Star Wars #1

Disney nie tylko schował całe Expanded Universe do szuflady z napisem Legends, ale zmienił wydawcę komiksów spod marki Star Wars. Gwiezdnowojenne historie osadzone w nowym kanonie publikuje należące do Myszki Miki i spółki wydawnictwo Marvel. Na półki sklepowe i do dystrybucji cyfrowej trafił już pierwszy zeszyt o prostej nazwie Star Wars #1.

Nowe komiksowe Gwiezdne wojny to wielka niewiadoma. Marvel już w czasach debiutu oryginalnej trylogii przygotował adaptację filmowych przygód Luke’a, Hana i Lei i opowiedział ich dalsze losy. Tamte komiksy współczesnego fana raczej nie zainteresują, bo to były inne czasy. Dzisiaj w Marvelu pracuje już nowe pokolenie artystów, którzy chcą tchnąć nowego ducha w Gwiezdne wojny i raz jeszcze opowiedzieć o przygodach Wielkiej Trójki.

Najlepsze są piosenki, które już znamy

Z pewnym rozgoryczeniem przyjąłem informację, że nowe starwarsowe komiksy Marvela po odebraniu licencji Dark Horse’owi będą traktować o przygodach bohaterów ze Starej Trylogii, ale dla niedzielnych fanów to może i dobra wiadomość, bo dostają to, co znają i nie są rzucani na głęboką wodę. Pierwszy komiks nie wprowadza znów do kanonu bohaterów z Legends ani zupełnie nowych postaci na miarę Thrawna lub Cade’a Skywalkera.

Znane nazwiska z uniwersum Lucasa na okładce mają oczywiście przyciągnąć nie fana (który z zasady i tak wszystko kupi), ale osoby, które nie interesują się specjalnie Sagą. Niestety, osoba, która przeczytała już setki zeszytów wydanych przez Dark Horse’a i książek od Bantama i Del Reya, jest już trochę pierwszymi przedstawicielami rodów Skywalkerów i Solo najzwyczajniej znudzona.

I had a bad feeling about this

Na szczęście zupełnie niepotrzebnie. Jeśli pominąć narzekania stetryczałego fana w żałobie po Expanded Universe, to był to naprawdę udany zeszyt. Dla Marvela było to zresztą wielkie wydarzenie, a Star Wars #1 wydane na początku stycznia 2015 roku dostało jak mało który komiks całą gamę alternatywnych okładek. Co prawda nie ma polskiej wersji językowej, a zdobycie papierowego wydania łatwe nie jest, ale można zakupić wersję elektroniczną komiksu.

Star Wars #1 od Marvela umiejscowione zostało w chronologii w kilka miesięcy po zakończeniu Nowej nadziei. Luke Skywalker dopiero uczy się bycia rycerzem Jedi i brakuje mu mentora, a Han Solo jeszcze nie jest w pełni oddany sprawie Rebelii. Leia nie przypomina na szczęście klasycznych księżniczek Disneya i nie boi się ubrudzić sobie rąk. Akcja ma w sobie wiele z ducha oryginalnej trylogii i fani na pewno się odnajdą w opowiedzianej historii.

Fabuła to tylko tło

Opowiedziana w komiksie historia nie jest jakoś specjalnie nowatorska lub porywająca. Ot, Rebelianci upojeni zwycięstwem nad Yavinem planują atak na placówkę Imperium, co ma przechylić szalę w wojnie z Imperium na korzyść Sojuszu. Temat wyświechtany do granic możliwości, ale realizacja Marvela jest na tyle dobra, że nie jest to problemem. Postaci drugoplanowe są jednowymiarowe, ale za to główni bohaterowie po prostu błyszczą.

Nie o fabułę zresztą tutaj najbardziej się rozchodzi. Chociaż oczekuję w przyszłości nowych opowiadań rozszerzających uniwersum i plejady bohaterów, to ubawiłem się mocno, widząc różne nawiązania i humoreski. Nie będę ich jednak tu przytaczał, żeby nie psuć niespodzianki, ale jedna konkretna scena z Luke’em zgłębiającym dopiero tajniki Mocy wywołała szczególny uśmiech na mojej twarzy. Z pewnością domyślicie się po lekturze, o której mówię.

Przyszłość ciągle w ruchu jest

Jeśli chodzi o kreskę, to nie mogę jej nic zarzucić. Styl artystów zatrudnionych do Star Wars #1 przypadł mi do gustu. Jest dość ostrożny, klasyczny i ma żywe, dość naturalne jak na komiks kolory. Bohaterowie nie są przerysowani. Ciekaw jestem jednak, czy Marvel będzie miał ambicję poeksperymentować ze stylem przy innych seriach, które – mam nadzieję – nie będą ciągle kręcić się dookoła postaci z Klasycznej Trylogii.

Zanim jednak nowy kanon zapełni się opowieściami na miarę tych z Legends, miną lata. Zapowiedzi nowych serii Marvela i Del Rey potwierdzają moje obawy, że ikoniczne postaci będą eksploatowane do granic możliwości. Szkoda też, że jak na razie nic nie wiemy o wydarzeniach po Powrocie Jedi. Tego z komiksów się jednak raczej nie dowiemy, a przynajmniej nie przed premierą Przebudzenia Mocy.

Jak na razie jestem jednak na tak!