„Łotr 1” kontra „Przebudzenie Mocy” – złoczyńcy

Taraissu: Bez względu na przekonania (i liczebność) miłośników Imperium oraz Sithów, Star Wars to historia, w której zwyciężają ci dobrzy. Jednak aby dobro mogło zwyciężyć, musi mieć kogo pokonać. O ile porównanie nowej ekipy bohaterów z Łotra 1 i Przebudzenia Mocy wydaje się dość uczciwe, o tyle w przypadku złoczyńców sprawa nieco się komplikuje. A to z prostej przyczyny, jeśli pominiemy Dyrektora Krennica, to w pierwszym filmie z cyklu Gwiezdne wojny – historie, wszyscy pozostali „źli” bohaterowie to nasi starzy znajomi z Klasycznej Trylogii. W Epizodzie VII natomiast antagoniści to całkiem nowe postacie, które dopiero muszą zapracować na uwagę, a skoro są postaciami z trylogii, to i praca będzie dłuższa i bardziej mozolna. Myślę, że warto o tym pamiętać przy porównywaniu postaci i zadać sobie pytanie: czy aby na pewno jakiś dziwny koleś w czarnej masce i pelerynie, który dusi ludzi i macha jarzeniówką, wydałby się nam równie atrakcyjny, gdybyśmy widzieli go po raz pierwszy? A może jednak miałby w sobie coś równie komicznego, jak Kylo Ren?

Oczywiście cenię lorda Vadera, ale moim ulubionym „złym” z Klasycznej Trylogii był zawsze Tarkin. Na szczęście w Łotrze 1 nic nie traci ze swego uroku, a wręcz przeciwnie – zyskuje dzięki zestawieniu z kolegami po fachu. Drugim mocnym akcentem jest Orson Krennic, ambitny i zdeterminowany, wydaje się bardzo wiarygodny w swoich działaniach. Antagoniści w Łotrze 1, groźni, przebiegli i inteligentni, zdecydowanie są postaciami na miarę swoich przeciwników. W przypadku Przebudzenia Mocy narracja i bohaterowie wymuszają na złoczyńcach pewien styl, a właściwie jego brak. Przerysowany Hux czy Snoke (mocno kojarzący się z wizerunkiem Imperatora) nie wydają się specjalnie potężni, nie wzbudzają respektu ani lęku. Kylo Ren po ściągnięciu maski traci aurę tajemniczości i zamiast strachu, wzbudza co najwyżej litość. Wydaje się to wprawdzie celowym zabiegiem, ale nie da się ukryć, że Najwyższy Porządek w porównaniu do Imperium, wypada słabo. Uważam Przebudzenie Mocy za udaną kontynuacje Gwiezdnej Sagi, a postać Kylo Rena za interesujący eksperyment, ale wydaje mi się, że można to było zrobić lepiej. Być może w kontekście trylogii nasi złoczyńcy będą wydawać się nieco groźniejsi. Jednak na chwilę obecną starsi panowie pożądający wpływów (i Gwiazdy Śmierci) pokonują młodych gniewnych z Epizodu VII.

Nadiru: Po jednej stronie stoją dyrektor Orson Krennic, wielki moff Tarkin i, w bardzo, ale to bardzo ograniczonej roli, lord Darth Vader, a po drugiej Kylo Ren i generał Hux, z niewielkim wsparciem kapitan Phasmy i Najwyższego Przywódcy Snoke’a. Przy całej mojej sympatii (o ile da się to tak określić) do Kylo Rena, którego w przeciwieństwie do wielu fanów uważam za oryginalnego, fascynującego złoczyńcę, górą są „źli” z Łotra 1. Hux przy Tarkinie wypada blado, mimo że wcale nie jest złą postacią. Phasma wygląda olśniewająco (że tak to zabawnie ujmę) i ma robić wrażenie, ale ciężko jest przyćmić samego Dartha Vadera, z kolei Snoke w tych paru scenach nie pokazał nic szczególnie zajmującego. Kylo Ren i Orson Krennic stanowią zupełne przeciwieństwa, ale w tym porównaniu to Krennic wygrywa – być może dlatego, że tak dużo o nim wiemy, i tak dużo o nim mówi sam film? Może. Niewątpliwie jednak prezencja Krennica, jego charakter, styl, sposób mówienia, robią swoje i sprawiają, że nie sposób oderwać od niego wzroku i uwagi. Kylo to tak naprawdę jedna wielka tajemnica, którą dopiero musimy odkryć…. Wobec tego w moim zestawieniu złoczyńców wygrywa Łotr 1.

Marik Vao: Porównywanie złoczyńców z TFA i R1 jest nieco nieuczciwe, ponieważ Przebudzenie Mocy jest dopiero początkiem trylogii, a historia z Łotra 1 jest już zamknięta. Jednak pokusa jest zbyt silna. W Epizodzie VII Phasma została kompletnie zmarnowana po tym, jak w kadrze była obecna przez jakieś dwie minuty. Podobnie ma się sprawa ze Snokiem, który bardziej grał na wspomnieniach fanów o Imperatorze, niż wpływał na akcję. Na placu boju zostali Kylo Ren i gen. Hux. Hux stanowił zawód, bo jego postać została przerysowana do poziomu marnej parodii Hitlera. Widać, że miał być militarną opozycją dla Kylo Rena skupionego na sprawach Mocy, jednak tego konfliktu nie widać na pierwszy rzut oka. Sam Ben w Przebudzeniu jest średnim zalążkiem, który może dopiero rozwinąć się w pełnoprawnego złoczyńcę z klasą, ale na to na razie musimy zaczekać…

W Rogue One brakuje głównego złego. Niby miał być nim Orson Krennic, ale film wyraźnie pokazuje, że Tarkin i Vader nim rozgrywają. W efekcie Krennic sporo traci, ale nadal stanowi postać, której czasem kibicujemy, ale na końcu zachwycamy się tym, jak karma go dopadła. Tarkin mocno gra na uczuciach fanów, ale nie podważa to jego dobrej kreacji chłodnego silnego oficera. Vader na początku wygląda jak postać dodana jedynie „dla picu”, ale niech pierwszy kamień rzuci ten, kogo nie zachwyciła ostatnia scena filmu. Dlatego złoczyńcom z Łotra 1 przysługuje palma pierwszeństwa, a poprzeczka dla kolejnych filmów jest teraz ustawiona dość wysoko.

Cathia: Jak zapewne wiecie, mam wypaczony charakter. Dla mnie zawsze najistotniejsze są dla historii negatywne postaci, po nich bardzo często oceniam, jaka opowieść właściwie jest. Przed premierą Epizodu VII absolutnie zachwyciło mnie zdjęcie promocyjnie, przedstawiające Huxa i Kylo na mostku niszczyciela. Czułam tam moc starego dobrego Imperium. Niestety, wkrótce okazało się, że to była moc zaledwie wizualna. Całkiem ciekawie zapowiadający się Kylo, który w pierwszych scenach był naprawdę wyjątkowym badassem (scena z zatrzymywaniem promienia lasera to arcydzieło!), po chwili okazał się rozhisteryzowanym, niezrównoważonym nastolatkiem. Tak, wiem, że według kanonu ma pod trzydziestkę, ale w moim otoczeniu nie tak zachowują się ludzie dobiegający trzeciego krzyżyka. Przełknęłam jeszcze zdemolowanie mostka, bo i lord Vader skutecznie zaniżał stan kadry oficerskiej na swoich jednostkach, ale potem było już tylko gorzej. Kiedy Kylo wraz z Huxem staje przed Snoke’em, obaj zachowują się jak przedszkolaki „u pani” – gdzie im do holograficznego spotkania Vadera i Imperatora? Jeden zrzuca winę na drugiego i to ma być przywództwo sił zbrojnych Najwyższego Porządku? Litościwie nie rozpiszę się już o momencie zdjęcia maski – kiedy zamiast czuć olśnienie i strach, ja staram się nie śmiać, nie jest dobrze.

Dalej… Hux! Jest skrajnie przerysowany, oczywiście stylizowany na Hitlera, zwłaszcza podczas motywacyjnej przemowy w Bazie Starkiller. Owszem, przerysowanie nie jest grzechem śmiertelnym, ale jeśli ta scena jest tą, która ma nam Huxa zdefiniować, to nie do końca właściwy pomysł. Kompletnym przerostem formy nad treścią jest też kapitan Phasma, tak bijąca po oczach w materiałach promocyjnych (ku uciesze bardzo konkretnego targetu, jak mniemam), która przez cały film nie robi NIC, a na koniec ugina się przed trzema rebeliantami i wyłącza tarcze, co wystawia wszystko, w co podobno wierzy, na pastwę Sojuszu. Jeśli tylko nie dowiemy się, że była tajnym agentem Rebelii, to ta postać jest dla mnie skrajnie niewiarygodna. I wreszcie Snoke, który sprowokował tyle fanowskich teorii i dyskusji, który ma świetny temat muzyczny, ale mogę o nim powiedzieć raptem tyle, że przypomina mi Golluma i oddał taką zabawkę w ręce niekompetentnych idiotów. Test na czarne charaktery Przebudzenie Mocy oblewa spektakularnie.

Twórcy Łotra 1 mieli zadanie odrobinę łatwiejsze, bo akcja filmu rozgrywa się w bardzo określonym momencie i jednego z dwóch głównych złych mieli podanego na talerzu. Nie będę się tu wdawać w rozważania odnośnie jakości CGI wskrzeszającego mego ukochanego Petera Cushinga, niemniej Tarkin jest postacią, którą można wygrać wszystko. Zimny, bezlitosny, kalkulujący i bez wątpienia wybitny gubernator to mocny akcent Łotra, choć, oczywiście nie obyło się bez pewnych rozwiązań nietrzymających się do końca kupy w zestawieniu z Nową nadzieją. Lord Vader to kolejna ikona, której nikomu przedstawiać nie trzeba i o ile tylko nie ryczy z bólu jak ranny łoś, postać samograj. Tym bardziej, że łotrowy Vader to idealne połączenia Anakina i lorda Sithów z Epizodu IV. Rzuca niezłymi one-linerami (do niego należy nagroda za najlepszy tekst filmu – wicie, te ambicje zagrażające życiu lub zdrowiu), jednocześnie jednak widząc to, co wyczynia na pokładzie „Profundity”, można zrozumieć, dlaczego wszyscy woleli być daleko od niego… przynajmniej o system. Kilka osób narzekało wprawdzie na jego dynamikę walki, ale on wcale nie jest dużo bardziej ruchliwy, niż na Gwieździe Śmierci. On po prostu idzie do przodu ciężko, jak czołg.

No i oczywiście mamy bohatera zupełnie nowego, również jakościowo. Dyrektor Orson Krennic prezentuje się zupełnie odmiennie, niż oficerowie Imperium, których mieliśmy okazję oglądać dotychczas – nosi zabójczą pelerynkę, chodzi pod bronią, z obstawą. Tego jeszcze nie było… Krennic jest na tyle bezczelny, by stawiać czoła nie tylko Tarkinowi, ale i Vaderowi, co stanowi rzecz ryzykowną i raczej bez precedensu (Motti jednak był drugi!). Jest cholernie ambitny, choć ta ambicja go zaślepia, bo nawet ja nie mogę zrozumieć, dlaczego architekt miałby być dowódcą stacji bojowej – to tak, jakby dyrektor stoczni chciał dowodzić wybudowanym w niej lotniskowcem. Jest też tylko człowiekiem – popełnia błędy, wynikające z konkretnego doświadczenia życiowego, zamiast jednak nad tym biadolić, bierze sprawy w swoje ręce i chce je naprawić. Nie wspominając już o tym, że jako jedyny potrafi zachować zimną krew na Scarif i wziąć w garść ten dom publiczny, którego ogarnąć nie może dowódca garnizonu (oraz strzela lepiej od elitarnych szturmowców). Jest to zły, jakiego nie mieliśmy dotychczas w gwiezdnowojennych filmach i to sprawia, że dla mnie wybija się przed wszystkich, nawet przed Tarkina. Naprawdę, dobry czarny charakter w Star Wars nie potrzebuje mieć czerwonego miecza świetlnego, musi być po prostu dobrze napisany i zagrany. Oczywiście zestawienie wygrywa Łotr 1.

Kaelder: Tak, jak wspomnieli już niektórzy z moich przedmówcy złoczyńców z Przebudzenia Mocy i Łotra 1 więcej dzieli, niż łączy. W siódmej części największym zagrożeniem dla bohaterów jest Najwyższy Porządek, a wśród nich znajduje się kilka osobistości wyjątkowo lojalnych oraz zdeterminowanych, by zaprowadzić własną wizję sprawiedliwości w galaktyce. Jednak ani kapitan Phasma, generał Hux czy Kylo Ren nie wydają się być postaciami, których fan zapamięta ze względu na siłę, spryt czy inne szczególne przymioty odróżniające ich od zwykłych szturmowców lub oficerów. Każdy, kto widział film stwierdzi, że ustępują oni wobec swoich odpowiedników ze Starej Trylogii. Nieco inaczej wygląda to w przypadku przywódcy Snoke’a. Nie widzieliśmy go co prawda w akcji, ani nie znamy jego tożsamości (po sieci krążą różne teorie na ten temat), lecz sposób w jaki manipuluje podwładnymi i dowodzi Najwyższym Porządkiem przekonują, że w kolejnych epizodach stanie się on ogromnym zagrożeniem dla Ruchu Oporu.

W Łotrze 1 mamy z kolei bardziej wyrazistych szwarccharakterów. Na pierwszy plan wysuwa się charyzmatyczny i ambitny dyrektor imperialnego biura Orson Krennic, który za wszelką cenę próbuje dowieść swojej wartości. Budowa Gwiazdy śmierci i testy jej możliwości zakończone sukcesem miały pomóc w zaskarbieniu sobie zaufania u Imperatora. Poza nim mamy także gubernatora Tarkina dążącego do podkopania autorytetu Krennica oraz Dartha Vadera, którego determinacja była doskonale widoczna zwłaszcza w ostatnich scenach filmu łączącego filmu z czwartą częścią Starej Trylogii. Reasumując, skłaniam się ku złoczyńcom z Łotra 1 jako najlepiej przygotowanych na konfrontację z tymi dobrymi.

Dark Dragon: Porównanie znowu wydaje się niesprawiedliwe. Z jednej strony mamy przepełnionego ambicją Krennica, która to jednak finalnie prowadzi do jego zguby. Postać wykreowana całkiem zręcznie, niestety w filmie jego osoba jest przyćmiewania przez postacie drugoplanowe. W Rogue One takie role odgrywają Vader oraz Tarkin. Chociaż to nasi starzy znajomi, którzy mają za sobą sporą mitologię i można je popsuć, to jednak bardzo dobre postacie. Dodatkowo powtórzę się, że sceny z Vader to chyba spełnienie oczekiwań każdego długoletniego fana. Niestety teoretycznie to nie oni powinni być gwiazdami (Śmierci) Łotra 1. Mam trochę żalu o niepełne wykorzystanie potencjału nowego „złego”.

Z drugiej strony mamy rozdartego wewnętrznie Kylo Rena, czerpiącego wzorce z lidera faszystów generała Huxa, kapitan Phasmę o zmarnowanym potencjale oraz w dalszym ciągu owianego sporym całunem niewiadomych Snoke’a. Kylo potrafi całkiem sprawnie posługiwać się Mocą i kilkukrotnie zapewnił nam spektakularne widowisko. Uważam jego rozdarcie między jasną i ciemną stroną za ciekawe. Może trochę boli fakt, że ma niemal 30 lat, niemniej postać bardzo na plus. Role pozostałej trójki nie wydawały się jednak tak wielkie i znaczące. Cała ta tajemnica otaczająca tożsamość Snoke’a urosła do rangi konspiracji, a to o czymś świadczy. W przyszłości wartość tej postaci w siódmej części Gwiezdnej Sagi ulegnie zmianie. Na razie jednak uważam to za pozytyw. Mam dylemat i skłaniałbym się tu jednak ku remisowi.

Wynik naszej zabawy w porównywanie złoczyńców Łotra 1 i Przebudzenia Mocy niemalże jednogłośnie wygrywa pierwszy z dwójki filmów, wynikiem 5-0, z jednym remisem. A po której stronie stoicie Wy? Którzy złoczyńcy są Waszym zdaniem lepsi, ci z Epizodu VII, a może z pierwszej antologii? Podzielcie się z nami w komentarzach swoją opinią.