Kiedy na ekrany polskich kin w 1997 roku weszła edycja specjalna IV części Gwiezdnej Sagi George’a Lucasa, w swą dwudziestą rocznicę od wejścia do amerykańskich kin, miałem zaledwie dziewięć lat. Nigdy wcześniej nie słyszałem, ani nie interesowałem się filmami z gatunku science fiction, więc oczekiwanie na ten film przepełnione było nutą tajemniczości i pewną obawą przed nieznanym.
Wraz z pierwszymi sekundami filmu i znanymi obecnie wszystkim napisami początkowymi ze swym jakże uniwersalnym charakterem, od których zaczyna się większość znanych opowieści: „Dawno, dawno temu…”, rozpoczęła się inicjacja młodego chłopaka z niewielkiego miasta w dorosłego fana Star Wars, przepełnionego wyobraźnią i ambicjami. To co jednak przykuło moją największą uwagę i nadal wzbudza we mnie chęć silniejszego zagłębiania się w tę sagę, to nie widowiskowe batalie kosmiczne ani futurystyczna technologia, tylko jedna ze scen filmu. Pojedynek Obi-Wana Kenobiego z Darthem Vaderem na Gwieździe Śmierci.
Dla większości fanów jest to mało widowiskowa i niezbyt spektakularna scena filmu, która nie zasługuje na wspomnienie czy zapamiętanie. Nic bardziej mylnego. To właśnie ona jakiś czas temu powróciła za sprawą rozmowy o pojedynkach z Klasycznej Trylogii na jednym z forów dotykających uniwersum Gwiezdnych wojen. Kwestia dotyczyła ostatnich słów wypowiedzianych przez Kenobiego i powodu, dla którego w końcowym momencie walki opuścił gardę, pozwalając na zadanie ciosu przez Vadera. Powiedział on wówczas:
Nie zwyciężysz Vader. Jeśli mnie zabijesz, stanę się potężniejszy niż mógłbyś to sobie wyobrazić.
W słowach Obi-Wana przejawiają się dwa istotne problemy. Pierwszy z nich to przekonanie Vadera, byłego ucznia i przyjaciela Obi-Wana, że pomimo osiągnięcia przez niego bardzo dobrego poziomu panowania nad Mocą, jest nadal uzależniony od sił, jakie rządzą wszechświatem. Jest więc także podatny na nieuchronne działanie czasu oraz upływającego życia, którego kulminacyjnym punktem jest śmierć, zwłaszcza biorąc pod uwagę rekonstrukcje większości jego organów po pojedynku na Mustafarze. Korzysta z Mocy, jednak nie jest w stanie jej sobie podporządkować. Zupełnie inaczej postąpił jego dawny mistrz.
Wiedząc, że jego czas powoli i nieubłaganie upływa, a także czując, iż nie wyjdzie cało z pojedynku ze swym byłym uczniem, pogodził się z wolą Mocy i zaakceptował ją. Przestał obawiać się konsekwentnego cyklu życiowego, którego przechytrzenie zresztą obiecał Anakinowi/Vaderowi Palpatine. Pozwoliło mu to osiągnąć wyższy stopień zespolenia się z Mocą, stając się jej afirmacją jako duch.
Drugi kontekst jest szczególnie uwidoczniony, jeśli połączymy ze sobą Nową i Starą Trylogię. W opowieści o rodzie Skywalkerów, stary mistrz Jedi jest z jednej strony bohaterem, a z drugiej bezpośrednim łącznikiem obydwu trylogii. Poznajemy go jako młodego ucznia, którego złe przeczycie i zachowawczość dopełniają buntowniczą naturę mistrza Qui-Gon Jinna (zachodzi tu spory paradoks, w którym to uczeń mądrością i charakterem przewyższa mistrza, skądinąd wyjątkowo upartego i nieprzewidywalnego przykład: przyjęcie Anakina ucznia mimo odmowy Rady Jedi i uporczywe przekonanie o roli Wybrańca, jaką chłopiec podejmie w przyszłości).
Wraz z przejściem ostatniego testu na rycerza Jedi, którym było zabicie Dartha Maula, zgodnie z ostatnią wolą umierającego mentora, przyjął pod swoje skrzydła młodego niewolnika, w którego wielkie nadzieje pokładał Jinn. Po wybuchu Wojen Klonów, ten sam chłopiec jako nadzieja Zakonu i przepowiadany Wybraniec staje się pochłonięty wrzawą wojenną i jej okrucieństwem oraz manipulacjami Kanclerza, widzącego w nim potencjalną marionetkę oraz, pod koniec konfliktu, oczy i uszy w Radzie Jedi.
Zakon tymczasem wydawał się w swej mądrości zbyt pochłonięty wojną, by dostrzec czające się obok niebezpieczeństwo potęgowane konserwatywnym podejściem do nauczania i zaangażowaniem się w wojnę. Śmierć znacznej części Rady Jedi w wyniku ujawnienia się prawdziwego Sitha i ostateczne stadium przejścia Anakina Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy, zakończonego pojedynkiem z Obi-Wanem na Mustafarze (nie należy zapomnieć o ciężkiej decyzji powziętej najpierw przez Yodę, biorącego ciężar walki z Palpatinem na siebie, pozwalając Kenobiemu uświadomić konsekwencje wynikające z przywiązania się do Anakina oraz „śmierci” chłopca i przyjaciela, którego znał i szanował jak brata), doprowadziło do konsekwentnej deregulacji zarówno Zakonu, jak i całej Republiki.
Zaledwie garstka Jedi umknęła przed zemstą nowego reżimu, w którym władzę sprawował Sith. Yoda i Obi-Wan Kenobi zmuszeni byli udać się na wygnanie, by uniknąć losu innych Jedi i stworzyć podwaliny pod nowy Zakon Jedi. Zadaniem Obi-Wana przebywającego na Tatooine jako erem miało być nie tylko zgłębienie tajemnicy swego byłego mistrza, dotyczącego zjednoczenia się z Mocą, lecz również czuwanie nad bezpieczeństwem syna Skywalkera. Dopiero z osiągnięciem przez Luke’a dojrzałości, a wkrótce potem zbiegu wydarzeń następujących kolejno po sobie, doszło do ponownego starcia dwojga byłych kompanów i przyjaciół.
Tym razem jednak śmierć Kenobiego zakończyła trwale istnienie Zakonu i Republiki, czyli świata i rzeczywistości jaką on pamiętał i w jakiej żył, zapowiadając nadejście nowej, a zarazem ostatniej nadziei (śmierć Yody przyczyni się do odrodzenia Zakonu i nadciągającej odbudowy nowego porządku). Ostatecznym testem stał się pojedynek ojca z synem, gdzie Vader/Anakin dokonuje wyboru pomiędzy lojalnością wobec Imperatora, a więzami krwi i miłością do syna. Wybiera możliwość odkupienia swoich win, przelanej krwi oraz zdrady, jakiej się dopuścił wobec przyjaciół oraz wyznawanych wcześniej wartości (głównie chodzi tu o przyczynienie się do śmierci żony oraz doprowadzenie do upadku Republiki, której poprzysiągł bronić). Umiera, godząc się ze swym synem i świętując zwycięstwo nad złem i tyranią jako zjednoczony z Mocą duch u boku przyjaciół.
Dziedzictwo Obi-Wana Kenobiego to także jego niezwykłe umiejętności dyplomatyczne i wykwintne maniery, dzięki którym otrzymał przydomek Negocjator, spryt, który był przyczyną zepsucia szyków wielu jego oponentom oraz znajomość wojny, tak na poziomie jej toczenia (swój talent dowiódł podczas wielu kampanii Wojen Klonów), jak i ich zapobiegania. Cechowała go w okresie zasiadania w Radzie Jedi także: mądrość oraz konserwatywne podejście do nauk Jedi. W miarę upływu lat jego charakter się nie zmienił i można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż te cechy odcisnęły piętno na jego fizycznym wyglądzie.
Chodzi tu o typowo stereotypowe postrzeganie mądrości i doświadczenia: poprzez brodę, siwe włosy i charakterystyczny sposób mówienia, co dobrze potrafił ukazać odtwórca tej postaci, sir Alec Guinness, nie odbierając swej postaci charyzmy i wojowniczości.
Wreszcie w znaczący sposób wpłynął także na Luke’a, szkoląc go i uświadamiając o jego przeznaczeniu oraz roli, którą przyjdzie mu odegrać w niedalekiej przyszłości. Dołożył wiele, by przemienić nieśmiałego farmera z prowincjonalnej planety w mężczyznę zdolnego do wielkich czynów, obdarzonego odwagą i determinacją godną Jedi z dawnych czasów.
W dalszej części historii, opisywanej już w tzw. Expanded Universe, czyli „rozszerzeniu” świata Gwiezdnych wojen w książkach, komiksach, oraz innych źródłach zewnętrznych widzimy Akademię Jedi na Yavinie IV oraz przewodzącego ją Lukiem Skywalkerem. Wydaje się, że został doskonale wyszkolony i realizuje wszystkie wskazówki co do organizacji nowego Zakonu Jedi. Przyszłość jednak pokaże w jakim stopniu będzie on funkcjonował prawidłowo, i czy nie popełni on błędów Jedi sprzed kilkunastu i kilku tysięcy lat. Już Yoda mówił:
Przyszłość w ciągłym ruchu jest…
Stąd należy bacznie przyglądać się jego działaniom i rezultatom, jakie się pojawią w przeciągu kilku lat jego przewodnictwa nad Nowym Zakonem. Jedno pozostaje pewne. Duch Kenobiego i jego dziedzictwo czuwać będą nad młodym Skywalkerem… zawsze.