„Rebels 2×19 i 2×20: Twilight of the Apprentice”

Marik: No, to doczekaliśmy się całkiem dobrego finału sezonu. Ale zacznę, po staropolsku, od narzekania. Wiatraczki świetlne są zmorą tego serialu od samego początku. Do dziś nie zobaczyliśmy ani jednego dobrze wyglądającego pojedynku w całym serialu, a starcie z tego odcinka nie zapowiada się na początek dobrej zmiany. Jednak to wszystko można było przemilczeć i po prostu przewijać w serialu zbędne machanie wiatrakami. Jednak świetlny helikopterek podręczny? To już przechodzi ludzkie i Twi’lekańskie pojęcie!

Poza tym, trzeba zauważyć, że Rebels ma pewną cechę: zabiera radość ze wszystkiego (Hondo Onaka to tylko wyjątek potwierdzający regułę) i potrafi opowiedzieć nam nudną historię z genialną opowieścią w tle. Kanan wzbudził we mnie Ciemną Stronę, gdy powiedział, że „Przykro mi, że muszę przerwać tę lekcję historii, ale musimy iść”. To mogłaby być dużo ciekawsza opowieść niż cały ten sezon Rebels. Doczekaliśmy się też pojedynku Vadera i Ahsoki. Nie było bardzo emocjonująco, ale dlaczego pozwolili jej przeżyć? Przecież to straszna głupota. Może i serial potrzebuje Tano, żeby go podnosiła czasem z dna, ale byłbym usatysfakcjonowany, gdyby wątek Ahsoki nie był przedłużany na siłę. No i – na koniec – kolejna superbroń. Tego właśnie elementu kiepskich opowieści spod znaku Star Wars brakowało Rebeliantom. Wygląda na to, że mamy bingo!

No to możemy przejść do plusów. Wreszcie…! Nareszcie! Ktoś z załogi „Ghosta” został naprawdę ranny. Bolało mnie, gdy Sabine przeżyła bez problemu strzał w głowę, ale teraz moja żądza krwi została usatysfakcjonowana. Ślepy Kanan to nowa szansa na wprowadzenie czegoś ciekawego dla tej postaci. No i Ezra. Chłopak staje się od teraz moją ostatnią nadzieją na to, że serial skończy się w mroczny sposób. Tak bardzo bym chciał zobaczyć, jak Bridger przechodzi na Ciemną Stronę. A ten odcinek daje wielkie oczekiwania w tej materii. Oby twórcy poszli w tę stronę! 8/10.

Pgkrzywy: Ten finał był naprawdę niezły… ale tylko dlatego, że całe dwa sezony zawiesiły poprzeczkę bardzo nisko. Tak jak nadal jestem przeciwko wskrzeszaniu Dartha Maula w The Clone Wars, tak jednak mleko się rozlało i twórcy Rebels wykorzystali tę postać bardzo dobrze. Jak na razie oszczędnie, i całe szczęście. Obrażenia Kanana mogą zmienić status quo w grupie naszych rebeliantów i nadać nieco innej dynamiki w zespole. Spotkanie Ahsoki i Anakina było świetne i dobrze, że trzymali tę postać na podorędziu. Po tym odcinku bardzo chętnie kupię zapowiedzianą właśnie książkę o jej losach pomiędzy TCW i Rebels. Absurdów w tym odcinku było oczywiście naprawdę wiele – od architektury tej świątyni po lighstaberokoptery – ale mimo wszystko jestem z niego zadowolony. Wniósł sporo do świata Star Wars, rozwiązał nieco zarysowanych dawno temu wątków i dał podwaliny pod kolejne. Szkoda tylko, że na kolejny bardzo dobry odcinek pewnie będziemy znów czekać cały sezon. 8/10.

JediPrzemo: Helikopter świetlny – nie, po prostu nie. Ktoś tu się założył o wymyślenie jak najdebilniejszego pomysłu? Na jakiej to zasadzie w ogóle działa? Ojej, naprawdę się wzruszyłem historią Maula jak to Sithowie byli dla niego okropni, no bo w końcu, kto by się tego spodziewał po nich, prawda? Dobrze wiedzieć, że chociaż kodeks Sithów pozostał niezmieniony. Szczerze mówiąc, to te testy, aby dostać się do holokronu są naprawdę lipne przy tym, co poznaliśmy już w Expanded Universe… Ciekawią mnie słowa Ahsoki, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy, czyżby to był przy okazji zwrot twórców do fanów EU? Byłoby miło.

Poza tymi głupotami? Nie wiem, czy to kwestia mocno przeciętnego całego sezonu, czy też faktycznie zasługa scenariusza zakończenia, ale finał naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Pierwszy raz Rebelianci wzbudzili we mnie emocje. Klimat odcinka, postać Maula, finałowe pojedynki, muzyka, samo zakończenie! Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem. Co tu dużo więcej pisać, żeby nie powtarzać się po chłopakach? Mam nadzieję, że sezon trzeci będzie równie dobry jak te dwa ostatnie odcinki, a nie tylko na sam koniec. Ode mnie zasłużone 10-/10 (minus za helikoptery)!

Nadiru: Czyżbym pierwszy raz w historii miał dać odcinkowi niższą ocenę, niż JediPrzemo? Na to wygląda! W odróżnieniu od wyżej podpisanych, drugi sezon Rebels uważam za całkiem dobry, z kilkoma naprawdę świetnymi epizodami… które są niestety albo stety lepsze, niż Twilight of the Apprentice. Abstrahując od absolutnie kretyńskich helisaberów (JediPrzemo, możesz mieć rację z tym zakładem…), finał to w zasadzie jedna wielka „naparzanka” mieczami świetlnymi z przerwami na eksplorację świątyni Sithów i rozgryzanie planów (już nie Dartha) Maula. No, może troszkę przesadzam, ale mimo wszystko oczekiwałem czegoś więcej. Sporą niespodzianką była dla mnie śmierć dwójki Inkwizytorów, a największą oślepienie Kanana Jarrusa. Swoją drogą zabawne, że jego i podobnie potraktowanego mieczem świetlnym Rahma Kotę oślepiły postacie grane przez Sama Witwera. Ktoś tu ma pokręcone poczucie humoru, nie? W każdym razie trudno powiedzieć, jak zmieni to dynamikę serialu i relacji między poszczególnymi postaciami, ale jedno jest pewne – będzie ciekawie!

Poza nadmiernym machaniem energetyczną bronią, troszkę nie kupuję zaufania Ezry Bridgera do Maula. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie diaboliczny wygląd i czerwona klinga miecza świetlnego „delikatnie” podpowiadają, że to nie jest osoba, z którą warto się zaprzyjaźnić. Odcinek za to zdecydowanie rządzi pod względem wizualnym i wielości nawiązań do Expanded Universe. Piramida Sithów, pobojowisko przywodzące na myśl bardzo podobny wątek z Doliną Jedi, wreszcie holocron Sithów kropka w kropkę wzięty z ilustracji z gwiezdnowojennych przewodników… jeśli dodamy do tego nazwę Malachor i wspomnimy poprzednie odcinki, wyjdzie, że Rebels tworzą ludzie obeznani z dylogią Knights of the Old Republic. To im się ceni. Fragment z krzyżowym mieczem, na które puszczano gromy, okazał się być fajnym przerywnikiem. Z kolei pojawienie się Dartha Vadera, jak i jego pojedynek z Ahsoką zrobiły na mnie spore wrażenie. Mam nadzieję, że ten wątek jeszcze się rozwinie. Na koniec to, co było na końcu, czyli montaż scen z ukazaniem losów poszczególnych postaci – niby oklepane, ale pięknie zrealizowane. Jak dla mnie Twilight of the Apprentice spokojnie zasługuje na 8/10.

Cathia: Zachwalano mi ten odcinek na wszelkie sposoby, postanowiłam zatem się poświęcić niczym ta ofiara Majów i obejrzeć… Nie jestem może bardzo załamana, ale też nie widzę w tym finale nic nadzwyczajnego (chyba że pominęłam bardzo złe odsłony opowieści, a sądząc z poprzednich Głosów Redakcji, mogło tak być). Owszem, zawiązanie akcji fajne – w końcu tajemnicza Świątynia Sithów i to jeszcze na Malachorze to cud miód i orzeszki; zawsze lubiłam tego typu klimaty. Spopielone tudzież skamieniałe kształty Jedi i Sithów, rozrzucone miecze świetlne – Bogini, toż to zagadka prosząca wręcz o wyjaśnienie! Niestety, przeskoczyliśmy jednak głównie do naparzania się cepami, bo też pojedynki stanowiły znakomitą większość tego odcinka – niemniej jednak były to pojedynki, których rezultat był mniej lub bardziej przewidywalny. No, może poza trwałym – póki co – oślepieniem Kanana, bo przecież jakiś Inkwizytor zawsze musi zginąć w finale! Nie bardzo rozumiem jednak, dlaczego zastanawiacie się, jak obrażenia Jarrusa wpłyną na grupę – moim zdaniem nijak, w końcu już Obi-Wan w 1977 r. uczył Luke’a niepolegania na zmyśle wzroku.

Ostrzyłam sobie jednak ząbki na naparzankę finałową – Vader vs. Ahsoka i piekielnie się zawiodłam. Póki co, Lord Sithów jeszcze nie zdołał w Rebeliantach jakoś mnie pozytywnie zaskoczyć, nie wiem, skąd się brała ta jego zła sława… Jakim cudem nie zabił Ahsoki? Jakim, ja się pytam? Jakim cudem wszyscy, no poza Inkwizytorami, z tych ruin się jakoś wydostali? Mówiłam to poprzednio, powtórzę i teraz: nie da się zbudować dobrej opowieści bez ofiary, bez poświęcenia. Przykro mi, do mnie to nie przemawia. Podobnie jak od lat nie przemawia do mnie wskrzeszany Maul, który choć tutaj był przynajmniej trochę diaboliczny, tak jednak nie kupuję jego przetrwania rozczłonkowania na Naboo. Ciekawi mnie jednak – podobnie jak Marika – kierunek, w którym twórcy poprowadzą postać Ezry. Chłopak siedzi z artefaktem Sithów, w dodatku wydawał się bardzo chętny i pojętny na nauki Maula… Oj, to może wyjść dobrze. O ile, oczywiście, będzie napisane dobrze. I historia ta nie będzie urozmaicana pomysłami wyciągniętymi z odwłoka, takimi jak pojawiający się tu element stający w szranki o tytuł największej bzdury Star Wars, nawet z Waru z Kryształowej gwiazdy – lightsaberkoptery… Na ducha Exara, naprawdę? Brrrr, jeśli to na tle ostatnich wydarzeń odcinek dobry, to ja może jednak nie posłucham następnym razem osób zachwalających… Tak profilaktycznie. Ocena: 5/10 (za Świątynię i holocron Sithów, wszystko jest zawsze lepsze z takimi elementami).

Kaelder: Twilight of the Apprentice okazał się pod wieloma względami świetnym zwieńczeniem sezonu Rebeliantów. Rozpoczęto od wprowadzenia w lokację przywodzącą na myśl wielu miłośnikom Knights of the Old Republic II pewną planetę, na której rozegrał się ostatni rozdział gry komputerowej. Nie omieszkano przy tym wprowadzić Świątynię Sithów, śladów walki pomiędzy Jedi a Sithami i tajemniczego holocrona, który miał zawierać wiedzę na temat Ciemnej Strony Mocy. Natomiast w myśl powiedzenia „co nas nie zabije, to nas wzmocni” postanowiono wprowadzić do gry (już nie Dartha) Maula, prezentującego się Ezrze jako „stary Mistrz”, którego próbują odnaleźć Inkwizytorzy. Dlaczego jednak chłopak tak szybko zaufał obcemu mężczyźnie? Owszem Zabrak był dość przekonujący, ale sam fakt strasznego kręcenia, udzielania unikających odpowiedzi i określeniu siebie jako byłego użytkownika Ciemnej Strony Mocy powinien zaniepokoić nawet Ezrę. Tymczasem po kilkunastu minutach był gotów porzucić swoich przyjaciół i pójść za Maulem. Poza tym, nikt nie zwrócił uwagi, skąd u Zabraka normalne, a nie mechaniczne nogi?

Cały jednak urok i piękno odcinka szlag trafił po dość wdzięcznym wykorzystaniu obracającego się miecza świetlnego jako wirnika helikoptera. Dzięki niemu Inkwizytorzy radośnie przemieszczali się z jednego punktu do drugiego, wzbudzając u niektórych konsternację i zdziwienie. W konsekwencji ich widok zamiast strachu i szacunku budził gromki śmiech. Natomiast utrata wzroku przez Kanana bardzo przypominała obrażenia doznane przez Rahma Kotę. Inkwizytorzy, nie licząc „wysokich lotów”, nie popisali się zbytnio i dość szybko dokonali swego żywota. Wielkie nadzieję pokładałem w pojedynku Mistrza i Uczennicy, czyli Dartha Vadera i Ahsoki Tano. I przyznam szczerze, że częściowo mój apetyt został zaspokojony. Owszem pojawił się dosyć emocjonujący dialog, kilka ostrych słów i mocna walka na miecze świetlne, jednak czegoś mi tutaj jeszcze zabrakło. Sama reakcja Ahsoki na pojawienie się Vadera przypominała spotkanie z Obi-Wanem na Gwieździe Śmierci i dialog, jaki się wówczas wywiązał pomiędzy dwojgiem byłych przyjaciół oraz Jedi. Koniec końców wszyscy zdołali uciec ze Świątyni Sithów – Vader, Ahsoka, załoga „Ducha”, a nawet Maul. Ode mnie odcinek otrzymuje ocenę 9/10 głównie za fabułę, elementy zaczerpnięte z EU i wpłacenie nieszczęsnego Maula.

Biorąc pod uwagę ostatnią scenę z Ezrą i otwarciem holocronu Sithów, coraz mocniej zaczynam wierzyć w teorię, jakoby to ten młody chłopak był w rzeczywistości Najwyższym Przywódcą Snokiem. Zresztą nie bez znaczenia było odnalezienie przez niego miecza świetlnego z niestabilny kryształem, który przypominał ten posiadany przez Kylo Rena. Teraz pozostaje wyczekiwać kolejnego sezonu Rebeliantów, by przekonać się, co wydarzy się później, i z kim zmierzą się nasi bohaterowie.

Średnia ocena odcinka: 8/10

Średnia ocena sezonu: 6,5/10