Dlaczego era Imperium?

Jestem zapalonym graczem RPG, jednym z moich ulubionych systemów, jak łatwo się domyślić, są Gwiezdne wojny. Nie gram jednak w Saga Edition, d20 zupełnie mi nie leży, może dlatego, że zaczynałam od d6 i jak dla mnie, ten system najlepiej oddaje uroki tego naszego zwariowanego światka dawno dawno temu w odległej galaktyce. Również, jak wszyscy, mam swoje mniej i bardziej ulubione czasy. Jeśli bawię się na sesji całym sercem, potrafię bez reszty wcielić się w daną postać i poświęcam jej najwięcej myśli, kiedy zabawa już się skończy, istnieje duża szansa, że akcja rozgrywa się w czasach pierwszej Galaktycznej Wojny Domowej.

Może po prostu jestem kiepskim graczem, niewykluczone. Przecież nie jest to jedyny okres, w którym wojska Republiki stawiają czoła przeważającym siłom, walczą o niepodległość, a w gruncie rzeczy jeden z dwóch czy trzech, w którym granie przykładowo grupą Jedi jest po prostu wykluczone. No dobrze, może nie wykluczone, ale generalnie mało prawdopodobne i jeśli MG na to idzie, to coś w tym realizmie zgrzyta po całości. Oczywiście, można tak wszystko rozegrać, by miało to ręce i nogi, jednak powiedzmy sobie szczerze – ile w końcu tych Jedi ukryło się przed Rozkazem 66, i ile może istnieć w Galaktyce artefaktów, które są w stanie sztucznie wywołać u użytkownika wrażliwość na Moc? Może jeszcze można mu wstrzyknąć midichloriany? Tfu!

Może jest to kwestia przywiązania do początków – moja pierwsza pierwsza sesja RPG to były właśnie Gwiezdne wojny, w dodatku znakomicie poprowadzone (Bard, rządzisz!), a ich akcja rozgrywała się właśnie w czasach Imperium, w dodatku nie istniało jeszcze tyle Expanded Universe (ha, chyba jeszcze Mroczne widmo nie ujrzało światła dziennego), więc zagrożenie traktowało się naprawdę poważnie. Kiedy w okolicy pojawił się Lord Vader, nie tylko moja postać, ale ja sama zastygałam z przerażenia, myśląc sobie, że jeśli nie zdążę uciec, to ta moja bohaterka, którą już zdążyłam polubić, nie ma żadnych szans.

Właśnie, powiedzcie mi, która inna era w historii Star Wars może się poszczycić TAKIMI czarnymi charakterami? Oczywiście, EU dostarcza nam kilku porównywalnych: Exar Kun, Darth Bane, Darth Krayt, wreszcie choćby Malak czy Sion, ale brak im tej magii, którą człowiek czuł od chwili pierwszego pojawienia się Mrocznego Lorda na „Tantive IV”. Tu jeśli gracz sprzeciwia się reżimowi, ma przeciwko sobie naprawdę cały świat i musi poświęcić całkiem sporo, by uniknąć ewentualnej wpadki, uniknąć Imperium. Jasne, może udać się mu raz, drugi czy czternasty (pozdrowienia dla mojej ostatniej drużyny, która rozwalała wiktorynkę od środka), ale w końcu już nie ma gdzie uciekać. Imperium Krayta czy sithowe imperium Malaka, Nihilusa czy innego Vitiate nie jest mi w stanie zapewnić takiej adrenaliny.

To jest epoka, która jest dla nas najbardziej klasyczna, najbardziej plastyczna. Przecież wszyscy przed oczami mamy eskadrę niszczycieli gwiezdnych, pojedynki powietrzne myśliwców obu stron, bitwy, a przede wszystkim mamy świadomość przeszłości, upływu czasu. Rebelianckie pojazdy nie są wymuskane niczym myśliwce Jedi podczas starcia nad Coruscant, nawet Luke staje do boju z lekko odrapanym hełmem. Tam wszystko wydaje się o wiele bardziej realne.

Wreszcie, paradoksalnie, to tutaj mamy najwięcej możliwości wyboru odnośnie naszych postaci. Jeśli wykluczymy tych nieszczęsnych Jedi, którymi niby każdy chciałby grać, a którzy jednak w ilości większej niż dwóch, ba, nawet jeden, zanadto ułatwiają przygodę, do wyboru i tak pozostaje nam sporo a co ważniejsze, pozostaje nam sporo, by uczynić rozgrywkę naprawdę fascynującą. I dzieje się tak właśnie dzięki temu mającemu największy potencjał w dziejach Gwiezdnych wojen okresowi – nawet zwykli kupcy mogą się uwikłać w interesy jednej lub drugiej strony, każdy byle żołnierz może ubarwić rozgrywkę wątpliwościami natury moralnej, o możliwościach, które mają postaci z tzw. „półświatka” już nawet nie wspomnę… Jest dobrze!

Ale dość moich wynurzeń. Jaka jest Wasza ulubiona epoka do grania?