Kwietniowy numer Star Wars Komiksu dostarczył nam dwie historie. Pierwszą z nich jest pięciozeszytowy Lando, który w USA ukazał się rok temu, druga to dokończenie Rozbitego Imperium z poprzedniego wydania SWK. Jako fanka czasów po Powrocie Jedi dużo bardziej czekałam ten drugi tytuł, tym bardziej, że Lando nie zachęcał mnie swoimi rysunkami. Właściwie to w ogóle nie miałam ochoty go czytać, ale na szczęście często się mylę i tak też było tym razem.
Akcja komiksu o Calrissianie toczy się między Nową nadzieją a Imperium kontratakuje, gdy Lando jeszcze nie był administratorem Miasta w Chmurach, a szmuglerem. Tym razem zapragnął ukraść drogocenny imperialny statek, tyle że nie wiedział, do kogo należy… Jeśli czytaliście to wiecie, jeśli nie, to nie będę psuła Wam zabawy. Mogę za to powiedzieć, że równie ważnym bohaterem jak Lando jest Lobot. Właściwie to nawet najciekawszym. Wreszcie dowiadujemy się czegoś o jego implantach i przeszłości, która przynajmniej dla mnie nie była oczywista. Sama fabuła pozytywnie mnie zaskoczyła, chociaż nie było w niej czegoś szczególnie nowego ani oryginalnego. Przyjemnie się to czytało, chciałabym więcej takich komiksów.
Jak już wcześniej pisałam, od Landa odrzucały mnie rysunki. Tak było jednak, zanim się do niego porządnie zabrałam. Alex Maleev świetnie rysuje pomieszczenia i przestrzeń kosmiczną. Czasem tylko nie do końca pasuje mi jego styl przy rysowaniu twarzy postaci, ale poza tym nie mam na co narzekać.
Przechodząc do tematu Shattered Empire, szkoda, że ta historia została zawarta w dwóch SWK, a nie jednym. Trudno wciągnąć się w komiks, który ma cztery zeszyty i jeszcze zostaje podzielony na pół… Mimo to, końcówka pozostawiła we mnie takie same uczucia jak początek, czyli bardzo pozytywne. Żałuję tylko że nie była dłuższa; komiksów i książek, których akcja toczy się po Powrocie Jedi jest jak na lekarstwo. Mam nadzieję, że postacie z Rozbitego Imperium jeszcze pojawią się w kanonie, chętnie poczytałabym więcej o rodzicach Damerona. Podobało mi się też pojawienie się Luke’a; nie było zrobione na siłę, tak jak to czasem wpychają Wielką Trójkę tam, gdzie jest totalnie niepotrzebna, np. Han i Chewbacca w Aftermath.
Rysunkami w Rozbitym Imperium zajęły się aż trzy osoby – Marco Checcheto, Emilio Laiso i Angel Unzueta. Ich styl przypominał mi trochę prace Duursemy, która jest moją lubioną rysowniczką. Co prawda nie jestem znawcą w tym temacie, ale kreska bez udziwnień, jaką zostało narysowane Shattered Empire to taka, którą lubię najbardziej.
Podsumowując, kwietniowy Star Wars Komiks to produkt zdecydowanie wart kupna. Obie zamieszczone w nim historie na pewno spodobają się fanom, w szczególności Lando, którego klimat jest typowo gwiezdnowojenny. Druga połowa Rozbitego Imperium przypadnie do gustu wielbicielom ery po Epizodzie VI, chociaż zajmuje nieporównywalnie miej miejsca niż komiks o Calrissianie. Polecam wszystkim, nie uznacie czasu za stracony.