„Kinect Star Wars”

29 marca miałem okazję obejrzeć rozbudowaną wersję demo gry Kinect Star Wars. Tak, tego głośnego tytułu, który został tak dokumentnie zjechany przez fanów jeszcze przed premierą. Ale powiedzmy sobie szczerze i na samym początku: Kinect Star Wars to nie jest tytuł dla fanów.

Gra na Xboxa 360 Kinect Star Wars składa się z części fabularnej oraz z kilku dodatkowych gier. Najważniejsze jest to, że nie potrzeba do niej żadnego kontrolera. Odkładamy zatem pada i dzięki technologii Kinect stajemy przed telewizorem i machamy kończynami, sterując naszym bohaterem.

Po pierwsze mamy tryb fabularny. Ma on wystarczyć na kilka bądź kilkanaście godzin zabawy i opowiada pewną historię. Nie było nam, testerom, dane poznać całej fabuły niemniej, z grubsza polega na wcieleniu się w młodego Jedi i bieganiu z mieczem i niszczeniu różnych jednostek Separatystów na rozmaitych planetach. My pomagaliśmy Wookieem na Kashyyyku. Czasem zasiądziemy też za sterami statku i będziemy musieli prowadzić ostrzał na orbicie. Tyle.

Tryb fabularny uzupełniony jest przez serię mini gier. Nie będę tutaj wszystkich wymieniał, wspomnę tylko o dwóch. Pierwsza to wyścigi podów – wspaniałe odświeżenie jednej z moich ulubionych gier (mówię o grze Episode I: Podracer z 1999 roku). Wyciągamy ręce przed siebie i pędzimy w podzie. Odciągając ręce tak jakbyśmy trzymali wirtualne przepustnice możemy sterować pojazdem. Bardzo fajna zabawa.

Drugim trybem, jaki chciałbym opisać, jest ten kontrowersyjny taniec. Mamy za zadanie naśladować ruchy postaci na ekranie. Im dokładniej powtarzamy ruchy wirtualnego przewodnika, tym więcej punktów dostaniemy. Postacią, której ruchy naśladujemy, może być też księżniczka Leia w stroju znanym z Pałacu Jabby. Zabawa zdecydowanie nie dla mnie, ale jakoś nie przeszkadza jej obecność. Po prostu można nie włączać.

Gra ma kiepską grafikę, ale trzeba zdać sobie sprawę, że Xbox 360 ma już swoje lata, a technologia Kinect trochę mocy obliczeniowej angażuje, stąd mniej mocy zostaje na grafikę. To jest pierwszy powód, dla którego ta gra nie jest dla fanów. Prędzej odnajdą się tutaj fani gier sportowych na Wii niż fani pięknej grafiki Battlefielda 3 czy Mass Effect. Gra jest dość banalna. Nie stanowi wyzwania fabularnego i nie opowiada żadnej szczególnej historii. To drugi powód, dla którego fani powiedzą Kinect Star Wars: „Nie”.

Zdecydowaną wadą gry jest też jej spora niedokładność. Być może Kinect był nienajlepiej skonfigurowany „pode mnie”, niemniej lecąc podem kilka razy wykonywałem gest „naprawiania poda”, a mimo to gra nie reagowała. Zakładam, że jest to kwestia przyzwyczajenia. Podobnie było zresztą nie tylko w grze wyścigowej, ale w każdej. Ot czasem nie łapał ruchu. Głupich ograniczeń nie rozumiem też w mini grze pojedynkowej (walczymy na miecze świetlne z komputerowym przeciwnikiem) – dlaczego podzielono ją na fazę ataku i obrony i tylko w fazie ataku mogę używać Mocy? Gra ma jeszcze kilka dziwnych ograniczeń, które nie wydają się spowodowane technologią. Niemniej jest jedno zasadnicze „ale”.

Przez ponad godzinę bawiłem się jak dzieciak. Wyciąganie reki, aby zrobić „Force push” daje niesamowitą frajdę. Podskakiwanie, aby zrobić „Force jump” to też rewelacyjna sprawa. Machanie ręką udając ruchy miecza świetna rzecz. Dodatkowo fajne jest to, że w Kinect Star Wars można grać we dwie osoby; ekran podzieli się i będziemy mogli zagrać ze znajomym. Świetna zabawa.

Z jednej strony jest mi trudno ocenić najnowszą grę spod znaku Star Wars. Bo to gra dla typowych casuali, a ja do nich nie należę. Widzę jej wady, bo wiele gier (zwłaszcza na Xboxa) już widziałem. Potrafię docenić ten fun, który sprawi dzieciakom, czy na imprezach. Kinect Star Wars jest rewelacyjne do tego, aby zagrał ojciec z synem, albo kumple przy piwie, podobnie jak wszelkiego rodzaju gry sportowe na Wii, Playstation Move czy właśnie na Kinecta. Podkreślam raz jeszcze nie dla fanów Star Wars!