Relacja z Pyrkonu 2015

Kilka dni temu miałem okazję po raz pierwszy uczestniczyć w corocznym konwencie w Poznaniu – Pyrkonie. Słyszałem, że jest to największa tego typu impreza w Polsce, jednak dopiero w dniu otwarcia przekonałem się o tym, jak wielu uczestników naprawdę przyciąga (w tym roku ponad 31 tysięcy!). Gdy o szóstej rano stanąłem na dworcu w Lublinie, dokoła siebie widziałem niezliczoną ilość młodych ludzi, którzy wyraźnie podążali w tym samym kierunku, co ja. Jednym wystawały miecze z plecaków, inni mieli na sobie już elementy strojów.

PKP oczywiście zawaliło, ponieważ pociąg nie dostał dodatkowych wagonów na ten dzień i po przejechaniu przez Warszawę podłoga była pełna fanów szeroko pojętej fantastyki. Na szczęście pogoda dopisała i w Poznaniu przywitał nas miły wiatr i słoneczny dzień. Konwent odbywał się na MTP, więc dotarcie pieszo do wejścia nie zajęło nawet kwadransa. Na miejscu rejestracja przebiegała bezproblemowo i sprawnie. Ja miałem z nią drobny problem, jednak byłem raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę, bo nie słyszałem, by kogokolwiek z moich znajomych coś takiego spotkało. W dodatku mój problem został dość sprawnie rozwiązany przez ekipę organizatorów.

Gdy wszedłem na teren konwentu, moim oczom ukazało się to, czego się spodziewałem po zobaczeniu tłumów w pociągu: masa ludzi! Jedni spacerowali powoli w strojach, inni biegli od budynku do budynku, by zdążyć na jakiś punkt programu, a jeszcze inni przygrywali wesołe melodie na różnych instrumentach. Teren, na którym odbywała się impreza, był ogromny, ale doskonale oznaczony, dzięki czemu nie spotkałem się ze zdyszanymi uczestnikami wypytującymi o drogę.

Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie liczba ludzi w strojach. Cosplay’e różnego rodzaju te bardzo skomplikowane i te całkiem proste tworzyły klimat, jakiego do tej pory nie doświadczyłem na żadnym z dotychczas odwiedzonych konwentów. Postaci z anime, Mandalorianie, Twi’lekanka (czy można ich nie kochać?), hordy zombie i hiszpańska inkwizycja… Zaraz! Nie spodziewałem się… 🙂

Jeśli chodzi o program prelekcji, to był on dość… nierówny. Były prelekcje, które przyciągały tłumy słuchaczy (choć część z nich była często wypędzana ze względu na zbyt duże zatłoczenie sal), a czasami zdarzały się godziny, gdy nie było w programie niczego, co wzbudzałoby zainteresowanie. Brzmi to jak bardzo subiektywna opinia, ale z rozmów z innymi uczestnikami wynika, że nie byłem w niej odosobniony. Na szczęście taka sytuacja pozwalała, by bez poczucia, że coś nas omija, pozwiedzać teren konwentu.

Na wielką pochwałę zasługują wystawy. Dominowały w nich motywy postapokaliptyczne, gwiezdnowojenne i LEGO. Nie dość, że można było obejrzeć imponujące konstrukcje, jak na przykład „Sokół Millenium” czyimperialny niszczyciel gwiezdny, to niektóre z nich zachwycały oryginalnością, jak robot LEGO układający kostkę Rubika albo odwzorowanie planszy z gry Heroes III. Polska Społeczność Mandalorian też była silnie reprezentowana – mieli wystawiony własny namiot, gdzie demonstrowali swoje zbroje i inne gadżety. Jedna wystawa została przedstawiona przez Imperium Mocy, a nie zabrakło też imponującej kolekcji modeli.

Ogromna była też liczba wystawców komercyjnych, którzy zostali zgromadzeni w oddzielnym pawilonie. Dominowała tam sprzedaż związana z anime, ale chyba każdy mógł tam znaleźć coś dla siebie – torby, przypinki, książki, koszulki, gry planszowe i komputerowe… Samo przejrzenie stoisk zajęło mi ponad godzinę, a potem wróciłem, żeby dokładniej przyjrzeć się tym, które wzbudziły moje zainteresowanie.

Niestety, nic nie jest idealne. To, co jest największą zaletą Pyrkonu, stanowi też jej wadę. Ogromny teren, jaki zajmowała impreza, sprawił, że nie spotkałem zbyt wielu znajomych, a część z nich widziałem tylko przelotem albo z daleka. Na ilości uczestników ucierpiał też program – większość prelekcji była skierowana do bardzo szerokiej publiki. Niektóre z prelekcji w ogóle nie ocierały się o fantastykę (choć nie można stwierdzić, by były przez to mniej ciekawe). Na szczęście organizatorzy wpadli na pomysły, które nieco zamortyzowały ten efekt, jak na przykład spotkanie integracyjne dla fanów Star Wars, gdzie można było spotkać wiele znajomych twarzy, porozmawiać na bardziej nerdowskie tematy, a także poznać nowych ludzi.

Podsumowując, Pyrkon nie ma uroku mniejszych konwentów, ale jest to ogromne wydarzenie, które jakością w niczym nie ustępuje tym „lokalnym” konwentom, ale stanowi dla nich dobrą przeciwwagę. Co roku gromadzi się tam coraz więcej fanów, a organizatory coraz lepiej potrafią poradzić sobie z ich tłumem. Dlatego wiem już, że Pyrkon stanie się konwentem, który będę odwiedzał częściej.