Pożegnanie

Jeśli go tam spotkasz, po prostu powiedz mu, że Carth Onasi wciąż wykonuje jego polecenia.
admirał Onasi w rozmowie z Meetrą Surik, rok 3951 przed bitwą o Yavin

***

Coruscant, rok 3954 przed bitwą o Yavin

Wychodząc z „Kryjówki Handlarza” Revan usłyszał dobiegający z kieszeni koszuli pisk komunikatora. Po odczytaniu krótkiej wiadomości ruszył przez zatłoczony Galaktyczny Rynek do parkingu taksówek. Wskoczył na siodełko pojazdu kierowanego przez robota, po czym wręczył mu kilka kredytów.

Lot przez wiecznie oświetlone budynki miasta-planety trwał krótko. Lądowisko znajdowało się niedaleko portu, toteż Revan postanowił dojść do wejścia na własnych nogach. Nadciągał zmierzch, ale natężenie ruchu w tych okolicach zawsze było tak samo wielkie. Mistrz Jedi przemierzał szeroką ulicę wypełnioną anonimowymi twarzami tysięcy istot. Mijając jedną z tutejszych wykwintnych restauracji, zauważył młodą parę szczęśliwych Devaronian, jedzących coś, czego Revan dotąd nigdy nie widział. Potrącany przez innych przechodniów, zatrzymał się przy witrynie, obserwując całą scenę. Poprzez Moc wyczuł wypływającą z zakochanych radość. Cieszyli się z tej jakże prostej chwili. Revan poczuł również otaczający ich spokój. W tym momencie, poza nimi samymi, nie liczyło się nic więcej.

Zazdroszczę wam. Mi takie życie nie będzie dane, pomyślał Jedi, po czym ponowił marsz w kierunku portu.

Po kilku minutach przepychania się przez główny hol kosmoportu, Revan ruszył ku mniej reprezentatywnym, znajdującym się na otwartej przestrzeni miejscom parkingowym. Silny, chłodny wiatr rozwichrzył długie, ciemnobrązowe włosy Jedi, gdy ten mijał kolejne mocno zdezelowane transportowce, wahadłowce i myśliwce. Kilkadziesiąt kroków dalej, oczom Revana wyłoniła się maszyna o charakterystycznym kształcie wciętego dysku. Na jednym z durbetonowych słupków otaczających statek opierała się samotna istota rasy ludzkiej. Revan już z daleka wyczuł specyficzną obecność tego człowieka w Mocy. Donośny stukot zbliżających się butów postawił oczekującego koło statku mężczyznę na nogi. Gdy obrócił się twarzą do nadciągającego Revana, ten krzyknął w jego kierunku:

– Niecodziennie spotyka się oficerów w takich miejscach!

Ubrany w złotoczerwony, nieskazitelnie czysty i wyprasowany admiralski mundur, mężczyzna odparł ze śmiechem:

– Mógłbyś się chociaż ogolić. Wyglądasz jak bandyta, Revan.

Jedi z uśmiechem ruszył w kierunku przyjaciela. Po powitalnych uściskach Revan opuścił rampę prowadzącą do wnętrza „Mrocznego Jastrzębia”. Carth Onasi automatycznie ruszył na pokład, ale w połowie drogi zatrzymał się i obejrzał uważnie Jedi od stóp do czubka głowy.

– Czy to jakaś nowa moda?

Revan zerknął na swą mocno sfatygowaną starą koszulę i skórzane, gdzieniegdzie przetarte spodnie.

– Chyba nigdy nie byłem zbyt przykładnym Jedi.

– Dopiero teraz cię olśniło? – Carth mrugnął do przyjaciela i zniknął we wnętrzu „Mrocznego Jastrzębia”.

Revan podążył za nim. Nie musiał długo rozmyślać nad tym, gdzie Carth się udał. Gdy doszedł do kokpitu zauważył jak świeżo upieczony admirał strąca kurz z fotela pilota i z westchnieniem w nim zasiada. Gdy mistrz Jedi zajmował miejsce po przeciwnej stronie pomieszczenia, Carth zaczął przyglądać się przyrządom nawigacyjnym. Po chwili szperania wokoło stwierdził:

– Raczej nie spędzasz tu zbyt wiele czasu.

– Wygląda na to, że wkrótce to się zmieni.

Przez chwilę panowała grobowa cisza. W końcu Carth przestał udawać, że interesują go wieczorne krajobrazy Coruscant za iluminatorem. Spojrzał Revanowi prosto w oczy, po czym oznajmił:

– Rozmawiałem z Bastilą. Powiedziała mi o wszystkim. Wiesz, że nie znam się na sprawach Jedi, ale ta cała sytuacja z wizjami brzmi poważnie. Nigdy nie odzyskałeś całej pamięci i nie wiesz, z czym miałeś do czynienia na Rubieżach. Przez moment Carth się zawahał, ale po chwili zdecydował się kontynuować Naprawdę wierzysz, że Mandalorianie są w to zamieszani? Skąd niby mieliby cokolwiek wiedzieć? Sama informacja o zrzeszających się grupach Mandalorian również jest niepo…

– Nie, Carth. – Revan, widząc, do czego dąży jego przyjaciel, przerwał mu w połowie zdania. – Mandalorianie nie stanowią już realnego zagrożenia dla Republiki. Wraz z Canderousem i T3 zamierzamy dowiedzieć się więcej na temat związku łączącego wojny mandaloriańskie z moją wyprawą tuż po nich.

Carth słysząc to poprawił się na siedzeniu.

– W trójkę? – Podobnie jak Revan, Carth traktował T3M4 jak pełnoprawnego członka załogi. – Gdy wyruszaliśmy, aby powstrzymać Malaka, zostaliśmy praktycznie wystawieni na rzeź. Udało nam się, ale teraz… lecę z wami. Będziesz mnie potrzebował.

Revan wiedział, że Carthowi te słowa z trudem przeszły przez gardło. Teraz był admirałem, a obowiązek wobec Republiki był dla niego zawsze priorytetem. Jednak Carth ufał Revanowi, a gdy ten mówił, że coś złego czai się na Rubieżach, pilot bezwarunkowo mu wierzył.

– Carth… nie możesz lecieć ze mną. – Admirał w proteście zerwał się z fotela, ale Revan stanowczym gestem ręki kazał mu usiąść. – Republika nie pozbierała się po ostatnich wojnach.

Mistrz Jedi głośno przełknął ślinę, dobrze wiedząc, że to, co zaraz powie mocno zaniepokoi przyjaciela.

– Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zawiodę, a jeśli tak się stanie… Republika musi być gotowa. Musisz tu zostać i zadbać o to. Carth, jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać w tej sprawie.

Admirał rozluźnił spięte mięśnie. Chociaż Jedi nie miał żadnej realnej władzy nad przyjacielem, domyślał się, że ten potraktuje jego słowa tak, jakby padały one ze strony samego Wielkiego Kanclerza Tola Cressy. Revan wyczuł uczucia Cartha. Admirał doskonale rozumiał wagę postawionego przed nim zadania. Zrobi wszystko, co w jego mocy, aby je wypełnić.

– Mam jeszcze jedną prośbę.

– Cokolwiek zechcesz.

– Podczas mojej nieobecności zaopiekuj się Bastilą. Nie może być sama… szczególnie teraz.

– Nie bój się o nią. Będę trzymał ją na oku, dopóki nie wrócisz. Po chwili konsternacji dodał z uśmiechem Zresztą zapomniałem ci pogratulować.

– Dzięki. – Revan doskonale zdawał sobie sprawę, że najważniejsze słowa tego wieczora już padły. Teraz pozostało mu zrobić to samo, co czyniła napotkana wcześniej para Devaronian: cieszyć się chwilą z jedną z osób, które znaczyły dla niego więcej niż mógłby to wyrazić. – Przynajmniej przez chwilę mógł poczuć się tak, jak każda normalna istota. A skoro już o dzieciach mowa, co słychać u Dustila?

***

Carth Onasi spojrzał na swój błyszczący nowością oficerski chronometr, po czym ze zgrozą na twarzy oświadczył:

– Bastila mnie zabije.

Rozmowa na błahe tematy, którą prowadził wraz z Revanem, wcale nie okazała się być tak krótka, jak myślał. Od ich spotkania minęło już kilka bitych standardowych godzin. Revan zaczął się gromko śmiać.

– Nie da ci żyć, za to, że odebrałeś mnie jej na tak długo. – Radość nie zniknęła z jego twarzy, gdy dodał: – Wygląda na to, że już czas się zbierać.

Carth wstał z fotela głośno stękając. Marudził pod nosem, że jego najlepsze lata już minęły. Przyjaciele ruszyli razem ku wyjściu z „Mrocznego Jastrzębia”. Revan opuścił rampę, a wnętrze statku zostało zalane jaskrawymi światłami kosmoportu. Moment oślepienia minął, a im oczom ukazał się czarnoskóry mężczyzna ubrany w mundur oficera floty Republiki. Za nim stały dwa nieoznakowane niebieskie pojazdy wiszące w powietrzu przy użyciu repulsorów. Carth automatycznie poprawił swój mundur i nie kryjąc zdziwienia szepnął do Revana:

– Na Moc, jak oni to robią?

Oboje ruszyli po rampie na dół. Oczekujący oficer stanął na baczność i energicznie zasalutował Carthowi.

– Admirale Onasi, admirał Dodonna wysyła pozdrowienia. Życzy sobie, aby pojawił się pan najszybciej, jak to możliwe na mostku „Roztropnego”. – Wskazał na drzwi pojazdu stojącego bliżej „Mrocznego Jastrzębia”, po czym dodał: – Pańskiego przyjaciela przetransportujemy dokądkolwiek sobie zażyczy, admirale.

Oficer odsalutował i skierował się w stronę jednego z pojazdów. Carth prężnym krokiem ruszył za nim. Zanim zasiadł na tylnym siedzeniu, odwrócił się i wyciągnął dłoń w stronę mistrza Jedi. Ten uścisnął ją serdecznie.

– Wspaniała ścieżka otwiera się przed tobą, Carth.

Onasi uniósł brwi w zadumie, po czym rzekł:

– Chyba jednak wolałem być pilotem. Siedzenie w myśliwcu było o wiele mniej stresujące.

Oboje uśmiechnęli się. Carth zajął miejsce, ale jeszcze nie zamknął drzwi. Jego brązowe oczy spotkały na swej drodze spojrzenie Jedi.

– Powodzenia, Revan. Niech Moc będzie z tobą.

Mistrza Jedi przeszedł zimny dreszcz. Wcześniej kilkukrotnie czuł się podobnie. Moc chciała mu w ten sposób coś podpowiedzieć. Jej zawirowania omiatały Revana. I wcale mu się to nie podobało.

– Żegnaj, Carth – powiedział mimowolnie. Moc kierowała jego słowami. – Niech Moc będzie z tobą, przyjacielu.

Zanim drzwi się domknęły, Carth Onasi skinął Revanowi głową po raz ostatni. Ta chwila była przełomowa. Jedi nie rozumiał tego, ale… zwyczajnie wiedział. Wiedział, że ten moment pozostanie z nim na zawsze.

Revan. Bohater Republiki, jej obrońca i zarazem ciemiężca, stał jak dziecko wpatrzone w lizaka, nie potrafiąc oderwać wzroku od zlewającego się z blaskiem migoczących gwiazd pojazdu.