Wola Mocy – prawda czy mit?

Jedi Przemo: Nigdy specjalnie nie kryłeś się z faktem, że bardzo podobają Ci się poglądy Kreii na temat Mocy, możesz rozwinąć, co konkretnie Cię tak urzekło w jej filozofii? Jaki jest Twój pogląd na Moc?

Marik Vao: Rzeczywiście, Kreia to moja ulubiona postać, między innymi ze względu na jej niespotykane w Star Wars poglądy. Już samo to, że nie lubi droidów to coś, co ją bardzo wyróżnia na tle bohaterów, którzy traktują je jak istoty żywe, a nie przedmioty. Jednak najciekawszym jej poglądem jest to, że Moc ma wolę, ale nie taką, jak ją widzą Jedi, którzy za równowagę uważali brak Ciemnej Strony w galaktyce. Kreia powiedziała: „Nienawidzę Mocy i że wydaje się, iż kontroluje nas by osiągnąć jakiś rodzaj równowagi, podczas gdy niezliczone istoty giną.” Takie podejście tłumaczy w pewien sposób całe Gwiezdne wojny, które są niekończącą się walką między Ciemną i Jasną Stroną, a równowaga zostaje przywrócona jedynie na chwilę w całej tej historii. Czy to nie wspaniałe?

Jedi Przemo: Wydaje mi się, że Kreia widzi Moc raczej jako jakiegoś rodzaju znudzonego boga, który dla rozrywki doprowadza do wojen Jedi i Sithów niczym walki gladiatorów. Według mnie zdecydowanie nadinterpretuje w ten sposób postrzeganie Mocy przez kogokolwiek, ponieważ nie potrafię się zgodzić z tym, że Moc ma taką wolę, jaką my rozumiemy. Jak zresztą mogłaby ją mieć, skoro tworzą ją świadomości wszystkich istot z galaktyki?

Marik Vao: A jednak! Pamiętasz mistrza Zao z serii Republika? Wsłuchiwał się w wolę Mocy i w jakiś sposób znajdował się nagle w miejscach, gdzie był potrzebny. Przeskakując między uniwersami: pamiętasz Avatara? Tam też istniał jeden wielki mózg świata, a istoty go zamieszkujące się z nim komunikowały i – w pewnym sensie – współtworzyły. Może tak samo wygląda sprawa z wolą Mocy, mimo tego, że pochodzi od istot żywych w galaktyce. Co więcej, historia Star Wars to opowieść o tym, że zawsze gdy Sithowie albo Jedi mają wyginąć, zjawia się ktoś, kto ma tak dużo szczęścia i potęgi we władaniu Mocą, że potrafi wywalczyć przetrwanie swojej frakcji. Filmy opowiadają o takich okolicznościach, tak samo trylogia Dartha Bane’a, KotORy, a nawetDziedzictwo Mocy. Zawsze znajdzie się jakiś Jedi albo Sith, który wywalczy przetrwanie któregoś z zakonów.

Jedi Przemo: Wsłuchiwał się w wolę, czy też może widział skrawki przyszłości? Widząc przyszłe wydarzenia bardzo łatwo nabrać pewności, że ktoś je z góry ustala. Równie dobrze kontakt i zestrojenie się z tak potężnym źródłem energii może powodować, że niektórzy będą w stanie „przekalkulować” przyszłość biorąc pod uwagę dosłownie wszystkie czynniki z galaktyki, a wynik umysł definiuje jako wizja Mocy. Owszem, bo każdy kocha pojedynczych bohaterów, ale ile w tym woli Mocy, a ile mieszanki genów, własnych umiejętności i błędów przeciwnika? To była sprawka Mocy, że Vader i Sidious (zwłaszcza on!) przy całej swojej skrupulatności i potędze Imperium nie byli w stanie znaleźć wszystkich Jedi? I odwrotnie, to tylko zasługa woli Mocy, że Darth Bane przetrwał jako jedyny? Bo według mnie taki był dokładnie jego plan i nie było w tym ani odrobiny przypadku.

Kreia

Marik Vao: Patrząc na wypowiedzi Zao trudno byłoby stwierdzić, że rzeczywiście widział przyszłość. Określał siebie i jemu podobnych jako listki na wietrze. Nie wiedział, gdzie idzie, ale podążał za wolą Mocy. „Każdy kocha pojedynczych bohaterów” to nie jest wytłumaczenie in-universe. Wiadomo, że wszystkie te przypadki to efekt schematu fabularnego, jednak poszukajmy wytłumaczenia wewnątrz Gwiezdnych wojen. Co do Sidiousa i Bane’a, to każdy ma jakiś plan. Jednak nie każdemu udaje się go zrealizować, mimo że nieraz wszystko wisi na włosku. Jeśli czytałeś Labirynt zła albo oglądałeś ostatni sezon The Clone Wars, to wiesz jak blisko było do upadku całego spisku Palpatine’a. Tak samo było z Banem, który otarł się o śmierć kilka razy, a Jedi byli bardzo bliscy odnalezienia go, ale zawsze się udawało. Takich przykładów są dziesiątki i nie może to być jedynie dzieło przypadku. Najbardziej logiczną odpowiedź podaje Kreia, jeszcze zanim doszło do większości z tych zdarzeń: wola Mocy.

Jedi Przemo: Zatem można to też uznać za instynkt, podobny do tego, który wykazują migrujące zwierzęta. Nie są do końca świadome jego źródła, ale to nie oznacza, że do uszu im szepcze Moc mówiąc „za 200 metrów trzymaj się lewego pasa”. Równie dobrze może to wynikać z nieświadomego wyczuwania gdzie będzie potrzebny, Expanded Universe nas przyzwyczaiło do tego, ze praktycznie każdy użytkownik Mocy wyróżniał się jakąś wyjątkową zdolnością. Owszem, były bliskie upadku, ale dlaczego? Z powodu błędów. Błędów w procesie produkcyjnym, błędów przy pospiesznej ucieczce. To są niedopatrzenia, które szybko zostały naprawione przez działania. Czy gdyby wola Mocy w tym naprawdę miała swój udział, to czy pozwoliłaby na popełnienie tych błędów, albo na skuteczne ich naprawienie? To, że przykładów są dziesiątki tylko obrazuje, że nie ma planów doskonałych i zawsze może coś pójść nie tak. Wola Mocy to bardzo wygodne wytłumaczenie własnych porażek.

Marik Vao: Jak sam przyznałeś – nie ma planów doskonałych. Tylko jedni – mimo planu, który może zawalić w wielu punktach – dają radę, jak Palpatine, a inni wpadają w pułapkę i wychodzą z niej cało. Tego drugiego przykładem może być Bane, który został zaskoczony przez najsprawniejszego w walce mieczem Kas’ima, a i tak przeżył. Było blisko, ale się udało. Niedowiarki mogą mówić o szczęściu, a ja powiedziałbym raczej, że to wola Mocy. Wygląda na to, że to właśnie kwestia tego, w co się wierzy, ale nie zaprzeczysz chyba, że Kreia ma dość dobrą interpretację.

Jedi Przemo: Według mnie to, czy ktoś wyjdzie cało z tarapatów zależy od jego umiejętności i czynników typu sojusznicy i właśnie to jest tym języczkiem u wagi w takich sytuacjach. Niedowiarki mogą mówić o szczęściu, Ty o woli Mocy, ale jak sam zauważyłeś, to kwestia wiary. Ja wierzę, że Moc jest neutralna, nikogo nie faworyzuje, nikogo nie opuszcza, po prostu jest i daje możliwości. Zrzucanie na nią odpowiedzialności za wszystko, co się stało w galaktyce to zwyczajny brak pogodzenia się z faktami. Kreia była bardzo rozżalona i rozczarowana. Revan, Jedi, Sithowie, wszyscy ją zawiedli i dlatego poszukała wspólnego mianownika i znalazła – Moc. Skoro wszyscy, pomimo swoich różnic ją zawiedli to oznacza, ze wszystkiemu była winna Moc.

Marik Vao: Uważasz, że Kreia była rozczarowana Revanem? Na jakiej to podstawie? Jednak odnoszę wrażenie, że ktoś o tak głębokich przemyśleniach nie może być zwyczajnie rozżalony. Kreia rzadko ujawniała swoje emocje, ale bardzo chętnie dzieliła się przemyśleniami. Fakt, że była najpierw Jedi, a potem Sithem tylko wspiera argument, że była znawcą Mocy i miała perspektywę dużo szerszą, niż większość osób w całej historii galaktyki. Co więcej, do podobnych wniosków doszła Daala i Sojusz Galaktyczny pod koniec Dziedzictwa Mocy. Wszystkie konflikty w historii kręciły się wokół Jedi i Sithów, wciągając w nie niezliczone zastępy mieszkańców galaktyki, więc najbezpieczniejszym wydawało się odsunięcie Jedi od państwowości. Być może w galaktyce trwałby pokój, gdyby Kreia osiągnęła swój cel zniszczenia Mocy.

Revan

Jedi Przemo: Ponieważ zaginął i zawiódł ją jako Jedi (nie pokonał wszystkich Sithów) oraz jako Sith (nie pokonał wszystkich Jedi). Podziwiała go, uważała za najważniejszą osobę w galaktyce, ale ostatecznie zniknął i pozostawił wszystkich samym sobie. To, że miała głębokie przemyślenia i ukrywała emocje nie oznacza, że nie była rozżalona. Tym bardziej święcie wierzyła w to, co twierdziła, ponieważ wszystko sobie przemyślała i rzadko kiedy pozwalała swoim emocjom zapanować nad sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że się mogła mylić. Revan osiągnął wszystko, co mógł po obu stronach Mocy i nie doszedł do takich wniosków, wypracował własne i dalekie były od obwiniania Mocy o wszelkie zło w galaktyce. Pogląd, że wszelkie konflikty powodują Jedi przewijał się przez EU w każdym okresie (czasy KotORa, Wojen Klonów, Imperium, Dziedzictwa…) wiec to nie jest nic nowego i tym bardziej jest to błędne rozumowanie. Rakatanie, Xim Despota, Yuuzhan Vongowie, to tylko przykłady konfliktów, których inicjatorami nie byli ani Jedi ani Sithowie, a historia zna ich więcej. Idąc tym tokiem, należałoby zniszczyć wyłącznie Ciemną Stronę, ponieważ to ona generowała większość konfliktów. Ponadto widać tu dziury w logice Kreii, jeśli to Moc tworzy i wiąże życie (co nam się wpaja od samego powstania Star Wars), to co by osiągnęła niszcząc ją? Anihilację wszystkich istot w Galaktyce? Faktycznie, to byłby jedyny sposób na pokój, zabicie dosłownie każdego, ponieważ konflikty istniałyby niezależnie od istnienia Mocy, nawet jeśli nie spowodowane chęcią dominacji to chęcią przetrwania – czysta ewolucja.

Marik Vao: A masz jakiś cytat na poparcie tezy o tym, że była zawiedziona Revanem, albo że oczekiwała od niego takich czynów? Zarówno Xim i Rakatanie to bardziej prahistoria galaktyki, niż rzeczywista historia i znamy te opowieści tylko z relacji postaci, a nie z właściwych źródeł, więc trudno używać ich jako argumentu, bo są to szczątkowe informacje. Vongowie też byli silnie związani z Jedi, których nienawidzili i Nowa Republika nadstawiała za nich karku. Nie wspomnę już o Vergere, która manipulowała Yuuzhanami, a była przecież Sithem – znów mamy powrót starego konfliktu. Argument o niszczeniu Ciemnej Strony też nie jest trafiony, ponieważ samo istnienie Jedi „prowokowało” powstawanie wyznawców Ciemnej Strony. Zarówno Alema Rar, jak Kyp Durron albo Gantoris to osoby, które były Jedi i dały się zwieść. No i właśnie – czułem, że do tego dojdziemy. Nawet na Ossusie do dziś widnieje informacja jakoby Kreia chciała zniszczyć całe życie w galaktyce. Jednak twierdzenie, że bez Mocy nie może być życia jest tylko nauką Jedi i nie jest niczym potwierdzonym. Co więcej, istnieją galaktyki, gdzie Mocy nie ma, a życie istnieje. W końcu Star Wars dzieje się w odległej galaktyce (w domyśle: od naszej)!

Jedi Przemo: A czy jakikolwiek mistrz nie byłby rozczarowany, gdyby jego najzdolniejszy uczeń zaginął bez wieści? Naprawdę trzeba to powiedzieć wprost? Może i prahistoria, ale ani Jedi ani Sithowie wtedy nie mieli udziału w tych walkach, a raczej nikt nie pominąłby ich udziału. Vongowie nienawidzili Jedi, bo wiedzieli, że tylko oni są w stanie walczyć z nimi jak równy z równym, ale nigdy nie byli przyczyną ataku na ich galaktykę. Więcej, inwazja Vongów nastąpiła tak późno, bo bano się starcia z rycerzami! Vergere manipulowała tyle, ile mogła, po jej porwaniu dosyć szybko Yuuzhanie o niej zapomnieli, a samo jej zaangażowanie w politykę nie miało znaczenia dla wybuchu konfliktu. Vergere nie chciała zniszczyć Jedi, tylko ich przekonwertować, dlatego wpływała na Jacena w taki, a nie inny sposób. Bez Ciemnej Strony Jedi nie mieliby jak się zwieść, bo w końcu co by ich zwodziło? No to naprawdę świetny pogląd, zniszczmy wszystko, to nie będzie niczego, w tym wojen. Nie tylko Jedi tak uważali, same badania Dartha Plagueisa są oparte na przeświadczeniu, że życie jest zależne Mocy. Wiemy o dosłownie czterech galaktykach – odległej, Vongów, Firefist i imperium Ssi-Ruuvi, i w każdej z nich istnieje Moc i życie. Chyba, że wiesz o czymś, co pominąłem?

mini mapa galaktyki

Marik Vao: Wiadomo, Jedi i Sithów nie było w tamtych konfliktach, ponieważ jeszcze nie istnieli. Jednak istniała Jasna i Ciemna Strona, a wzmianki o Rakatanach też sugerują, że w ich społeczności istniał konflikt tych dwóch sił. Vergere rzeczywiście zmieniła Jacena, dzięki czemu Lumiya bez problemu przeciągnęła go ostatecznie na Ciemną Stronę. Gdyby inni Jedi przyjęli jej nauki, to przestaliby być Jedi, więc Zakon zostałby zniszczony. Więc co można zrobić, by zniszczyć Ciemną Stronę, skoro Jedi sami na nią przechodzą? Wygląda to jakby ktoś chciał, żeby jedna i druga frakcja miała swoich przedstawicieli. Czyżby znów wola Mocy? To, że badania Plagueisa przyniosły efekty, nie znaczy, że jego założenia były bezbłędne. W końcu nawet szamani Nelvaan przewidzieli przybycie Anakina, a przecież byli prymitywnym ludem. Wiemy też o naszej galaktyce, gdzie Mocy nie ma. Poza tym, fakt, że jest w czterech nie znaczy, że wszędzie musi być. Na Ziemi jest woda, ale to nie znaczy, że jest na każdej innej planecie.

Jedi Przemo: No właśnie – nie istnieli, więc to nie oni stoją za wszystkimi wojnami. Sami Rakatanie w swoich technologiach korzystali tylko z Ciemnej Strony, co w końcu uodporniło ich całkowicie na Moc. Konflikt wśród nich pojawił się po upadku Bezkresnego Imperium, więc ciężko tu argumentować, że źródłem konfliktu była Moc. Jakby nie było Ciemnej Strony, to Jedi by na nią nie przechodzili, ale to założenie, że wszystkie istoty byłyby z natury dobre, rzeczywistość jest inna, a wszystko sprowadza się do wyboru. Żadna wola Mocy nie kopnęła Anakina w tyłek żeby przekroczył granicę Ciemnej Strony, to był tylko i wyłącznie jego wybór i jego głupota. Skoro Plagueis jako jedyny osiągnął na tym polu sukces to możemy uznać, że jego założenia, jako punkt wyjścia wszystkich jego badań musiały być właściwe. Przez przypadek tego wszystkiego nie osiągnął. Co do przewidzenia narodzin Anakina, to wracamy do początku naszej dyskusji o tym, czym według nas są wizje Mocy. W naszej galaktyce nie ma Mocy, ale cytując Ciebie „to nie jest wytłumaczenie in-universe”, ponieważ musielibyśmy przyjąć wiele innych rzeczy sprzecznych z fizyką, żeby wrzucać do jednego worka te czasoprzestrzenie. Nie możemy się też opierać na czymś, czego nie wiemy, ponieważ możemy w ten sposób założyć absolutnie wszystko. Wiemy o istnieniu czterech galaktyk i innego wymiaru, z którego pochodził Waru. We wszystkich istniała zarówno Moc, jak i życie.

Ponieważ rozmowa zatoczyła koło, to możemy przejść do podsumowania. Myślę jednak, że ta dyskusja sprowadza się ostatecznie do kwestii wiary w istotę Mocy. Ty sądzisz, że jest ona dogłębnie samoświadoma i istnieje coś takiego jak Wola Mocy, która kieruje wydarzeniami w galaktyce. Natomiast ja uważam, że Moc to po prostu zbiorowa świadomość, która wykracza poza nasze pojmowanie, ale na pewno nie ingeruje w życie, a co najwyżej daje możliwości i tylko od istot zależy jak z nich skorzystają.

Marik Vao: Studiowanie historii nauczyło mnie jednej rzeczy: historia to zbiór półprawd i teorii. Jeśli o Rakatanach wiemy tylko z relacji postaci, a nie z właściwych źródeł, nie możemy użyć ich jako dowodu w żadnej sprawie. Po prostu – są niewiarygodne. Jednak musiało dość do wielu, często mało prawdopodobnych, wydarzeń, by Anakin mógł przejść na Ciemną Stronę. Samo to, że wygrał wyścig na Tatooine, to dość mocny – jak to ująłeś – kopniak w tyłek. I znów wracamy do historii – wiele wielkich odkryć było dziełem przypadku albo opierały się na złych założeniach, a dopiero późniejsze odkrycia wyjaśniały dlaczego coś w ogóle działało. No i właśnie tutaj się nie zgodzimy. Nasza galaktyka też istnieje w uniwersum Star Wars – po prostu nikt do niej nie dotarł, bo jest daleko, a różnice w fizyce też da się wyjaśnić. Jedna z fanek zrobiła to dość dogłębnie na jednym z konwentów (przepraszam, nie pamiętam kiedy to było).

No więc niestety – zgodnie z naszą redakcyjną tradycją – zgadzamy się, że się nie zgadzamy. Ja – mimo że osobiście wątpię we wszelkiego rodzaju przeznaczenie – uważam, że nawet przypadki mają swoje granice, a wytłumaczenie Kreii jest w pełni logiczne i uzasadnione, a Ty omijasz dopatrywania się powtarzających się wzorców. Tak, czy inaczej, dziękuję za dyskusję.

Marik Vao

jediprzemo