„Battlefront”

Battlefront to gra, na którą czekało mnóstwo osób. Po pierwsze dlatego, że miała być to po latach przerwy pierwsza gra Star Wars z tak wysokim budżetem. Po drugie, narastający hype wokół Przebudzenia Mocy wzmógł zainteresowanie odległą galaktyką także w strefie gamingowej. A po trzecie, ponieważ odpowiedzialne za grę studio DICE ma już swoją renomę na świecie. Czy nowy Battlefront spełnia położone w nim nadzieje? A może to kolejny crap od EA, który potrzebuje trzydziestu DLC, żeby stać się grywalnym produktem? Nie będziemy tutaj opisywać każdego trybu z osobna. Powstało już tyle opisów i tyle gameplayów, że kolejne wyszczególnianie nie ma sensu. Skupmy się na najważniejszym: czy nam się gra spodobała. Odpowiedzi znajdziecie poniżej!

Rozwalmy tego AT-AT, czyli rozgrywka i multiplayer

Jedi Nadiru Radena: Battlefront jest prosty. Wybieramy jedną z jedenastu broni ręcznych, dobieramy trzy karty ulepszeń i rzucamy się do boju. I to mi się cholernie podoba. Mamy tu do czynienia z gameplayem nastawionym na zręczność, bardziej arcade niż taktykę, pełnym akcji, bez większych zastojów i zazwyczaj całkiem szybkim. To może być potraktowane przez graczy albo jako plus, albo minus i jestem przekonany, że od tego właśnie czynnika zależy, czy Battlefront nam się spodoba, czy nie. Pal licho grafikę, klimat, różne tryby walki – to, czy będziemy się nudzić, czy spędzimy w grze dziesiątki godzin i wciąż będzie nam mało większość z nas może stwierdzić, zanim w ogóle zasiądzie przed monitorem komputera. Ja, po rozegraniu blisko 35 godzin, wciąż zdecydowanie należę do grupy „chcę więcej!”.

Ogromną zaletą Battlefronta jest wielość trybów gry – z bitwą o Jakku jest ich łącznie dziesięć. I muszę przyznać, że większość jest niezwykle grywalna. Co ciekawe, zupełnie odwrotnie, niż ogół graczy, lubię tryby z mniejszymi mapami. Im ciaśniej, tym fajniej. Widać preferuję porządek, niż chaos, bo tego ostatniego jest mnóstwo w koronnych trybach Battlefronta – Ataku AT-AT, Supremacji i wreszcie Punkcie zwrotnym. Tu „grzeje” do siebie po 20 osób i choć wydaje się to mało, zaręczam Wam: jest kompletnie inaczej. Mapy są tak sprytnie skonstruowane, że bez przerwy coś się gdzieś dzieje. Na tych najbardziej otwartych, Jakku i Hoth, zabawa trwa praktycznie bez ustanku. Ale moimi ulubieńcami są niesamowicie dynamiczne Pogoń za droidami i Strefa zrzutu oraz tryb Eskadra, w którym, nieskromnie mówiąc, jestem asem i który praktycznie zawsze kończę na szczycie listy własnej drużyny. To tu, moim zdaniem, zabawa jest najfajniejsza. Zupełnie po przeciwnej stronie skali są Polowanie na bohatera i Bohaterowie i złoczyńcy; gra się w to ciekawie, ale „wielcy gracze” odległej galaktyki w Battlefroncie średnio mi pasują.

JediPrzemo: W pełni się zgadzam z Nadiru, Battlefront nie jest skomplikowaną grą. Wybierasz, jaką chcesz broń oraz ulepszania i jesteś od razu wrzucany w wir bitwy. Nie znajdziecie tu przemyślanych taktyk, wielkiego teamworku, czy podziału obowiązków. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Żadna z części Battlefronta nigdy nie aspirowała do bycia taką grą. Każda bardziej chciała pokazać tytułowy front bitewny, na którym króluje zasada „naprzód i ani kroku wstecz”, a nie działania oddziałów specjalnych. Jest chaos, są wybuchy, są zbłąkane strzały i o to chodzi! Kompletnie do mnie nie trafia narzekanie, że nie da się nic zaplanować. To nie ten typ gry.

Mnie, podobnie jak Nadiru, najbardziej spodobał się tryb Eskadra (co jest dosyć niepokojące, jeśli mowa o strzelance), a najmniej Pogoń za droidami oraz Bohaterowie i złoczyńcy. Latanie myśliwcami jest naprawdę wciągające, intuicyjne, a jednocześnie wymagające doszlifowywania swoich umiejętności. Dodatkowo błyskawiczne mecze sprawiają, że starcia się nie przeciągają i zachowują swoją dynamikę. Bohaterowie i złoczyńcy są słabo zbalansowani, a Pogoń za droidami może i byłaby fajna, gdyby nie problem, który opiszę poniżej. Warto tu wspomnieć o trybie dziejącym się w czasie bitwy o Jakku, w którym role agresora pełni Rebelia, która musi przełamać cztery linie obrony Imperium. Mam wrażenie, że ta mapa daje najwięcej pola do planowania ataków.

Szturmowcy jednak potrafią strzelać, czyli singleplayer, co-op i gra grupowa

Jedi Nadiru Radena: To nie jest tak, że w Battlefroncie nie ma trybu dla jednego gracza. Jest, tyle że to nie kampania, a kilka minipotyczek zwanych Bitwą i tryb Przetrwanie, każde z zestawem specjalnych wyzwań i z dodatkowymi kredytami do jednorazowego wygrania (które zwyczajowo otrzymuje się w multiplayerze za uzyskane w grze doświadczenie). Myli się ten, kto sądzi, że łatwo jest ukończyć wszystkie wyzwania, ba, że rozprawienie się z Przetrwaniem na poziomie mistrzowskim to bułka z masłem dla kogoś doświadczonego w multiplayu. Każdorazowo zabawa z 15 falami nacierających na Ciebie imperialnych żołnierzy trwa około 20-30 minut. Na łatwiejszych poziomach trudności szturmowcy strzelają tak samo „dobrze”, jak w Rebels, ale im wyżej, tym ciężej, szczególnie, że pojawiają się w grze również słabo widoczni szturmowcy cienia oraz silnie opancerzeni shocktrooperzy. Szczególne problemy czekają na nas ze strony AT-ST, które potrafią być zaskakująco skuteczne i zawzięte.

Zarówno Przetrwanie, jak i drugi tryb, Bitwa, polegający na wybijaniu żołnierzy przeciwnika swoimi własnymi lub bohaterem/złoczyńcą, można zagrać w pojedynkę lub kooperacyjnie, z drugim graczem. W przypadku konsol może to być split-screen, natomiast my na PC-ach graliśmy co-opa przez sieć. Co ciekawe, Przetrwanie rozgrywane razem z współgraczem niekoniecznie jest łatwiejsze; wraz z JediPrzemo przekonaliśmy się, że w Battlefroncie nawet najsłabszy ze szturmowców potrafi Cię załatwić, a AT-ST wyjątkowo lubują się w sprowadzaniu naszego zdrowia do zera. Tym niemniej, czyni to zabawę solo i co-op całkiem fajną. Na pewno dzięki temu trybowi można sobie przećwiczyć wszystkie bronie i część ulepszeń. Drugi typ zabawy jest bardziej konfrontacyjny – gracze stoją na czele równorzędnych drużyn albo jako zwykli żołnierze albo bohaterowie i grają aż do zwycięstwa. Nawet osiągając większość celów naraz na poziomie mistrzowskim, oba typy rozgrywek zapewnią nam przynajmniej 4-5 godziny zabawy. Owszem, to nie kampania, ale też nikt nie powinien się czuć oszukany jej brakiem w sieciowej strzelance.

JediPrzemo: Brak kampanii twórcy postanowili wynagrodzić trybem hordy, czyli po prostu odpieraniem kolejnych fal wrogów. Możemy to robić w pojedynkę oraz w dwuosobowym zespole, ale tylko z graczem, który jest naszym znajomym. Wbrew podtytułowi, szturmowcy potrafią strzelać, ale dopiero od wysokiego poziomu trudności. Na normalnym faktycznie zachowują się trochę jak ci z serialu Rebelianci, a jedynym prawdziwym zagrożeniem jest AT-ST. Jak jednak sprawuje się granie z drużyną „na słuchawkach”? Nie mam absolutnie pojęcia, w jaki sposób to działa, ale niezależnie od trybu (może oprócz Eskadry) gra z kimś sprawia dużo większą przyjemność! Samotne granie po pewnym czasie staje się nużące, a przy wspólnym można się nawzajem poosłaniać, mścić za śmierć partnera, czy też w minimalnym stopniu cokolwiek zaplanować. Mi udało się zagrać w trzyosobowej drużynie w przejmowanie kapsuł i to się sprawdzało! Wzajemne informowanie o zbliżających się przeciwnikach, powiadamianie, że teren czysty, wspólne polowanie itp. są mocną stroną Battlefronta. Szkoda tylko, że komunikator Origina jest na tyle słaby, że musieliśmy przejść na inny.

X-wing vs TIE Fighter, czyli balans sił

Jedi Nadiru Radena: Jak do tej pory, nader entuzjastycznie wypowiadałem się o Battlefroncie. Niestety, w tym miejscu muszę zdrowo i intensywnie ponarzekać, balans bowiem to największa wada gry. Czasem tak duża, że zniechęca do gry w pewne tryby rozgrywki. Zacznijmy od tego, co boli najbardziej: AT-AT padają jak muchy. W trybie będącym kwintesencją naziemnej gwiezdnowojennej bitwy przewaga Rebelii jest przytłaczająca. Na jedenaście gier rozegranych w Ataku AT-AT tylko raz i prawdopodobnie z powodu mojego uporu w rozbijaniu szturmów na stacje przekaźnikowe tudzież świeżości mapy na Jakku imperialnym udało się zwyciężyć. Raz na dziesięć. Dwa razy walka toczyła się do samego końca, a w aż czterech przypadkach Sojusz wygrywał już po pierwszym nalocie Y-wingów. Ergo – jest źle. Rebelianci mają ułatwione zadanie nie tylko dlatego, że łatwiej im utrzymać stacje przekaźnikowe, ale przede wszystkim z powodu bliższych frontowi punktów respawnu i przewadze powietrznej. Wystarczy bowiem, że w momencie ataku Y-wingów w pobliżu kręcą się myśliwce graczy rebelianckich i jest pozamiatane.

No właśnie – myśliwce. W trybie Eskadra praktycznie nie da się wygrać, grając po stronie Imperium. Niestety, twórcy gry nie zrobili wiele, by polepszyć szansę kruchych TIEów w starciu z A-wingami i X-wingami. Tym pierwszym dali niespecjalnie pomocny dopalacz, a tym drugim potężną tarczę chroniącą przed strzałami z działek. Zwykle powietrzne bitwy kończą się 50-70 punktową przewagą Sojuszu na 200 potrzebnych do wygranej… Są wyjątki od reguły, ale tylko dzięki heroicznym wysiłkom imperialnych asów, jeśli takowi są w drużynie. Innym przykładem skiepszczonego balansu jest battlefrontowa wersja capture the flag, czyli Ładunek. Z nieznanego mi powodu strona imperialna ma zawsze trudniejszą do obrony bazę, w której niełatwo się porządnie zaczaić na przeciwnika. Wspominałem o bohaterach? No cóż, tu też nie jest najlepiej. Han, Luke i Leia zdecydowanie górują nad Fettem, Vaderem i wyjątkowo słabym Imperatorem. Może to kwestia posiadania broni dystansowej, może lepszych, bardziej przydatnych umiejętności, ale rzadko kiedy w starciu bohaterów i złoczyńców ci drudzy wygrywają. Żeby jednak nie było, że tylko narzekam – w pozostałych sześciu trybach szanse są raczej równe, zwłaszcza w Strefie zrzutu, Pogoni za droidami i Potyczce.

JediPrzemo: Twórcy Battlefronta starali się, żeby gra była jak najbardziej zbalansowana pod względem stronnictw i choć są tryby, gdzie to kuleje, to generalnie pod tym względem gra może się obronić. Nie zauważyłem aż takiej rozbieżności w Ataku AT-AT, jak Nadiru; tutaj chyba wiele zależy od jakości graczy, chociaż rzeczywiście w moim ostatnim meczu tego rodzaju, aby dwie maszyny kroczące zostały zniszczone wystarczyło półtorej nalotu Y-wingów (nieskromnie się pochwalę, że zadałem AT-AT najwięcej obrażeń). Pod względem bohaterów Imperium faktycznie ma minimalnie ciężej. Bohaterowie Rebelii są znacznie szybsi i to działa na ich korzyść. Większość graczy zdecydowanie preferuje granie Bobą Fettem, Leią czy Hanem Solo. Luke, Vader czy Imperator są mniej lubiani i w sumie ciężko się dziwić, ponieważ są dużo mniej mobilni i muszą podejść bliżej. Fakt, zadają największe obrażenia, ale krócej przez to żyją. Ciekawostką jest też tryb Eskadra. Tam zobaczymy, że 95% pilotów Imperium lata TIE Interceptorem, w czasie gdy u Rebelii jest bardzo równy podział między X-wingami i A-wingami.

Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo irytuje – brak jakiegokolwiek matchmakingu w oparciu o poziom gracza. Do jednej mapy są wrzucani zarówno ludzie z poziomem 2, jak i ci powyżej 25. Można łatwo przewidzieć, do czego się to sprowadzi. Mecze niekiedy stają się farmami wysoko-poziomowych graczy, którzy dysponując nie tylko umiejętnościami, ale również zdecydowanie lepszą bronią (jak będziecie ginąć, to na 90% albo od DL-44 albo od T-21B). Zabicie lepszych graczy (przynajmniej w moim przypadku) graniczy z cudem/przypadkiem, gdy albo nie zauważy rzuconego granatu albo wejdzie mi prosto pod lufę. To strasznie psuje przyjemność gry, zwłaszcza na małych mapach do 20 graczy. W Polowaniu na bohatera jeden gość natłukł ponad 40 zabójstw. Drugi najlepszy wynik to 14. Zdecydowanie EA powinno coś z tym zrobić!

Gwiezdnowojenność, czyli klimat i oprawa audiowizualna

Jedi Nadiru Radena: Było o tym, co najgorsze, toteż czas o tym, co najlepsze. Grafika, dźwięk i gwiezdnowojenny klimat rządzą. Wizualnie gra błyszczy na wszystkich poziomach – mapy, postacie, pojazdy, tło, po prostu mistrzostwo świata. Najpiękniej prezentują się mapy na Tatooine i Endorze, trochę słabiej jest jedynie w przypadku Jakku, przy czym tutaj niesamowite wrażenie robi daleki plan, na którym możemy obserwować m.in. powolny upadek superniszczyciela gwiezdnego, znanego nam z trailerów Przebudzenia Mocy. Dźwiękowo również jest wspaniale, tym bardziej, że gwiezdnowojenne odgłosy otaczają nas dosłownie ze wszystkich stron. Klimat wylewający się z Battlefronta jest nieziemski. To Star Wars w pełni, nie jakiś tam przerobiony Battlefield ze starwarsową skórką. Pełna imersja, bez dwóch zdań. Jeśli miałbym jakąś uwagę odnośnie tego tematu, to tylko wobec karygodnie ograniczonych możliwości customizacji wyglądu naszej postaci. Kilka buziek i typów fryzur to bardzo, bardzo mało.

JediPrzemo: Jedno na pewno można o tej grze powiedzieć. Jest absolutnie piękna. Grafika przypomina film, a dźwięk jest żywcem wyjęty z Sagi. Oprawa audiowizualna stoi na najwyższym poziomie, zadbano o każdy detal, jak np. iskry przy uderzeniach blasterowych boltów, czy odgłosy, gdy pole siłowe powstrzymuje ogień wroga. Rozczarowała mnie jedynie bitwa o Jakku. Twórcy opowiadali jak bardzo niesamowite będzie tam tło, czyli spadające z nieba ISD, czy wbicie się w ziemię SSD. No i to wszystko jest. Szkoda tylko, że dużo mniej spektakularne, niż się spodziewaliśmy. Superniszczyciel opada bardzo powoli po to tylko, żeby zniknąć w chmurze kurzu (aczkolwiek trzeba przyznać, że ziemia się trzęsie w momencie uderzenia). Czy czuć klimat w Battlefroncie? Sam nie wiem. Oprawa audiowizualna robi swoje, ale gra nie potrafiła mnie tak wciągnąć w swój świat jak np. Mass Effect. Aczkolwiek to może być kwestia tego, że nie jestem wielkim fanem strzelanek.

Werdykt końcowy, czyli podsumowanie

Jedi Nadiru Radena: Nie pamiętam, żebym czekał na jakąkolwiek grę tak, jak czekałem na Battlefronta. Oczekiwania miałem spore i choć nie ukrywam, że przydałaby się jeszcze jedna planeta i że zbalansowanie rozgrywki pozostaje wiele do życzenia, to z efektu końcowego jestem bardzo zadowolony. Produkcja jest miodna pod każdym audiowizualnym względem, tryby rozgrywki są na tyle zróżnicowane, by nie wpaść w monotonię, co wzmacnia system ciągle zmieniających się wyzwań zachęcających do zmiany trybów i broni – jest wiele rzeczy, które w Battlefroncie mi się podobają. Przede wszystkim jednak gra jest wspaniałą zabawą i sprawia mi wielką frajdę. Bez tego nawet idealne wyważenie elementów, czy dwukrotnie liczba map nie miałaby większego znaczenia. I dlatego przyznaję Battlefrontowi porządne, mocne 9/10. Do zobaczenia na Hoth, Tatooine, Jakku, Endorze i Sullust!

JediPrzemo: Według mojej opinii Battlefront to udany produkt, które jednak jest wybitnie skierowany do fanów Star Wars i casualowych graczy. Starzy wyjadacze Battlefieldów, czy Counter-Strike’ów mogą poczuć się rozczarowani, ale mnie gra się spodobała. Plusy to grafika, dźwięk, oprawa gwiezdnowojenna i stosunkowo niski próg wejścia. Za minusy uznam brak poprawnego matchmakingu, dosyć mały wybór broni i planet (ewidentnie pole dla DLC) oraz znużenie jeśli nie grasz ze znajomymi. Całości gry daję 7,5/10.