O The Clone Wars trudno powiedzieć, że są w całości warte obejrzenia. Dlatego z kolejnymi odcinkami zapoznają się głównie dzieci i najbardziej wytrwali fani. Jeśli jednak ktoś chce dać wytworom Filoniego drugą szansę i zasiąść przed sezonem piątym, może skusić się też na obejrzenie paru odcinków z ubiegłych lat. Oto 9 z nich, które uznałbym za najciekawsze i najbardziej warte obejrzenia (według kolejności emisji):
Rookies (1×05)
To jednoodcinkowa historia o paru niedoświadczonych klonach, stacjonujących – jak się im wydawało – daleko za linią frontu. Główną zaletą tego epizodu jest fakt, że działają tu tylko żołnierze i nie ma głupiego machania mieczami.
Cloak of Darkeness (1×09)
Odcinek, na który czekał każdy fan Sojuszu Separatystów i wszyscy anty-fani Republiki. Mamy tu całkiem fajne pojedynki, intrygę i ciekawie postawy bohaterów. Gdyby tak jeszcze pozbyć się z niego pewnej smarkuli…
Lair of Grievous (1×10)
Odcinek o cechach podobnych do poprzedniego. Na szczęście „główni” bohaterowie idą w odstawkę, a pierwsze skrzypce gra Kit Fisto i jego były uczeń w konfrontacji ze znanym wszystkim cyborgiem.
Trespass (1×15)
Wielka wojna idzie tu w zapomnienie, a postaci starają się zakończyć jeden z drobnych konfliktów, jakich nie brakowało nigdy w Galaktyce. Nie ma Ahsoki, przeciwników o ujemnym IQ, ani obiektywnie złych postaci.
Innocents of Ryloth (1×20)
Odcinek, który może wzruszyć niejednego fana. Solą tej historii jest spotkanie dwóch klonów z malutką Twi’lekanką, Numą. Co z niego wyniknie? Sami zobaczcie!
Mimo że sezon pierwszy owocuje w straszne gnioty, które zniechęciły fanów do oglądania The Clone Wars, to jest w nim parę perełek, które do dziś nie znalazły zbyt licznej godnej konkurencji.
The Deserter (2×10)
Na coś godnego obejrzenia w tym sezonie fani musieli czekać dość długo. W końcu pojawił się ciekawy odcinek, jeden z trzech, którym można by nadać tytuł „Klony uczą się myśleć”. Tytułowy dezerter zmusza Rexa do przemyśleń na temat jego czarno-białego podziału świata. Poza tym mamy okazję zobaczyć planetę Saleucami, którą rzadko widujemy w Gwiezdnych wojnach.
Cat and Mouse (2×16)
Jeśli ktoś lubi filmy o okrętach podwodnych z czasów II wojny światowej, to czeka go wiele miłych nawiązań, bo taką właśnie atmosferę ma ten odcinek. Tytułowa zabawa w „kotka i myszkę” to niebezpieczna gra, w której stawka jest wysoka. Warto wspomnieć, że jest to pierwszy, chronologicznie, epizod w całym serialu, więc o Ahsoce nikt nawet nie wspomina.
Po chwiejnym sezonie 1, poziom odcinków zaczynał się powoli stabilizować, co poskutkowało utworzeniem całej masy „przeciętniaków”, które ani nie zachwycają, ani nie wzbudzają agresji. Tak właśnie można opisać większość trzeciego i czwartego sezonu, choć dwa odcinki zasługują na to, by o nich wspomnieć.
ARC Troopers (3×02)
Jest to sequel Rookies, opowiadający o znanych z niego klonach, które spotykamy tym razem na linii frontu. I to nie byle jakiej, bo na Kamino! Mamy tu parę wątków „patriotycznych” i świetnie zrobioną bitwę.
Carnage of Krell (4×10)
Generał Jedi Krell pojawiał się już w trzech poprzednich odcinkach, ale były one skoncentrowane na klonach i ich nieprzerwanej batalii. Dlatego słowa narratora we wstępie mogą nam spokojnie zastąpić oglądanie ich i pomagają przejść do ostatniego dotychczasowego epizodu z serii „Klony uczą się myśleć”. Mamy tu bardzo ciekawe starcie, intrygę i chwilę wzruszenia. Jest to chyba najlepszy odcinek, jaki wyprodukowali twórcy serialu.
O The Clone Wars trudno jest mieć dobre zdanie, ale trudno je też w całości potępić. Odcinek szósty i siódmy pierwszego sezonu pozbawiły wszystkich złudzeń: Wojny klonów to nie jest coś, co fani lubią najbardziej. Jednak znalazły się też takie epizody serialu, które można obejrzeć, nie przeżywając chwil oburzenia, zwątpienia i agonii. Kto wie – może z biegiem czasu doczekamy się momentu, gdy odcinki-gnioty będą stanowiły tylko marginalne wyjątki?