Ci, którzy nie przepadają za amerykańską kinematografią, często zarzucają filmom zza oceanu, że nie są one realistyczne. Jednak to, co w jednej kulturze jest odrzucane, w innej jest uznawane za prawdopodobne. Świetnym tego przykładem mogą być dawne przekonania Amerykanów na temat prowadzenia wojen.
Z powodów historycznych, mieszkańcy kolonii uwierzyli, że wojny wygrywa się poprzez osiągnięcie kilku strategicznych celów. Nawet podczas wojny o wyzwolenie kolonii, Anglicy nie palili się do uderzania na siły Amerykanów zabezpieczyli pozycje w miastach i tak spędzili znaczną część konfliktu. Mieszkańcy Stanów też boleśnie doświadczyli skuteczności tej strategii, gdy spłonął Waszyngton wraz z siedzibą prezydenta.
Innym przykładem takich działań jest wojna amerykańsko-meksykańska. Plantatorzy z południowej części Stanów osiedlali się na terenie słabo zaludnionego Teksasu, a po jakimś czasie wystąpili do władz USA z prośbą o przyłączenie „ich” terenów do terytorium kraju rodzinnego (taka drobna lekcja życia dla wszystkich, którzy wciąż przyjmują imigrantów z otwartymi ramionami). Zaczęła się wojna o Teksas, którą Amerykanie wygrali poprzez zajęcie miasta Meksyk i zmuszenie wroga do poddania się. Znów uderzenie w czuły punkt zadziałało.
Strategia ta nie sprawdziła się, gdy doszło do Wojny Secesyjnej. Jako że walczyli tam Amerykanie przeciw Amerykanom, obie strony próbowały uderzyć na swoje główne miasta. Oczywiście, okazało się to nieskuteczne i dopiero potem walki przeniosły się na zachód.
Podobnie jest w Gwiezdnych wojnach. W Nowej Nadziei oglądamy podwójne uderzenie w czuły punkt nie dość, że w Gwiazdę Śmierci, która była pojedynczym, ale bardzo znaczącym celem, to w dodatku w jej najsłabszy element, który umożliwił zapoczątkowanie reakcji łańcuchowej. Podobnie jest w czasie bitwy o Hoth, gdzie jedynym liczącym się celem jest generator pola ochronnego i w czasie bitwy o Endor, gdzie obie batalie naziemna i kosmiczna miały na celu unicestwienie generatorów.
Lucas nie zrezygnował z tego schematu nawet podczas tworzenia nowej trylogii. W bitwie o Naboo wystarczyło zniszczyć stację kontroli droidów i pojmać Gunraya. W Ataku Klonów bohaterowie wierzyli, że pojmanie hrabiego Dooku jest kluczowe dla zażegnania konfliktu, a w Zemście Sithów tak samo pożądano „zniszczenia” generała Grievousa.
Za każdym razem cele te zostały osiągnięte przez małą grupę osób lub jednostek wojskowych albo wręcz przez jedną osobę. Dla Amerykanów nie miało znaczenia to, że raz był to wieśniak z Tatooine, a raz dziecko albo pojedynczy Jedi, a to dlatego, że mieszkańcy USA wierzą w szanse jednostki albo małej grupy w pojedynku ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. To także ma swoje źródło w historii. Podczas wojny o wyzwolenie doszło do starcia, znanego jako bridge defense (obrona mostu), podczas którego grupa uzbrojonych farmerów odparła zawodowe wojska Wielkiej Brytanii. Straty tych pierwszych wyniosły zaledwie 93 osoby, podczas gdy aż 273 żołnierzy angielskich poległo. Sama wojna była starciem prostych ludzi z wielkim Imperium. Czy to także brzmi znajomo?