Rodzinę Skywalkerów nie raz i nie dwa określano w EU jako swojego rodzaju „rodzinę królewską”, zważywszy na jej wpływ na politykę i możliwości militarne Nowej Republiki. Wszyscy jednak pamiętamy, że dwie, jakże znaczące, członkinie tej familii rzeczywiście tytuły królewskie posiadały. Padmé i Leia to jednak dwie zupełnie inne koncepcje przedstawicieli rodziny panującej.
Padmé została królową w wyniku demokratycznych wyborów, co samo w sobie jest dosyć kuriozalne, ale o systemie politycznym Naboo już jakiś czas temu pisaliśmy. Ichniejsza królowa to właściwie prezydent, nawet średni czas kadencji pokrywa się z tym, z czym mamy zazwyczaj do czynienia na naszej planecie. Funkcja ta nie była jednak jedynie reprezentacyjną, bo widzimy, jak Padmé podejmuje ważne dla swojej planety decyzje praktycznie samodzielnie, choć, oczywiście, do pomocy ma również radę. Jest przeszkolona nie tylko w walce, ale również daje sobie radę jako aktorka, a przecież takie zamienianie się rolami ze swoją dwórką nie należało raczej do najłatwiejszych. Królowa Naboo to polityk wszechstronny, w dodatku wszechstronnie wykształcony. Patrząc na to wszystko, nie da się ukryć, że system edukacyjny Naboo musiał być wyjątkowy, skoro tego typu talenty wyławiano w tak młodym wieku testy do służby cywilnej musiano rozpoczynać wyjątkowo wcześnie i musiały mieć wyjątkowo szerokie spektrum. Należy pozazdrościć również czego innego kto z urzędników nie chciałby regularnego treningu w strzelaniu, walce wręcz i innych tego typu rzeczach? Nasza królowa Naboo to urząd, którego można było tylko pozazdrościć – u nas na to stanowisko nadawałby się chyba tylko James Bond, a i jego szybko by zdymisjonowano za skandale obyczajowe.
Leia to zupełnie inny typ księżniczki – z urodzenia. Oczywiście, wiemy, że została po prostu zaadoptowana przez Baila Organę i jego małżonkę, jednak od urodzenia była wychowywana jako dziecko królewskie. Oznacza to bez wątpienia setki nudnawych zajęć w stylu etykiety, polityki i zapewne również zachowania w sytuacji kryzysowej, jednak to tylko nasze backgroundowe domniemania, ponieważ filmowa Leia to taka trochę władczyni średniowieczna, przynajmniej w moim odczuciu skażonym Pieśnią o Rolandzie czy legendami arturiańskimi. Poznajemy ją w opresji, widzimy bezbronną, ale możemy jednocześnie podziwiać i jej hart ducha, i inteligencję. Także łatwość, z jaką przychodzi jej złapanie za broń i przejęcie dowodzenia musi wypływać z mężnego serca, bo tam nie ma czasu na kalkulację. Dla mnie filmowa Leia to osoba, która urodziła się do tego, by być królową, która potrafi porwać tłumy, która nigdy się nie poddaje, której to wszystko przychodzi zupełnie naturalnie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że musiała być kształcona w tym kierunku, jednak w filmie tego nie ma. To jest moja księżniczka, prawie jak z bajki, nawet ubiera się na biało.
Mimo, iż nasze niesamowite panie są w jakiś sposób podobne, ich odbiór jest trochę inny. Skąd to wynika? Prosta sprawa oryginalna Trylogia to trochę baśń, ta księżniczka miała być naszą księżniczką z baśni. Nowa Trylogia to filmy, którym tej aury baśni zabrakło w końcu w jakiej znaleźć można wota nieufności i rozgrywki ekonomiczne? Każda z naszych pań jest władczynią na miarę klimatu swoich epizodów i to udało się zrobić naprawdę ładnie. A jak Wam się te nasze gwiezdnowojenne królowe podobają?