiecznym.
Czyżby przejrzeli na oczy? Nie, to tylko twe złudzenia. To Moc. Jego Moc ich odpycha.
To bez znaczenia. Oni nie mogą nic zrobić. Ty możesz. Dlatego przebijasz się dalej. Liczy się tylko twój cel. Nic więcej. Ignorancja?
Twój cel czeka na ciebie. Jego ironiczny uśmiech skłania cię do szybszego biegu.
Chcesz zedrzeć ten uśmiech z jego twarzy, ale na twej przeszkodzie znów stoi tłum.
Czujesz do nich odrazę. Ich ignorancja nie pozwala ci działać.
Wreszcie udaje ci się przełamać barierę tłumu.
Twój cel rozchyla usta w szerszym uśmiechu. Z jego zaciśniętej pięści leniwie wydobywa się szkarłatny promień energii. Jego blask przyspiesza twą decyzję.
Odchylasz poły płaszcza i wkrótce do twych uszu dociera łagodny pomruk błękitnej klingi.
Oni już nie stoją ci na przeszkodzie.
Oni już nie mają znaczenia.
Teraz znaczenie ma tylko twój cel i jego broń. Ignorancja?
Nagle zdajesz sobie sprawę, dlaczego twój cel się uśmiecha.
Za twoimi plecami są oni.
Oni są z nim.
Rozlega się grzmot.
Ignorancja?
Nie ma ignorancji – jest wiedza.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Lecz zrozumienie prawdziwego sensu tych prostych słów to wieczność. Wieczność, której ty nie masz.
Promień czerwieni wypala czarną dziurę w twych plecach.
I wszystko, co pozostaje, to ciemność.

Nie ma pasji – jest pogoda ducha.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Twe spojrzenie sięga głęboko za dwa kręgi błękitu, prosto do duszy. Czujesz, jakbyś nagle znalazł odpowiedź na wszystkie pytania.
Nie ma nic wspanialszego niż żar, który ogarnia twą pierś. Nie ma nic cudowniejszego niż drżenie, które przebiega przez twe ciało. Nie ma nic doskonalszego niż napięcie, które oplata twe mięśnie. Nie ma nic piękniejszego od błysku, który wychwytujesz w szafirowych oczach, gdy tylko ich wzrok pada na ciebie.
Jakie miałeś zadanie? Nie pamiętasz. Pasja?
Jej twarz jest gładka jak perła. Jej włosy są niczym nici złota. Jej usta są jak dwa podłużne rubiny.
Czy twe zadanie ma znaczenie? Czy cokolwiek ma znaczenie?
Planeta nie ma znaczenia. Galaktyka nie ma znaczenia. Wszechświat nie ma znaczenia.
Jest tylko ona. Tylko ona ma znaczenie.
Czymże jest piękno przy jej doskonałości? Niczym.
Czymże jesteś ty przy niej? Niczym.
Jaka była twa misja? Nie pamiętasz. Pasja?
Ona patrzy na ciebie. Dostrzega cię. W ułamku sekundy cię rozumie.
Ty patrzysz na nią. Dostrzegasz ją. W ułamku sekundy ją rozumiesz.
A może tylko tak ci się wydaje? Może to wszystko złudzenie?
Stawiasz krok do przodu. Ona stawia krok do przodu. Czujesz narastającą niepewność. Czy ona także ją czuje? Zbliżacie się do siebie. W waszych krokach nie ma wątpliwości. Ale czy są w was? Czy są w tobie?
Ona cię dotyka. Ty ją dotykasz. Jej skóra jest tak delikatna, tak aksamitna, tak wspaniała.
Na jej ustach rozkwita cudowny uśmiech. Jest niezwykły, szczery, tylko dla ciebie.
Kąciki twych ust unoszą się. Czujesz radość, czystą i doskonałą.
Ona też czuje radość. Wyczytujesz to w jej pięknych szafirowych tęczówkach.
Jaki był twój cel? Nie pamiętasz. Pasja?
Jej palce ściskają twą dłoń. Twa dłoń ściska jej palce. Ich ciepło ogrzewa cię jak promienie dwóch słońc, sprawia, że twe serce zaczyna bić szybciej, źrenice się rozszerzają.
Jej usta są tak blisko. Kilkanaście centymetrów. Tak niewiele.
Czy możesz to zrobić? Czy możesz zapomnieć o wszystkim? Czy możesz…?
Ona może to zrobić. Ona może zapomnieć o wszystkim. Ona może…
Ty też.
Wasze usta zbliżają się do siebie. Dotykają się. Tylko na moment.
Tylko na moment?
Miałeś coś zrobić. Tylko co? Nie pamiętasz. Nie chcesz pamiętać.
Czy zadanie było istotne? Czy misja miała znaczenie? Czy dla celu warto było się poświęcać?
Patrzysz na nią. Ona patrzy na ciebie.
Rozumiecie się. Jesteście jednym.
Wystarczy jedno spojrzenie w głąb pary błękitnych kręgów. Pasja?
Nie ma pasji – jest pogoda ducha.
Jakże łatwo zapamiętać tak proste zdanie. Jakże łatwo je zapamiętać i wyrecytować, a gdy już to zrobisz i nie jest ci do niczego potrzebne, zwyczajnie zapomnieć.
To tylko kwestia niecałej minuty.
Lecz zrozumienie prawdziwego sensu tych prostych słów to wieczność. Wieczność, której ty nie masz.
Dokonujesz wyboru.
Zatracasz się. Zapominasz. Odgradzasz się od przeszłości.
Przeszłość nie istnieje. Moc nie istnieje. Nic nie istnieje.
Nie. Coś ci pozostaje. Masz ją.
Ale czy na zawsze?

Nie ma śmierci – jest Moc.
Ile razy powtarzano to zdanie? Ile razy wieńczyło ono wielkie przemowy? Ile razy było ono czyimiś ostatnimi słowami? Tyle razy, że nie sposób o nim zapomnieć ani za dnia, ani za nocy.
Nie opuszcza cię nigdy, gdyż jest sensem twego życia.
Boisz się. Twe dłonie drżą. Pożera cię lęk, jakiego jeszcze do tej pory nie czułeś. Po twej skroni spływają lodowate krople potu. Strach zagląda ci w oczy, a ty nie potrafisz się z nim zmierzyć. Gwałtowne skurcze targają twym ciałem. Przerażenie obejmuje cię we władanie i ściska tak, że niemal padasz na kolana i zakrywasz popielatą twarz w rękach.
Śmierć.
Nie unikniesz jej. Chowanie się nie ma sensu, albowiem doścignie cię wszędzie. W każdym zakątku galaktyki, która dotąd wydawała ci się bezkresna, a teraz jest niczym czarna, głucha, ciasna cela.
Łudzisz się, że jest sposób, by jej uniknąć.
Prawda jest jednak jedna jedyna. I ty ją doskonale znasz.
Nie zwiedziesz śmierci, bo śmierć jest Mocą, a Moc jest tobą.
Bez Mocy jesteś nikim. Równie dobrze mógłbyś być już martwy.
Śmierć jest Mocą, a więc Moc jest śmiercią. Cóż za ironia, nieprawdaż?
Unosisz głowę. Chcesz walczyć? Czyżbyś sądził, że jeszcze jest szansa?
Ślęczysz w wielkiej, pustej bibliotece, w zakurzonych, starożytnych księgach spisanych w językach nieistniejących już od tysiącleci, błądzisz wzrokiem po kartach zapisanych przez największych myślicieli tej samej galaktyki, która cię wiąże nierozerwalnymi pętami.
Szukasz rozwiązania, szukasz wyjścia, szukasz sposobu, by nagiąć Moc do swej woli.
Tylko po co? Takie proste pytanie: po co?
Jedynie wydłużasz swą bolesną agonię, nic ponad to.
Coś ci umyka. Bez przerwy coś ci umyka.
Twe ostatnie chwile.
Czy naprawdę chcesz je zmarnować, prowadząc jałową dyskusję ze zjawami, które niegdyś pragnęły tego, czego ty teraz pragniesz?
Lepiej przypomnij sobie życie. Tak, swe życie, to, które niechybnie dobiega końca.
Sięgnij pamięcią do czasów, gdy śmierć była zaledwie odległą marą na horyzoncie wydarzeń, które dopiero miały nadejść.
Przyszłością tak odległą, jak jeden z miriadów świetlistych punkcików na nocnym niebie.
Pamiętasz już?
Pamiętasz jak postawiłeś swój pierwszy krok? Jak wypowiedziałeś swe pierwsze słowo? Jak twój mistrz położył na twym ramieniu swą dłoń, a ty spojrzałeś na niego z bezgraniczną ufnością? Jak zetknąłeś się z ciemnością i odrzuciłeś ją? Jak posmakowałeś zakazanych emocji i uczuć silniejszych nawet od Mocy? Jak z dumą w oczach patrzyłeś na pasowanie twego pierwszego ucznia na rycerza? Jak zasiadłeś w kręgu dwunastu największych mistrzów Mocy?
Na twych ustach kwitnie delikatny uśmiech.
Pamiętasz?
Doskonale pamiętasz.
Odwracasz wzrok od bezwartościowych ksiąg, od naigrywających się z ciebie duchów, od świata, do którego już nie należysz.
Nie ma śmierci – jest Moc.
Ile razy powtarzano to zdanie? Ile razy wieńczyło ono wielkie przemowy? Ile razy było ono czyimiś ostatnimi słowami? Tyle razy, że nie sposób o nim zapomnieć ani za dnia, ani za nocy.
Nie opuszcza cię nigdy, gdyż jest sensem twego życia.
Dopiero teraz w pełni je pojmujesz.
Strach ustępuje. Lęk spełza w ciemność. Przerażenie przeradza się w radość.
Teraz dopiero, pierwszy raz, czujesz ją całym swym duchem.
Oto ona.
Czysta, prawdziwa, jedyna.
Moc.