Co cenię w grach „Star Wars”

Wielu fanów Gwiezdnych wojen ceni Expanded Uniwerse nawet bardziej niż filmy. Czytamy książki i komiksy, zbieramy plakaty, figurki i modele. Trudno byłoby znaleźć fana, który stwierdziłby: „Nie znam KotORa, bo nie interesują mnie gry komputerowe„. Powód jest bardzo prosty: bez gier tracimy spory kawałek dobrej części Expanded Universe. Niektóre ery da się poznać bez gier – nie są one potrzebne, gdy poznajemy czasy Bane’a albo wojny z Vongami, jednak zdarzenia z Ery Revana nie mają sensu dla kogoś, kto przeczytał tylko The Old Republic: Revan. Dlaczego warto zagrać w znaczną część gier spod znaku Star Wars?

Pierwszą cechą gier komputerowych, która przychodzi na myśl, gdy mamy ją ocenić, jest grywalność. Z nią bywa różnie. Dziwnym trafem, bardzo dobrą mają te gry, w których fabuła woła o pomstę do Mocy. Na pewno poleciłbym The Force Unleashed II, która służy fanom w tym samym celu, co GTA większości ludzi – chodzi o to, by siać zniszczenie na tyle sposobów, na ile tylko pozwala mechanika. Czy można chcieć czegoś więcej? Można! Dla tych, którzy chcą poczuć klimat pola bitwy najróżniejszych miejsc galaktyki polecam Movie Battles II, czyli stworzony przez fanów mod do Jedi Knight III: Jedi Academy. Jak wiadomo, fani zawsze tworzą rzeczy dobre – tak jest i w tym przypadku. Dla tych, którym znudzi się granie jako komandos, Jedi, łowca nagród, Sith lub inny gwiezdnowojenny „przekoks”, polecam obie części Battlefronta – tam możemy na chwilę stać się zwykłym, śmiertelnym klonem lub droidem bojowym.

Jako słuchowiec muszę pochwalić także udźwiękowienie gier spod znaku Star Wars. Długie i świetnie zagrane dialogi Knights of the Old Republic zapewniają rozrywkę na długie godziny, tygodnie, a czasem nawet lata. Na uwagę zasługuje też muzyka, która nie zawsze jest wzięta żywcem z filmu. KotORy i The Old Republic uraczyły nas świetną i bardzo klimatyczną muzyką, a Republic Commando sprawiło, że każdy gracz rozpoznaje mandaloriańską pieśń Vode an. Same efekty również nie przynoszą nigdy zawodu. Wybuchy, kroki, strzały… Każdy odgłos w większości gier jest świetnie dopracowany i nie zawsze wzięty po prostu z filmu, czego przykładem może być Empire at War.

W grach Star Wars cenię także różnorodność. Przecież nie ma praktycznie typu gry, jakiego nie byłoby w SW: RPG, FPSy, strategie, a nawet własna wersja Angry Birds. Chyba tylko fani Simsów nie znajdą nic dla siebie. Miło w piątek, miło w świątek, można by rzec. Wystarczy spojrzeć na różnice między KotORem i jego kontynuacją – The Sith Lords, żeby zauważyć, jak odmienne klimaty mają gry spod znaku SW, nawet jeśli należą do tej samej serii.

Jednak najistotniejszą rzeczą w grach, jaka się dla mnie liczy, jest fabuła. Bardzo charakterystyczną cechą gier Star Wars jest umieszczanie fabuły nawet tam, gdzie jest zbędna. Przykładem tego może być Battlefront II, w którym pojawia się po raz pierwszy bitwa o Kamino, wykorzystana później przez Karen Traviss w serii książkowej Komandosi Republiki, która także powstała w oparciu o grę o tym samym tytule. Nie trzeba wspominać o tym, jak duże znaczenie ma fabuła w KotORach, jednak warto zaznaczyć, że jest to jeden z ważniejszych opisów zdarzeń w całym Expanded Uniwerse.

Wiele z gier spod znaku Star Wars nie jest częścią kanonu, jednak warto w nie zagrać nie tylko z tak zwanego „fanowskiego obowiązku”, lecz także dla czystej przyjemności dla oczu, uczy i umysłu. Mimo że wiele z nich odeszło w niepamięć, to te najlepsze są w sercach fanów po dziś, choć nie wszystkie swoją premierę miały w tym dziesięcioleciu.