„Rebels 3×10: An Inside Man”

Dark Dragon: Jest coraz lepiej. Odcinek od początku sprawia dobre wrażenie. Bardzo dobrze wypada scena z „testowaniem” sprzętu Imperium na zlecenie Thrawna. Nie tylko śmierć jednego z robotników (z oczywistych względów swoiście ocenzurowana), ale wszystkie dialogi w wykonaniu Thrawna wypadają wyśmienicie. Podobał mi się też sam projekt fabryki. Tożsamość nowego Fulcruma zostaje ujawniona i zaskoczenia nie ma, jednak nie odbieram tego jako wady – myślę, że to może ciekawie rozbudować tę postać. Sympatycznie zobaczyć chociaż schematy TIE Defendera (wcześniej jego wystąpienie w kanonie to nowy Battlefront oraz mobilny Commander).

Coś z wad dla równowagi – cięcia kosztów widoczne m.in. przy projekcie robotników – niemal wszyscy są jednakowi (oprócz kluczowych postaci). Można to wytłumaczyć tym, że Imperium dąży do pozbawiania ich tożsamości i własnego wyglądu… jednak banda bliźniaków nie wygląda dobrze. Przyczepię się też do faktu, że Ezra jak zawsze skradł strój szturmowca, który idealnie na niego pasuje (jak?). Nigdy nie widzieliśmy szturmowców wzrostu Ezry, jednak Imperium nigdy nie uważa tak przebranej postaci za przesadnie podejrzaną. 8/10.

Nadiru: Ciekawe też, że nikt się nie dziwi, że ten przykrótki szturmowiec-zwiadowca siedzi w bazie i jej pilnuje wraz ze zwykłym szturmowcem… Ale, cóż, serial przyzwyczaił nas do tego typu sytuacji. Przechodząc zaś do właściwej recenzji, An Inside Man rzeczywiście jest zdecydowanie lepszym odcinkiem, niż trzy ostatnie. Thrawn pokazuje zimne, wyrachowane okrucieństwo, o którym często zapominamy, idealizując wielkiego admirała, i wypada to tak, że aż ciarki mi przechodzą po plecach. Historia jest nieco typowa, z infiltracją, odkryciem nowego, supertajnego projektu (co jest kolejnym, podwójnym nawiązaniem do Legend, bo Thrawn i TIE Defendery były ze sobą mocno związane w grze TIE Fighter z 1993 roku), ale wykonano ją w znakomity sposób. Muszę też przyznać, że numer z tańczeniem wokół nóg AT-AT powalił mnie, nomen omen, z nóg.

Za zabawny uznaję fakt, że załoga „Ghosta” ponownie czystym przypadkiem trafia na Thrawna, akurat w tym samym momencie, gdy on znajduje się na Lothalu i wizytuje akurat tę konkretną fabrykę. A jest to zabawne dlatego, że w tak uwielbianej przez nas Trylogii Thrawna dzieje się to bez przerwy, przy czym miejsca Ezry, Kanana i spółki zajmują Luke, Han i spółka. Nie wiem, czy to świadome nawiązanie do dzieł Timothy’ego Zahna, ale nie sposób się przy tym nie uśmiechnąć. To powiedziawszy, przy An Inside Man znowu poczułem zagubiony gdzieś ostatnio potencjał Rebeliantów i przyznaję temu odcinkowi 9/10.

Krzywy: Serial Rebels to moje guilty pleasure, tak samo jak wcześniej The Clone Wars. Ostatni odcinek pomijając głupotki w postaci Ezry w pancerz – przecież nawet Luke Skywalker był za niski na szturmowca! – był całkiem w porządku. Niemniej jednak były zgrzyty – nie podoba mi się Thrawn, który posłał na śmierć robotnika tylko po to, by podkreślić swój punkt widzenia. Rządzenie poprzez strach to była domena Tarkina i liczyłem tutaj na nieco inne podejście.

Bardzo spodobał mi się manewr z przemianą Kallusa w Fulcruma. Ten imperialny oficer to całkiem fajna postać i chętnie widywałbym go częściej, tym razem mu kibicując. Nie mogę jednak wymazać z pamięci sceny, w której zrzucił jednego z żołnierzy w przepaść tylko dlatego, że był zirytowany – antybohaterem zostaje ktoś, kto był w stanie zamordować w okrutny sposób żołnierza będącego jego podkomendnym bez żadnego wyraźnego powodu. Do teraz nie rozumiem, jak to przeszło w bajce dla dzieci.

Taraissu: An Inside Man to miła odmiana po ostatnich, niespecjalnie porywających przygodach Rebeliantów. Tym razem mamy humor, fantazję, przygodę, Thrawna i nieoczekiwany zwrot akcji czyli przepis na udany odcinek! Pierwsza rzecz, która bardzo przypadła mi do gustu to bystre manewry wokół AT-AT. Zamiast fatalnej celności szturmowców dostaliśmy kreatywne wykorzystanie machin kroczących, co przypomina, że rebeliancką bystrością i brawurą można nadrobić braki w zaopatrzeniu czy szkoleniu. Na tym właśnie od początku opierała się Rebelia – na sile woli, dzięki której, wbrew statystyce, garstka wygrywała bitwy z dużo liczniejszym i lepiej uzbrojonym przeciwnikiem.

Bardzo miło, że Thrawn, podobnie jak w Legendach, jest związany z projektem TIE Defendera. Podoba mi się, że twórcy starają się aby wielki admirał był w 100% sobą. Ciekawy smaczek to wizerunek Mandalora na jednym z dzieł sztuki, które Thrawn studiuje. Demaskacja Kallusa jako Fulcruma jest bardzo satysfakcjonująca dla mojej rebelianckiej duszy. I jeszcze uwaga odnośnie przebrania Ezry, który wcale nie ma kostiumu zwykłego szturmowca, ascout troopera a.k.a. szturmowca-zwiadowcy. Jest to istotne z uwagi na budowę samego stroju. O ile szturmowcy mieli coś na kształt zbroi płytowej, o tyle zwiadowcy nosili na sobie mało plastiku, a dolną część ich „zbroi” stanowiła tkanina bez usztywnień. Pozwala to domniemywać, że strój ten łatwiej dopasowywał się do różnych gabarytów. Być może właśnie dlatego twórcy nie przebrali Ezry za zwykłego szturmowca. 8/10.