W początkowych scenach filmu Wyrzuć mamę z pociągu pisarz Larry prowadzi kurs dla przyszłych autorów bestsellerów. Jedna z kursantek czyta fragment prozy złożony z prostych zdań i nieustannych powtórzeń. „Zdaje się, że znów wystrychnęliśmy ich na dudka powiedział Dave. Tak odparł kapitan znów wystrychnęliśmy ich na dudka.” Taki to obraz pojawił mi się przed oczami po przeczytaniu kilku stron powieści Jeffa Grubba Scourge.
Gdy minęło kilka rozdziałów pomyślałam, że tak surowa ocena jest niesprawiedliwa i grubo przesadzona, ale scenka z początkującymi pisarzami nie dawała o sobie zapomnieć. Cóż, nie każdy, kto potrafi wymyślać historie jest w stanie interesująco przedstawić je innym, nie każdego da się nazwać pisarzem. Czy większą wartość ma ciekawa historia opowiedziana niezbyt wyszukanym, prostym językiem, gdzie co chwila ktoś coś „powiedział”, czy też wypieszczone językowo i stylistycznie, artystycznie rozbudowane „nic”? Czy tak trudno jest trafić w sam środek, opowiedzieć o fascynującej przygodzie używając przy okazji ładnego literackiego stylu? Na pewno nie udało się to Jeffowi, zawodowo zajmującemu się tworzeniem scenariuszy gier. Cóż, nie zawsze można mieć to, czego się pragnie, jak śpiewali Stonesi. A mogła to być książka marzeń…
Oto nowy bohater, bez związków z celebrytami odległej galaktyki. Nowy bohater w nowym otoczeniu, dość nietypowym, bo Huttowie i ich świat gangsterskich powiązań nie gościł często w powieściach spod znaku Gwiezdnych wojen. Do tego nowy bohater przedstawiony jak na Jedi dość nietypowo.
Bo Jedi to wszechmocni superbohaterowie bez skazy i zmazy, nieśmiertelni i nie popełniający błędów. Do takiego wizerunku członków Zakonu przyzwyczaiło nas wielu autorów gwiezdnowojennych powieści, często posuwając się do absurdu, przez grzeczność nie wymienię nazwisk. Jedi w wykonaniu Jeffa Grubba to sympatyczny osobnik zajmujący się na co dzień książkami i historią. I nagle przełożeni każą mu wyjechać na misję, zagłębić się w świat występku i przemocy, jakże odległy od chłodnych i cichych sal biblioteki. Mistrz Mander Zuma jest zagubiony, niepewny, wątpiący, popełnia błędy i nieustannie zmusza współtowarzyszy do rozważania różnic między Jedi z opowieści, a Jedi rzeczywistym, tak często potrzebującym pomocy i wsparcia, nie radzącym sobie w brutalnej rzeczywistości. I to jest piękne, cudne i miodne, ale…
Współtowarzysze są jacyś tacy… nijacy. Wolny, niezależny od wielkiej galaktycznej historii bohater daje możliwość stworzenia interesujących związków, konfliktów, dyskusji, romansów nawet. A u Grubba postaci drugoplanowe są pozbawione charakteru, przy nieuważnym czytaniu często ich myliłam, nie wiedziałam, który z nich tym razem coś „powiedział”. Postaci spotykają się, o czymś dyskutują, coś razem robią, coś osiągają, ale nie ma to na nich widocznego wpływu. Brakuje zmiany, rozwoju, przewartościowania poglądów, które wynika ze spotkania z kimś innym, tak od nas różnym. Czy spotkanie na naszej drodze rycerza Jedi nie pozostawiłoby na nas jakiegoś wrażenia, piętna, swoistego śladu? Czekałam na jakieś głębsze emocje, choć zalążki sympatii, cienie romansu, który często, tak klasycznie, wynika z konfliktu i aż się prosiło, by subtelnie, delikatnie wprowadzić iskrę pomiędzy bohaterów.
Odłóżmy więc babskie marzenia o miłosnych zmaganiach i przejdźmy do intryg kryminalnych. W książce dzieje się całkiem sporo, wszystko zaczyna się od śmierci, której przyczyny trzeba rozwikłać. Pojawia się świat nieczęsto opisywany w lukrowanej i cukierkowej odległej galaktyce. Narkotyki, uzależnienie, zdrady, morderstwa i przemyt, ale ten prawdziwy i brudny, nie jego wesoła i romantyczna odmiana reprezentowana przez Hana Solo. Mózg całej operacji nie jest tak ukryty i tajemniczy, jakby się zdawało, ale zabawa detektywistyczna jest całkiem dobra. Ale w konkluzji pojawia się coś, co mi tak bardzo nie pasuje… Wydaje się groteskowe, absurdalne, jakoś tak nie na miejscu. To nie ta bajka.
Powieść Grubba powstała na podstawie starego pomysłu przygody napisanej dla gry fabularnej. W grze wystarczy zarys scenariusza, gracze wypełniają go duszą, emocjami i wzajemnymi relacjami. Zabrakło tego w powieści, poza głównym bohaterem i tłem sensacyjnym opowieści próżno szukać smaczków, interakcji, związków.
Nie jest to zła opowieść, mamy oryginalnego bohatera, ciekawe otoczenie, intrygę, która pozwala zajrzeć w brudne zaułki galaktyki Gwiezdnych wojen. Nie ma tu wydumanej filozofii, Mocy działającej jak magiczne remedium na wszystkie okoliczności, decyzji wpływających na życie milionów. Opowieść jest bliska rzeczywistości, tak mogłoby wyglądać „prawdziwe życie” dawno, dawno temu, w odległej… Ale braków i niedociągnięć jest równie wiele. Styl, sposób pisania, relacje postaci… Cóż, nie zawsze można dostać to, czego się pragnie.