Pgkrzywy: Nowy odcinek Rebels, Droids in Distress, podobnie jak pilot, nie zaskoczył mnie wcale. Twórcy dostarczają dokładnie to, co obiecywali i czego można było się spodziewać. Wartka akcja, ciekawe i nieco dziecinne dialogi, sporo wybuchów i fabuła tylko w szerokich ramach trzymająca się kupy – to wszystko daje nam nowy serial Star Wars. Relacje między postaciami są nieźle zarysowane i tylko czas pokaże, czy będą to bohaterowie jednowymiarowi, czy też zostaną na przestrzeni całego sezonu rozwinięci. Wplecenie C3PO i R2-D2 odbyło się w bardzo fajny sposób, charakter tych postaci znany z innych gwiezdnowojennych źródeł pozostał zachowany.
Potwierdziło się też, że główny zły w imperialnej armii faktycznie jest badguyem. Nie ma tutaj miejsca na odcienie szarości, dzieciaki muszą dobrze wiedzieć, że nie można kibicować tym złym. Trochę szkoda, bo liczyłem na to, że oficer ze śmieszną brodą będzie pewną przeciwwagą i głosem rozsądku wobec przesiąkniętego Ciemną Stroną inkwizytora, na którego prawdziwy debiut ciągle czekamy. Miałem tylko wrażenie, że przynależność Kanana do wymarłego zakonu będzie przedstawiona bardziej subtelnie, a szkolenie Ezry nie rozpocznie się tak szybko. Czym są jednak Gwiezdne wojny bez mieczy świetlnych? Patrząc na Rebels jako na serial dla dzieci – bo inaczej nie ma co oceniać tego materiału – daję mu solidne 7/10.
Marik: Po obejrzeniu pilota serialu miałem okazję ponownie zobaczyć Starą Trylogię i szybko doszedłem do wniosku, co było największym grzechem pierwszego odcinka. Mianowicie, wszystko szło za łatwo. Porównajcie sobie to z Nową nadzieją, gdzie przeciwnicy mogli być głupi, wszystko kończyło się dobrze, ale nic nigdy nie szło po myśli bohaterów – tutaj przeszkodzi Greedo, tam wpadają do zamykającego się zgniatacza śmieci, gdzie czyha straszny stwór… Z radością mogę stwierdzić, że taki właśnie jest drugi odcinek Rebeliantów.
Cieszę się, że zrobiono też porządek z bohaterami, zarówno protagonistami jak i antagonistami serii. „Ci źli” okazali się nie być takimi fajtłapami, jak to było pokazane w pilocie, a załoga „Ghosta” zaczęła ciekawe wewnętrzne spory. Bardzo cieszy mnie też fakt, że poruszono kwestię funduszy Rebelii, a moje przewidywania w tej sprawy okazały się być niecelne. Droids in Distress dostaje ode mnie całe 8/10.
Vidar: Mnie ucieszyło skupienie odcinka wokół disruptorów – jednej z moich ulubionych broni z Legend, samo wspomnienie i zaprezentowanie traumy związanej z ludobójstwem przy jej użyciu, choć niezbyt oryginalne, zdało mi się być udanym zabiegiem. Spodobało mi się wykorzystanie droidów – nie do samego końca było jasne, co tak naprawdę jest z nimi grane. No i imperialiści wreszcie pokazali bardziej okrutną stronę, sami szturmowcy przestali być skończonymi fajtłapami. Sekwencje walki, w tym na broń białą były jak dla mnie efektowne. Trochę rozczarował mnie brak inkwizytora w odcinku, ale rozumiem – nie wszystko naraz, w 20 minut. Jak na serial dla dzieci – na serio jest dobrze. Nic odkrywczego, ale 8/10 się należy.
Johnny: A ja mówię, że jest niedobrze, nawet jak na serial dla dzieci. Po słabiutkim według mnie pilocie, pierwszy odcinek stanowi kontynuacje zabawy z dawno już wymęczonymi schematami i chodzeniem po najlżejszej linii oporu. Tymczasowo nic nie wskazuje na to byśmy uświadczyli w Rebeliantach jakiejś ciągłości fabularnej, że o sypiących się ze wszystkich stron głupotach i nadmiernych uproszczeniach nie wspomnę. Ja doskonalę rozumiem, że to serial skierowany do najmłodszych, ale naprawdę drażni mnie, że twórcy wydają się zapominać o tym jaka ciąży nad nimi presja – Rebelianci to przecież jeden z pierwszych gwiezdnowojennych tworów po restarcie uniwersum i jako taki, ma nie tylko przyciągnąć nowych fanów ale również zainteresować starych wyjadaczy. Tutaj tego nie widzę.
Fabuła, jak już wspomniałem, jest prosta jak konstrukcja cepa. Jest zwyczajnie za szybko, a bohaterom wszystko idzie aż do bólu łatwo, w czym spory udział ma czysta głupota ich oponentów. Dlaczego nie uświadczyliśmy jakiejś króciutkiej sceny planowania całej akcji? Jakieś sprzeczki odnośnie jej przebiegu? Błędu? Nieprzewidzianego wypadku? Maleńkiego sukcesu agenta Kallusa? Czy naprawdę nie można było tego lepiej rozbudować, nawet za cenę poświęcenia dwóch czy nawet trzech odcinków? Żeby jednak nie być oskarżonym o czepianie się wszystkiego dodam, że niektórzy bohaterowie zaczynają przypadać mi do gustu. Nie mówię o żadnej z postaci, która grała w tym odcinku pierwsze skrzypce, a raczej o tych trzymających się na uboczu, o Herze, o Vizago, nawet o Choperze i Sabine. Może jest to spowodowane faktem, że jeszcze nie bardzo znamy ich historię, ale mimo wszystko chyba znalazłem sobie już paru ulubieńców. Ogólnie jednak, nie daję temu odcinkowi więcej jak 3/10.
Kaelder: Muszę przyznać, że odcinek dość przyjemnie zaskoczył. Pojawiło się kilka fajnych nawiązań do Starej Trylogii, w tym Bail Organa i statek „Tantive IV” oraz mniej oczywistych jak Hangar 17 pojawiający się w Junior Jedi Knight: Kenobi’s Blade. W tym odcinku twórcy jednak poszli na całość. Przede wszystkim z racji rozwinięcia wątku z przeszłości jednego z członków załogi „Ducha”, oraz puszczenia oczka w stronę zagorzałych fanów uniwersum. W tym ostatnim przypadku, takim zabiegiem okazało się wprowadzenie postaci C-3PO i R2-D2. Z początku mogli wydawać „piątym kołem u wozu”, jednak w miarę rozwoju fabuły ich obecność zaczynała nabierać znaczenia, a w ostatnich scenach można było odczuć wielkie „łał”. Jedynym rozczarowaniem okazało się powielanie mitu o „perfekcyjnej celności” imperialnych szturmowców, którzy z odległości kilku metrów nie mogli trafić w dość duży cel. Choć trudno ułożyć dobrą fabułę i zmieścić ją w 20-minutowym odcinku, tutaj twórcy stanęli na wysokości zadania i śmiało można dać 8/10. Zwłaszcza z racji scen zapadających w pamięć, fajnych pojedynków, dialogów i ról, jakie odegrały poszczególne postacie.
Nadiru: Niemożność trafienia w przysłowiową stodołę pewnie pojawi się w Rebels nie raz i nie dwa… Występ gościnny naszych dwóch droidów początkowo wydawał mi się wepchnięty na siłę, jednak ostatnia scena odcinka pokazuje, że wcale tak nie jest, co więcej, zwiastuje budowę jeśli nie głównego wątku, to jednego z ważniejszych, jakie pojawią się w Rebels. Spodobało mi się strasznie również to, że załoga „Ghosta” już na wstępie ma bardzo życiowy problem z kredytami i nie dysponuje nieograniczonym budżetem. Co z resztą Droids in Distress? Jest nieźle. Humoru jakby mniej, z drugiej strony fabuła lepsza, a głupot relatywnie niewiele. Akcji tyle samo, animacja w porządku, słowem: dobra kontynuacja pilota. Tak na 8/10.
Yako: Bardzo cieszę się z kolejnych nawiązań do Starej Trylogii. Są C-3PO i R2-D2. Ale to nie wszystko – robocik w wahadłowcu wygląda i brzmi jak robot w Star Tours, czyli w atrakcji oferowanej w parkach rozrywki Disneya, do której czuję wielki sentyment – jazdę Star Tours zapamiętałem chyba najlepiej z wizyty w stolicy Francji. Zatem – kolejny ukłon i swoiste mrugnięcie okiem do fanów. I oby więcej takich w Rebeliantach, bo na to przecież czekamy.
A jak Wy oceniacie ten odcinek? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu!