Trylogia sequeli, która nie powstała

Po seansie Przebudzenia Mocy pojawiły się głosy niezadowolenia zarówno ze strony zagorzałych fanów uniwersum wykreowanego przez George’a Lucasa, jak i wśród osób, które zapoznały się wcześniej ze Starą Trylogią. Największym zarzutem okazało się podobieństwo fabularne do Nowej nadziei oraz szafowanie przez scenarzystów doskonale znanymi motywami czy archetypami. Zanim jednak pojawiły się jakiekolwiek plany czy zarysy scenariusza dotyczącego przygód młodej Rey, zbuntowanego szturmowca Finna i dzielnego pilota Ruchu Oporu Poe, w głowie Lucasa jawiły się dalsze części przygód Luke’a Skywalkera po wydarzeniach znanych z Powrotu Jedi.

O Trylogii Sequeli mówiono już w trakcie kręcenia czwartej części Gwiezdnych wojen, czyli w 1976 roku. Wtedy też Mark Hamill podobno spotkał się z Georgem Lucasem i otrzymał od reżysera propozycję udziału w Epizodzie IX planowanym na 2011 rok. Wedle słów twórcy sagi, „postać Luke’a Skywalkera miała być upodobniona do Obi-Wana Kenobiego, który przekazuje miecz świetlny kolejnej generacji”. Prawdopodobnie nie ma w tym wiele prawdy, ale kto wie? Dwa lata później informacje o produkcji kolejnych sequeli podawał magazyn TIME, przy czym wskazywał on na pojawienie się łącznie czterech trylogii. Wraz z sukcesem Nowej nadziei i pracach nad jej kontynuacjami, plany dotyczące przyszłych części zaczęły ulegać diametralnej zmianie. Od 1979 roku zaczęto już mówić o powstaniu trzech trylogii, przy czym Lucas opisywał potencjalne sequele jako przedstawienie dalszych losów Luke’a po wydarzeniach ze Starej Trylogii. Same filmy miały być z kolei bardziej ambitne i eteryczne. Czas, a konkretniej produkcja Powrotu Jedi, zweryfikował jednak zamiary twórcy. Przekazał on wówczas jasny komunikat: „kolejne trylogie będą wizjami kogoś innego”. Nie zarzucono jednak całkowicie samego projektu i niektóre z elementów przemycono do szóstej części Gwiezdnych wojen.

Gary Kurtz, producent Nowej nadziei i Imperium kontratakuje, stwierdził, że w grupie kreatywnej przedyskutowano fabuły sequeli. Zamierzano ukazać losy Skywalkera wśród Jedi, odszukanie przez niego zaginionej siostry (którą nie była wówczas Leia Organa) oraz ostateczne starcie z Imperatorem. Wśród licznych wywiadów i komentarze udzielanych przez George’a Lucasa w latach 80., można było dopatrzyć się pewnych wskazówek dotyczących szczegółowego zarysu fabularnego sequeli. Epizod VII miał rozgrywać się 20-40 lat po wydarzeniach z Powrotu Jedi, a całą trylogia dotyczyłaby odbudowy Republiki. Zdaniem reżysera byłaby to „saga, opowieść o grupie osób, rodzinie”. Luke byłby zakochany, a jednymi postaciami obecnym we wszystkich częściach byliby R2-D2 i C-3PO. Motywem przewodnim obrazu byłaby moralność i problemy natury filozoficznej – odróżnianie dobra od zła czy pojęcie sprawiedliwości.

Lata 1997-2012 to zapewnienia George’a Lucasa o braku jakichkolwiek planów dotyczących trylogii sequeli. Przy czym twierdził on wtedy, że nie pozwoli innym na tworzenie kontynuacji. Wyjaśniał też, dlaczego porzuca wcześniejsze projekty. W 1997 roku na konferencji prasowej z okazji wypuszczenia Edycji Specjalnej, stwierdził, że wszyscy pytali go „czy zamierzasz zrobić sequele pierwszych trzech części?”. W tamtym czasie, jak sam przekonywał, nie posiadał żadnego scenariusza czy też jego zarysu. Uważał wtedy, że świetnym pomysłem byłoby wciągnięcie aktorów (m.in. Marka Hamilla, Carrie Fisher i Harrisona Forda) do następnych części, gdy będą w wieku 60-70 lat, a kolejne trzy epizody przedstawiałyby ich jako starsze osoby. Na łamach magazynu Star Wars Insider reżyser stwierdził, że „opowieść ma sześć epizodów, i jeśli kiedykolwiek ruszyłbym dalej, byłoby to coś, co byłoby zmyślone. Nie mam innego pomysłu poza tym, że byłoby interesujące zobaczyć, czym dalej zajmuje się Luke Skywalker. Opowieść nie byłaby częścią dotychczasowych epizodów, a sequelem”. Udzielając wywiadu Vanity Fair w lutym 1999 roku również wskazywał na zakończenie Gwiezdnych wojen na sześciu epizodach i brak dalszych historii na kontynuacje. Poza tym w 2008 roku wyraźnie podkreślił, że sześć filmów tworzy historię Anakina i Luke’a Skywalkera. W momencie uchronienia galaktyki oraz odkupienia win swego ojca, zdaniem Lucasa historia zostaje domknięta.

Na konferencji prasowej w Nowym Jorku zorganizowanej w sierpniu 1999 roku, by pomówić o Mrocznym widmie, amerykański reżyser opisał tzw. „dziewięcioletnie zobowiązanie” konieczne do zrealizowania trylogii Gwiezdnych wojen. Osiem lat później, twórca Gwiezdnej Sagi opisał tworzenie filmów w tym wieku jako „pomysł, który wydawał się wtedy interesujący, jednak mało realistyczny obecnie”. Wyraźnie odciął się od swoich wcześniejszych wypowiedzi, tłumacząc, że mylnie je zinterpretowano. Po premierze Wojen klonów, która miała miejsce w 2008 roku, udzielił on wywiadu Total Film. Wykluczył wtedy możliwość nakręcenia Gwiezdnych wojen przez kogoś innego, a zapytany o to, czy byłby zadowolony z nowych części nakręconych po swej śmierci, stwierdził, że pozostawił wyraźne instrukcje dotyczące nie tworzenia nowych materiałów. Jego zdaniem Epizody VII-IX miały nie powstać, ponieważ nie było już czego opowiadać. Wspominał jednak o książkach, w których przedstawiano wydarzenia rozgrywające się po szóstej części. Gwiezdne wojny to, jak już sam wskazywał, tragedia Dartha Vadera, a wraz z jego śmiercią nie dochodzi do sklonowania Imperatora ani ślubu Luke’a. Na temat sequeli głos zabrał także Timothy Zahn – autor popularnej wśród fanów Gwiezdnych wojen Trylogii Thrawna. Miał on być poinformowany przez Lucasa kilkanaście lat temu o planach odnośnie następnych filmów i tego, że miały dotyczyć trzech pokoleń. Część siódma, ósma i dziewiąta uwzględniałaby dzieci Luke’a. Powodem niechęci Lucasa do kręcenia kolejnych części i porzucenia wcześniejszych koncepcji, była krytyka fanów względem trylogii prequeli.

Przełomowym momentem był 2012 rok, kiedy Disney wykupiło od George’a Lucasa firmę Lucasfilm, zyskując tym samym pełnię praw do marki Star Wars. Wiadomość o tworzeniu kolejnych części rozgrywających się po Powrocie Jedi zelektryzowała fanów na całym świecie, a wspomnienie o realizacji spin-offów i zamiarze serwowania nowych filmów z uniwersum Gwiezdnych wojen co roku dodatkowo podgrzało atmosferę. Na temat zaangażowania Lucasa w Przebudzeniu Mocy mówiono wiele. Disney niechętne widziało go na planie nowej części, jednak w końcu został on kreatywnym konsultantem we wcześniejszej fazie prac nad filmem. Kasowy sukces obrazu nie ucieszył jednak wszystkich. Głośno zrobiło się wokół wypowiedzi amerykańskiego reżysera, który określił Przebudzenie Mocy jako film zbyt „retro”, a sprzedaż praw Disneyowi określił mianem „transakcji z białymi handlarzami niewolników zabierającymi rzeczy…”. Za swoje słowa musiał rzecz jasna przeprosić. Nie zmienia to faktu, że pewne elementy zostały wykorzystane w nowych filmach. W oczekiwaniu na ósmą część, wszyscy z pewnością będą zastanawiali się, kim okażą się rodzice Rey, i jaka tajemnica związana jest z jej pochodzeniem. Pytanie też, czy Disney sięgnie jeszcze po koncepcje przygotowane przez Lucasa. Dowiemy się o tym najprawdopodobniej za rok, po premierze Epizodu VIII.