Jednostki specjalne w „Star Wars” – część 2

W poprzedniej części zmierzyliśmy się z jednostkami elitarnymi, które organizowała, opłacała i szkoliła Republika. Lojalność była tutaj wymagana, lecz pojawiali się tacy, którzy za wszelką cenę oczekiwali zminimalizowania strat, kwestionując przy tym decyzję dowództwa. Osiągnięte dzięki temu rezultaty świadczyły same za siebie i okazywały się być dowodem wobec decyzji o zwiększeniu budżetu bądź obcięciu finansowania operacji o wysokim stopniu ryzyka.

Separatyści to nieco inny przypadek. Armia opierająca się w znacznej części na zautomatyzowanych i całkowicie podporządkowanych jednostkach z rzadka stanowiła zagrożenie dla dobrze wyszkolonych żołnierzy klonów. Wyjątek stanowiły droidy komandosi z serii BX, zaprogramowane do poszukiwania niestandardowych rozwiązań na polu walki, umiejętnie posługujące się wibroostrzami i potrafiące walczyć wręcz oraz strzelać bardziej precyzyjnie aniżeli inne droidy. Doskonale sprawdzały się do zadań infiltracyjnych, gdyż konstrukcja ich pancerza świetnie sprawdzała się przy ubieraniu zbroi klona, jednak brak możliwości umiejętnego kopiowania odpowiedniego słownictwa i zachowania prowadził do ich szybkiego zdemaskowania. Poza tym wykorzystywano je także do szybkiego abordażu statków czy działań skrytobójczych z uwagi na szybkość i posiadanie przez nich silniejszego pancerza.

Niebezpieczeństwo stanowiły także droidy Magnagwardziści IG-100 – bardziej inteligentne i śmiercionośne niż standardowi żołnierze Separatystów, odgrywający rolę ochroniarzy najważniejszych przywódców i generałów, w tym hrabiego Dooku oraz generała Grievousa. Stworzony na podobieństwo kaleeshiańskich elit z charakterystycznymi szatami okalającymi korpus, każdy z gwardzistów był specjalistą w konkretnej dziedzinie, umiejętnie posługując się blasterami, bronią ciężką lub elektropiką odporną na działanie miecza świetlnego. Dzięki zwinności i wytrzymałemu pancerzowi wykonanemu z duraminium byli godnymi rywalami dla rycerzy Jedi, niejednokrotnie pokonując ich w walce jeden na jednego. Posiadali oni także namagnetyzowane kończyny ułatwiające poruszanie się po zewnętrznej warstwie statku, urządzenia maskujące oraz mechanizmy samodestrukcji w przypadku, gdy standardowe środki walki okażą się nieskuteczne.

Koniec Wojen Klonów przyniósł upadek Republiki i początek dyktatury Imperium, lecz najważniejsza okazała się reorganizacja dowództwa w wojsku, a wraz z nią przejęcie dotychczasowych i stworzenie całkowicie nowych jednostek specjalnych. Do najbardziej liczących się sił zaliczano: imperialnych komandosów, Szturmowców Cieni oraz szturmowców komandosów. Na temat tych pierwszych powiedzieć wiele nie można poza tym, że były to najbardziej doświadczone, wybitne i oddane jednostki wyselekcjonowane z Imperialnego Korpusu Oficerskiego. Specjalizowali się w infiltracji wrogich pozycji, działaniach sabotażowych czy organizacji powstań przeciwko Rebeliantom. Byli wśród nich zdolni piloci i strzelcy, siejący zamęt w szeregach nieprzyjaciela.

Całkiem inaczej wygląda sprawa ze Szturmowcami Cieniami, zwanymi też na cześć byłego dyrektora Imperialnego Wywiadu Szturmowcami Blackhole’a (Cronala), których największym atutem w walce była eksperymentalna zbroja wykonana ze stopu zwanego stygian-triprismatic polymer, materiału twardszego od durastali i zapewniającego niewykrywalność. Idealnie sprawdzali się w działaniach sabotażowych, gdzie przy wykorzystaniu elementu zaskoczenia mogli zlikwidować obronę przeciwnika nim jeszcze zdążył ją ustawić. Szturmowcy komandosi zostali powołani na wniosek wielkiego moffa Tanniela w odpowiedzi na partyzanckie natarcia Sojuszu Rebeliantów do zadań, których inni żołnierze nie byli w stanie wykonać. Zwykle działali w niewielkich grupach liczących od 3 do 6 komandosów (choć w praktyce mogli działać w sile znacznie większej – nawet do 40 komandosów). Potrafili skradać się, dokonywać precyzyjnych ataków, wzniecać powstania na światach, gdzie funkcjonował opór przeciwko Imperium czy organizować operacje sabotażowe. Zdarzało się także, iż zrzucani byli na front, by dokonać zamachu na przywódców lub by zniszczyć istotne pod względem strategicznym fabryki. Do misji uznawanych za samobójcze wybierano zaledwie jednego, maksymalnie dwóch ludzi. Byli oni również w posiadaniu małego generatora zagłuszającego i detonatora termicznego, w przypadku schwytania i wzięcia do niewoli.

Śmiałość i upór Rebeliantów zaskoczył niejednego dowódcę imperialnego. Z grupki rozgoryczonych i sprzeciwiających się reżimowi przekształcili się w bardziej profesjonalną armię ze zhierarchizowanym dowództwem. Siły Specjalne Sojuszu Rebeliantów okazały się najbardziej znanym przykładem wykorzystania wyszkolonych, odważnych i skłonnych do poświęcenia ludzi o wysokim morale, którzy walczyli w słusznej sprawie. Jej powołaniem zajęli sie legendarni przywódcy Sojuszu, wśród których byli generał Jan Dodonna, admirał Adar Tallon i komandor Vanden Willard, a jej dowództwo powierzono generałowi Crixowi Madine, wcześniej odpowiedzialnego za szturmowców komandosów. O niezwykłości tej formacji może świadczyć fakt, iż przyjmowano bardzo często obce rasy, które odrzuciła ze względu na początkowe uprzedzenie ksenofobiczne armia imperialna. Spośród kandydatów przechodzących wyczerpujące treningi, obejmujące analizę licznych scenariuszy zrzutu, wykorzystanie umiejętności skradania się, marsze przez ląd z wykorzystaniem ostrej amunicji, wybierano nielicznych, a ci, którzy nie zdołali spełnić ostrych wymogów, mieli zapewnioną karierę w wojsku Sojuszu. Jeśli natomiast chodzi o samą jednostkę, to jej istnienie było tajemnicą najwyższej wagi, stąd szkolący się mieli jedynie zapisaną rangę, zdjęcie oraz przepustkę dostępu do określonego poziomu.

Nieco inaczej wyglądał profil Eskadry Renegatów. Był to oddział powołany po drugiej bitwie o Yavin przez Hana Solo, a zadanie zrekrutowania odpowiednich żołnierzy wyznaczono Colowi Serrowi. Wiele osób, które przyjmowano, miało za sobą kryminalną przeszłość, lecz pierwsza ważna misja, w której wzięli oni udział tj. ewakuacja Yavina IV, gdzie zabezpieczyli ważne informacje i wymazali obecność Rebeliantów z planety, wykazały ich przydatność. Jednostka składała się z różnych ras, obsługiwała szeroki wachlarz broni, począwszy od blasterów, kusz, rakietnic, karabinków snajperskich po granaty EMP, wyrzutnie granatów i strzelby. Używali także dostępnych wówczas przez Rebelię myśliwców i bombowców. Po śmierci Imperatora i zniszczeniu Drugiej Gwiazdy Śmierci, jednostka uległa fragmentacji i większość jej członków powróciła do życia kryminalistów, włączając w to Cola Serrę.

Do ostatniej grupy należą niezależnie działający specjaliści oraz Mandalorianie. Ci ostatni reprezentowani byli przez jednostkę zwaną Mandaloriańskimi Superkomandosami, elitarnych żołnierzy zobowiązanych dochowania przysięgi ustanowionej przez ich twórce, Jastera Mereela. Niezwykle ciężko jest określić datę, kiedy zaczęli oni funkcjonować, z całą jednak pewnością było to ok. 60 lat przed bitwą o Yavin. Tworzyli ją najemnicy, wynajęci do zwalczenia Straży Śmierci, będącej grupą renegatów opowiadających się za powrotem silnej Mandalore z przeszłości, zdolnej do najeżdżania innych planet. Superkomandosi byli jednak uzależnieni od kodeksu opierającego się na wymazaniu niehonorowych i dzikich zachowań, zastępując je poczuciem honoru oraz więzi w ramach danego klanu. Zdaniem Mereela, każdy Mandalorianian, który pragnął walczyć, nie byłby już najeźdźcą czy rozbójnikiem, a wysoko opłacanym żołnierzem i powinien postrzegać siebie jako honorowego najemnika. Choć większość Superkomandosów poległa w bitwie o Galidraan, byli oni szkoleni także po Wojnach Klonów.

Spośród wszystkich wymienionych jednostek specjalnych najbardziej tajemniczą są Strażnicy Słońca z planety Thyrsus, służący ponad 2 tys. lat przed bitwą o Yavin. Byli całkowicie zdominowani przez mężczyzn specjalizujących się w walce wręcz, posługiwaniu się bronią białą oraz w technice skradania się. Główną motywacją ich działań była religia, szerzona także wśród Mandalorian czy Sithów oraz pieniądze otrzymywane za wywiązanie się usługi, do których wliczano porwanie, sabotaż czy działania ratunkowe. Formowani byli w regimenty, legiony, często występując w liczbie czterech w danym oddziale. Najniżej w hierarchii znajdował sie Gwiezdny Legionista, tuż za nim pojawiał się Gwiezdny Trybun (mający pod sobą 20-40 żołnierzy), Legat Dwóch Słońc, Pretor Dwóch Słońc, Komandor Tychani, Dyktator Tychani, zaś najwyżej plasował się Najwyższy Gwardzista Słońca – ranga porównywalna z generałem w innych armiach. Awansowało się zwykle za odwagę, tchórzostwo karano zaś utratą rangi. Posiadana przez nich zbroja stała się z czasem inspiracją dla Gwardzistów Imperium. W ich wyposażeniu znajdowała się pika obustronnie zaostrzona stopem z cortosis, używana do niszczenia plecaków odrzutowych Mandalorian, miotacze płomieni, strzałki wystrzeliwane z nadgarstków, kolce umieszczone na butach i wibroostrza w rękawicach.

Reasumując, każda z wymienionych jednostek była podporządkowana określonemu dowództwu, uzależniona od struktury hierarchicznej i posiadająca swoje motywacje do działania oraz okreslony sposób walki. Nie da sie jednak wykluczyć, iż środki jakie przeznaczono na ich szkolenie i zaopatrzenie w najnowocześniejszą technologię w większości przypadków były najwłaściwszą inwestycją, która niejednokrotnie przetrwała upływ czasu lub posłużyła do powołania innej formacji. Ponadto warto dodać, iż działania sił specjalnych niejednokrotnie ratowały obywateli, których życie zostało zagrożone lub decydowało o zwycięstwie bądź porażce w konkretnej bitwie, istotnej dla całej kampanii wojennej. W związku z tym właściwym pytaniem byłoby w tym przypadku nie to, jak duże środki przeznaczono na szkolenie jednostek specjalnych, lecz jak wielu zginęłoby, gdyby nie ich poświęcenie bądź ile surowców i oddziałów regularnego wojska utraconoby na misje niewykonalne.