Seria komiksowa X-wing: Rogue Squadron została wydana w USA w latach 1995-1998. Jak dotąd, w Polsce ukazał się tylko jeden jej numer i było to jeszcze za czasów magazynu Gwiezdne Wojny Komiks. Opublikowano wtedy czterozeszytową historię pt. The Phantom Affair. Jednak od września na półkach sklepowych w całej Polsce możemy znaleźć kolejną opowieść o Eskadrze Łotrów. Warto zaznaczyć, że W służbie Imperium (bo taki tytuł nosi ten komiks) miało swoją premierę około piętnaście lat temu, podobnie jak Wstęp do rebelii, który jak wiemy, dziełem sztuki nie był. Czy In Empire’s service też rozczarowuje?
Komiks koncentruje się na jednym wątku: starciu na planecie Brenaal IV. Imperialny admirał Isoto przygotowuje się na atak sił Nowej Republiki. Jest pewny zwycięstwa, bo ma po swojej stronie 181 Pułk Imperialnych Myśliwców, a wraz z nimi, najlepszego pilota w Imperium, barona Fela. Ale wraz z włączeniem się do akcji Eskadry Łotrów, z Wedgem Antillesem na czele, zwycięstwo nie wydaje się takie pewne.
Zacznę od fabuły. Należę do tych pechowców, którzy nie czytali żadnej książki z serii X-wing, ale nawet taki laik, jak ja, był w stanie połapać się, o co chodzi. Oczywiście, minusem takiej sytuacji jest to, że nie byłam w stanie wychwycić nawiązań (o ile takowe istnieją), za to bezproblemowo zapamiętałam postacie, a zwykle kiedy pojawiają się nowe, mija sporo czasu, zanim we wszystkim się połapię. Jak widać, tym razem nawet to nie sprawiło mi kłopotu. Ze względu na świetną fabułę, czytanie tego komiksu było przyjemnością. Ani przez chwilę się nie nudziłam, żadnej przeszkody nie stanowił fakt, że moja wiedza o myśliwcach i książkowych X-wingach jest właściwie zerowa. To dla mnie duża niespodzianka, bo podeszłam do tego komiksu z negatywnym nastawieniem i przekonaniem, że będzie nudniejszy od Wstępu do rebelii. Przynajmniej raz cieszę się, że się pomyliłam.
Dobrze oceniam też rysunki. Jak wspominałam, komiks został stworzony ponad dekadę temu, dlatego trudno ocenić go sprawiedliwie. Jak na dzisiejsze standardy, kreskę można by uznać za średnią, jednak patrząc na to, że komiks ukazał się w latach dziewiędziesiątych, wtedy musiał być uznawany za dzieło sztuki. Ja, jako osoba, która tamtych czasów nie pamięta, mogę tylko powiedzieć, że W służbie Imperium to dla mnie spore zaskoczenie spodziewałam się powtórki z wyżej wspominanego Wstępu do rebelii, gdzie rysunki były na poziomie krytycznie złym. Tym razem jest inaczej i możemy rozkoszować się bardzo dobrą oprawą graficzną komiksu.
Nawet postacie zostały nakreślone z zadziwiającą dokładnością, jak na tamte czasy. Szczególnie spodobały mi się czarne charaktery, mam konkretnie na myśli Isard, Pestage’a i barona Fela. Nie jeden raz czytałam opisy ich wyglądu i dla mnie nie różnili się zbytnio od przeciętnego Imperialnego. Tu zostało to tak świetnie zrobione, że wszyscy mają jakieś swoje charakterystyczne elementy i ku mojemu zaskoczeniu bez problemu potrafię ich od siebie odróżnić. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale zdarzają się tacy „genialni” rysownicy, którzy wykonują swoją robotę tak marnie, że w rezultacie nie można odróżnić człowieka od Hutta.
Podobne zdanie mam o kolorach. Może czasami były trochę za jasne, ale dla mnie są zadowalające. Zostały one dobrze dobrane, szczególnie w bitwach kosmicznych. Wszystko jest czytelne i w odróżnieniu od niektórych komiksów, niezbyt ciemne. Momenty, w których barwy były za jasne, najczęściej miały miejsce na Brenaalu IV. Chwilami mocno rzucało się w oczy, ale i to można koloryście wybaczyć.
Podobało mi się ukazanie postaci, w szczególności Łotrów. Nie mówię tu nawet o rysunkach, a o pokazaniu takich zwykłych nawyków członków Eskadry. Za przykład może posłużyć rozmowa Wedge’a z Tycho, o tym, że nowym lepiej nie okazywać za dużo uczuć to oni jako pierwsi zostają zabici na misji. Inna taką sytuacją był moment, w którym jeden z nowych pilotów prosi o przydział do innej jednostki, bo wie, że śmiertelność wśród Łotrów jest duża. W pewnych momentach można zauważyć nawet odrobinę rasizmu między pilotami pochodzącymi z odmiennych ras. Z licznych plusów, ten uważam za największy.
Podsumowując, W służbie Imperium to dla mnie miłe zaskoczenie, głównie ze względu na bardzo dobre rysunki, ciekawą fabułę, odpowiednio dobrane kolory oraz historię, którą jest w stanie zrozumieć osoba zielona w temacie. Samo przeniesienie przygód Eskadry Łotrów na karty komisu to pomysł świetny, szkoda tylko, że dopiero teraz dotarł do Polski. Ale jak mówi stare przysłowie „lepiej późno, niż wcale”, dlatego cieszę się, że Egmont wybrało akurat tę serię do tego numeru Wydania specjalnego. Przyjemnie jest czytać tak dobry komiks, a jeszcze przyjemniej móc postawić mu tak wysoką ocenę.
Ocena ogólna: 9/10
Kolory: 7/10
Rysunki: 8/10
Fabuła: 9/10
Klimat: 8/10