Han wygrał „Sokoła” w sabaka, w KotORze gramy w pazaaka, a Anakin wywalczył wolność w wyścigach. Jak na świat, który w tytule ma słowo: „wojny”, sporo w nim też hazardu. Jednak na nim się nie kończy, bo w odległej galaktyce istnieje wiele sposobów na interesujące spędzenie nudnego popołudnia.
Sport
Wbrew pozorom, sport w Gwiezdnych wojnach to nie tylko wyścigi ścigaczy. Istnieje tam na przykład limmie, taka galaktyczna piłka nożna. Jedyną widoczną różnicą jest to, że kopanie, bicie, gryzienie i ogólnie inne rękoczyny są dozwolone. Grały w to drużyny z wielu planet, a okazja na sprawdzenie, kto jest lepszy, nadarzała się podczas Galaktycznego Pucharu Limmie. Pomijając tę i inne brutalne zabawy (np. smashball), raz do roku odbywały się Galaktyczne Gry, coś na wzór naszej Olimpiady, więc można przypuszczać, że niektóre konkurencje były podobne.
Kasyna i kluby
Dla nocnych marków stworzono kluby i kasyna, gdzie można było się nieźle wzbogacić lub zadłużyć. Miejsce naszego pokera zajmowały tam pazaak (w czasach Starej Republiki) i sabak (w erze Imperium). Ta druga gra polega na uzyskaniu i wyłożeniu sabaka, czyli kombinacji kart wartej 23 albo -23 punkty. Można było zrobić to na dwa sposoby: zebrać wystarczającą ilość kart o sumie równiej 23/-23 (zwykły sabak) albo po prostu mieć szczęście i skompletować Układ Idioty (dwójka, trójka i Idiota o zerowej wartości). Gdyby zdarzyło się, że kilka osób ma sabaka, najpierw wygrywa Układ Idioty, później czysty sabak (czyli karta o wartości 23/-23) i zwykły sabak (dojście do tych liczb „na piechotę”). Niezależnie od czasów, o których mowa, popularny był dejarik, gra planszowa, podobna do naszych szachów. Amatorzy bardziej ekstremalnej rozrywki mogli spróbować swoich sił w wyścigach śmigów, zmodyfikowanych maszyn prujących nawet 600 km/h.
Dla dzieci
Młodsi mieszkańcy odległej galaktyki mogli, zupełnie jak my, iść do zoo albo do cyrku. Główną cyrkową atrakcją były zwierzęta wykonujące różne sztuczki. Czasem podczas przedstawienia szczuto jedno zwierzę przeciwko drugiemu, co raczej nie nadawało się dla dzieci, dlatego znacznie bezpieczniejsze było zoo. Szczególnie fajnie mieli młodzi Gunganie, którzy mogli podziwiać najróżniejsze wodne stworki. Tak przynajmniej było do momentu, kiedy Jar Jar przypadkiem wyłączył połowę specjalnych bąbli, w których zwierzątka były trzymane …
Holo…
Co przeciętny Kowalski robi po powrocie z pracy? Włącza telewizor i ogląda mecz tudzież inną telenowelę. W świecie Lucasa wielu szaraczków postępowało podobnie, tylko zamiast telewizorów korzystano z holowizji. A oglądać można było wszystko: od transmisji turniejów limmie, po wszelkiej maści holodramaty. Wybór był spory, bo oprócz takich z wymyśloną fabułą, były też reportaże i dokumenty. Później, gdy wgapianie się w holograficzne widowiska zaczynało się nudzić, zawsze można było sięgnąć po holoksiążkę. Od naszej książki różniła się tylko holograficznym sposobem odczytu. Dla naprawdę opornych stworzono gry, np. shronker. Zręcznościówka ta polegała na strącaniu ciał niebieskich z systemu słonecznego za pomocą komet, sterowanych przez drążki graczy. Co bardziej ambitni mogli pokusić się o partyjkę holoszachów.
Sztuka
W odległej galaktyce byli również amatorzy sztuki, którym raczej się nie nudziło. Muzyki można było posłuchać w baaardzo wielu miejscach, obrazy, rzeźby itp. były obecne na różnych wystawach, potańczyć (albo popatrzeć, jak robią to inni) też było gdzie. Instrumenty do grania miały przedziwne kształty, na przykład bes’bev, coś a la flet, ale z racji mandaloriańskiego pochodzenia, używany był również jako broń. Zeltronowie z kolei wymyślili quetarrę, czyli odpowiednik naszej gitary, od której jednak różniła się wyglądem, jako że przypominała cyfrę 8. Zespoły w Star Wars cechowały się przede wszystkim śmiesznymi nazwami, np.: Dengar i Niszczyciele, Kod BoSSa i Trio Zakręcone Rankory. Te pierwsze dwa zajmowały się muzyką klubową, a z ostatnim można było zetknąć się w KotORze. Nie można zapomnieć o zespole Maxa Rebo. Grał on w pałacu Jabby, dostając w zamian wyżywienie. Grali m.in. na barce żaglowej, ale na ich szczęście wyskoczyli przed wybuchem. Zespół zaczął się rozpadać, a sam Max Rebo dołączył do Rebelii, bo tam mieli najlepsze jedzenie. Ale nie tylko muzyką człowiek żyje. Liczba i rozmiary budynków na niektórych planetach stwarzały idealne warunki dla grafficiarzy. Wyczyny jednej z nich zobaczymy już niedługo w Rebeliantach. Oprócz graffiti były też obrazy. Fen Teak, autor wielu portretów, uważany był za geniusza w tej dziedzinie, a jego dzieła podobały się nawet Darth Zannah.
Jak widać, rozrywka w świecie Gwiezdnych wojen nie różni się specjalnie od naszej, odmienna jest tylko technologia. Poza tym ciekawi mnie, czy mieli tam też konsole do gier. Jak myślicie?