„Plaga”

Dawno już nie mieliśmy okazji czytać książki dziejącej się w ogólnie uznawaną za wypełnioną tymże materiałem erze Nowej Republiki. Plaga Jeffa Grubba postanawia zmienić ten stan rzeczy. Najczęstszym hasłem przywoływanym pod jej adresem przed premierą było, że będzie to tytuł z Huttami w roli głównej. Ci, choć dobrze wszystkim znani, jeszcze nie doczekali się satysfakcjonującej powieści (Miecz Ciemności raczej ciężko takim mianem określić), w której odgrywaliby bardziej znaczącą funkcję. Czy zapowiedzi zostały wypełnione w stu procentach?

Pierwsze, co rzuca się automatycznie w oczy jest zerwanie z niepisaną nowo republikańską tradycją. Tu nie ma Wielkiej Trójki i okolicznej Spółki, ba nie są nawet bezpośrednio wspomniani. Tym razem nie obserwujemy akcji z samej góry, oczami galaktycznych ikon. Podchodzimy do świata z nieco bardziej przyziemnej perspektywy przez co i wymiar spraw, jakich dotyczą wydarzenia Plagi zdają się być bliższe codzienności. Jeden z Jedi niedawno odnowionego Zakonu ginie w tajemniczych okolicznościach, więc jego mistrz postanawia wyjaśnić okoliczności, nieumyślnie zapędzając się w grubymi nićmi szytą narkotykową intrygę, w którą zamieszani okazują się być sami Huttowie.

Słowo się rzekło i faktycznie rola Huttów jest w Pladze znacząca, ale nie wiodącą. I wcale nie jest to powód do narzekania. Na główny plan wysuwa się Mander Zuma – archiwista Jedi, nie do końca radzący sobie w świecie niezwiązanym z manuskryptami. Do tego szukająca sprawiedliwości siostra zamordowanego Jedi, jej towarzysz (nie)doli będący Bothaninem oraz zapowiadani Huttowie, którzy jak widać potrafią także odciąć się od wpływu zdecydowanie negatywnie nacechowanego stereotypu Jabby. Ich nieszablonowość świetnie pokazuje sam nieudolny (wyobraźcie sobie starszą wersję Zayne’a Carricka) mistrz Jedi, który służy również za świetny przykład odkrywający schematyczność autorów Expanded Universe, przykładających dużo większe znaczenie do rycerza niż Jedi w haśle „Rycerz Jedi”.

Zresztą sama historia i zawiązana intryga również jest niczego sobie. Grubb wyciąga mocne karty systematycznie jedna po drugiej, rzeczywiście trzymając czytelnika w ciągłym napięciu aż do samego nierozczarowującego wielkiego finału rozwiązania kryminalnej zagadki. Niemałą zasługą przy tym sposób przedstawienia samego świata. Zaserwowano nam jego mroczniejszą część i autor świetnie to wykorzystał budując na tym fundamencie zapadający w pamięć klimat.

Plaga nie jest jednak tytułem pozbawionym wad. Wraz z rozwojem wydarzeń coraz więcej miejsca Grubb poświęcił akcji odsuwając przy tym na bok stworzony na potrzeby powieści świat. Szkoda, gdyż poruszył w nim wiele ciekawych problemów życia codziennego istot zamieszkujących znaną Galaktykę, i to nie tylko narkotykowych, ale choćby uzależnień, jako takich czy rasistowskich. Tylko pośrednio zasygnalizował te kwestie i trochę żal zmarnowanego potencjału, gdyż klimat z pewnością pozwalał na bardziej stanowcze poruszenie tej tematyki.

Ogólnie rzecz ujmując Plaga jest książką dobrą, ale zabrakło w niej przysłowiowej wisienki na torcie, która stworzyłaby z niej książkę wybijającą się poza resztę przyzwoitych tytułów. Mimo tego uważam ją za jedną z lepszych książek Star Wars wydanych w ostatnich latach w Polsce i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu fanowi. Grubb swym debiutem zdecydowanie nie zawodzi.

Ocena ogólna: 8,5/10