Co z tym Expanded Universe?

Wraz z pojawieniem się zapowiedzi o zbliżającej się (bardzo) małymi krokami premierze Epizodu VII nie cichną spekulacje o jego prawdopodobnej fabule czy czymkolwiek z nim związanym. Inna sprawa, że do trzeciej trylogi jeszcze nawet nie powstał scenariusz (choć jego autor jest już znany), ale ludzie lubią dyskutować, a jednym z ich ulubionych tematów jest sprawa nieszczęsnego Expanded Universe. Co można by było z nim zrobić? Czy w obliczu nowej trylogii jest dla niego jeszcze jakaś nadzieja?

Wykasować!

Niektórzy nazywają ten wariant „rebootem uniwersum”, ja wolę na niego mówić „starwarsowa apokalipsa” – definitywny koniec wszystkiego i niezaprzeczalny znak, że trzeba zmienić zainteresowania. Ogłoszenie takiej nowiny wiązałoby się pewnie z krótkim listem od twórców, którego treść można by było streścić w jednym zdaniu – całe dotychczasowe EU ląduje na śmietniku. Pół biedy, jeśli wcześniej wydanoby książkę opisującą ostateczny koniec galaktyki, coś na miarę Wielkiego Krachu. A gdyby poszło naprawdę źle, po prostu dostalibyśmy informację, aby zapomnieć o całym dotychczasowym wszechświecie Gwiezdnych wojen i pogodzić się z tym, że będzie trzeba poznać ten świat na nowo, co ma zarówno dobre jak i złe strony (choć tych drugich jest raczej więcej).

Ograniczyć!

Mniej drastyczna wersja poprzedniego pomysłu. Można by wywalić jedynie część istniejącego uniwersum, dziejącą się w czasach, które najbardziej interesują twórców. Zyskali by wówczas całkowicie wolną rękę w swojej twórczości, pozostawiając inne epoki w stanie nienaruszonym. Wadą takiego rozwiązania byłby związek wszystkich nowych dzieł, które nierzadko łączyłoby coś więcej niż okres w jakim się dzieją, a w takim wypadku nietrudno o kontrowersyjną pomyłkę. No i jeszcze jest całkiem duże prawdopodobieństwo, że twórcy upatrzą sobie epokę, która dzisiaj jest jedną z najlepiej rozbudowanych. Chyba wiecie, o której mówię…

Poprawić!

Kolejny pomysł zakłada przedstawianie już nam znanych historii, z tą różnicą, że wprowadzono by do nich kilka większych poprawek lub ukazano z innego punktu widzenia. Nie jest to nowość w Expanded Universe, ale gdyby wykorzystać to na większą skalę, całe EU nie zniknęłoby za jednym zamachem, a niekanoniczne stawałby się tylko te elementy, które przeczą nowościom. Fakt, co chwila fani okazywaliby swoje niezadowolenie, ale z czasem, kiedy już wszyscy przeżyją pierwsze zmiany, a zainteresowanie nieco osłabnie (a jest to nieuniknione), być może twórcy nieco ochłoną i zaczną dogłębniej badać istniejące już źródła, co z kolej sprawi, że meandry EU nieco się wyprostują.

Stworzyć nowe!

Pomysł bardzo podobny do „Wykasować!”, z tym że dotychczasowe dzieła nie zostałby anulowane, a jedynie odsunięte na bok. Stworzono by drugie Expanded Universe, całkowicie niezależne od pierwszego. Mogło by dziać się w alternatywnym wszechświecie lub innej linii czasowej (!) czy wręcz ukazywać elseworld – historię, która nie ma prawa się wydarzyć. Taka metoda jest powszechnie stosowana w komiksach superbohaterskich, ale niestety, widać po nich, że w takim wypadku trudno zrozumieć, co zaliczane jest do którego kanonu. Chociaż trzeba przyznać, że to pomysł wart przynajmniej rozważenia…

Kontynuować!

Zdecydowanie najbardziej odpowiadający fanom pomysł. Po co na siłę wciskać nowe postacie i wydarzenia do świetnie już rozwiniętego okresu rządów Imperium i czasów bezpośrednio po jego upadku, skoro istnieje około stuletni, prawie niewykorzystany okres pomiędzy Nową Erą Jedi a Dziedzictwem? Istnieje jeszcze kilka „niezbadanych” okresów w historii Star Wars, ale z jakiegoś powodu twórcy ich unikają. No i jeszcze trzeba się liczyć z tym, że wszystko wskazuje na to, że trzecia trylogia będzie osadzona kilka lat po Powrocie Jedi. Nie ma zatem zbyt wielkich szans, że ten pomysł zostanie zrealizowany.

Niezależnie od tego, na którą z tych sugestii zdecydują się twórcy, z pewnością będzie to olbrzymia zmiana. Wybuchną protesty, wielu fanów zrezygnuje ze swojego hobby, pojawią się nowi, a kolejne dzieła nadal będą powstawać i przynosić zyski autorom. Świata biznesu się nie zmieni, ale jak wspomniałem na początku – ludzie lubią dyskutować…