Poniższy artykuł zajął miejsce na podium konkursu Star Wars Extreme na najlepszy artykuł z marca 2017 roku.
Śmierć – nadejście przyjaciela, na którego zawsze się czeka
„Śmierć naturalną częścią życia jest. Raduj się tymi wokół ciebie, którzy przekształcają się w Moc. Nie opłakuj ich, nie tęsknij za nimi. Przywiązanie prowadzi do zazdrości. Cieniem chciwości jest ono.”
Tak o śmierci mówił Wielki Mistrz Zakonu Jedi – Yoda. W rozumieniu jasnej strony Mocy śmierć jest czymś naturalnym i nieuniknionym. Należy ją traktować jako ostateczne połączenie z Mocą, dzięki czemu istota staje się z nią jednością. Mistrzowie, którzy za życia w wysokim stopniu zrozumieli to mistyczne zjawisko, po śmierci są w stanie materializować się w postaci Duchów Mocy. Należy jednak zaznaczyć, iż taka egzystencja nie jest celem samym w sobie dla Jedi. Koniec życia jest końcem pewnego etapu, jednak nie końcem istnienia. Nawet jeżeli ktoś nie był dostatecznie biegły w Mocy, by pozostawić po sobie ślad w postaci „zjawy”, to w określonych miejscach, okolicznościach czy czasie, istniała możliwość porozumienia się z tymi, którzy odeszli bądź przynajmniej usłyszenia ich echa. Niezwykle trafnym podsumowaniem kresu życia posłużył się Obi-Wan Kenobi, podczas pojedynku z Darthem Vaderem, na pierwszej Gwieździe Śmierci: „Nie możesz mnie pokonać. Jeśli to zrobisz, stanę się potężniejszy, niż to sobie możesz wyobrazić.”
Potęga śmierci i strach przed nią
„Darth Plagueis był Mrocznym Lordem Sithów, tak potężnym i mądrym, że potrafił wpływać Mocą na midichloriany, by tworzyć… życie. Miał tak wielką wiedzę o ciemnej stronie, że mógł utrzymać przy życiu tych, na których mu zależało.”
Darth Sidious tymi słowami zasiał w Anakinie Skywalkerze ziarno wiecznego życia. Pokonanie śmierci było celem wielu Sithów. Chcieli trwać wiecznie, by rządzić galaktyką i by ich nauki były wieczne. W odróżnieniu od Jedi, Sithowie raczej lękali się kresu. Śmierć oznaczał dla nich całkowity koniec. Dla zdobycia nieśmiertelności chwytali się różnych sposobów, począwszy od eliminowania wszystkiego i wszystkich, którzy zagrażaliby ich trwaniu, przez szukanie starożytnej wiedzy, po tworzenie własnych holokronów i przenoszenie w nie jak największej cząstki siebie. Prócz powszechnie znanej legendy Darth Plagueisa, wiele w pokonaniu śmierci poczynił starożytny Mroczny Lord Sithów – Darth Andeddu. Czynił on studia nad procesem utrwalenia „esencji duszy”, dzięki czemu mimo śmierci ciała, istota mogła żyć dalej. Należy zaznaczyć, iż takie trwanie było czymś zgoła innym, niż zwykły żywot, a wchodzenie w interakcje wymagało pewnych sprzyjających okoliczności, jak choćby pojawienie się innego użytkownika Mocy czy istoty, z której można było „wyssać” energię życiową. Technika ta jednak nie była do końca doskonała, ponieważ ktoś potężny Mocą, mógł unicestwić ostatecznie kogoś będącego na krawędzi życia i śmierci. By kompleksowo podejść do tematu, należałoby też przywołać technikę przenoszenia myśli do sklonowanego ciała, jednak ta metoda miała swoje ograniczenia i była mocno uzależniona od innych osób.
Śmierć śmierci nierówna
Opierając się na powyższych założeniach, należałoby stwierdzić, iż Jedi nie obawiają się śmierci i choć kończy ona pewien etap, jest czymś, co należy przyjąć z podniesionym czołem. Dla Sithów kres życia jest traktowany jako porażka i ostateczny koniec. W związku z tym rodzi się pytanie, czy może być coś gorszego niż śmierć (dla użytkowników ciemnej strony Mocy) bądź brak możliwości połączenia się z Mocą (dla przedstawicieli jasnej strony)? Na takie pytanie należy odpowiedzieć pozytywnie. Jak to możliwe? Czy życie może być gorsze, niż śmierć? A może istnieje pewna namiastka egzystencji, wobec której śmierć jest jak zbawienie?
W historii galaktyki było wiele istot, których życie wiązało się z ciągłym cierpieniem. Zdecydowana większość z nich to kultyści ciemnej strony. Dążyli do określonego celu, często oszukiwani przez innych bądź samych siebie, by u kresu zdać sobie sprawę, że dotychczasowa egzystencja stanowiła dla nich tylko i wyłącznie ból.
„– Pójdziesz ze mną, muszę cię ocalić!
– Już to zrobiłeś.”
Chyba każdy zna tą krótką wymianę zdań, w której Luke Skywalker chce uratować swojego ojca przed śmiercią. Mimo to, Darth Vader – a właściwie znowu Anakin Skywalker – zdaje sobie sprawę, że fizyczny ratunek jest niczym, przy fakcie powrotu na jasną stronę Mocy, która przyniesie mu ukojenie i pozwoli mu się z nią zjednoczyć. Dopiero pod koniec życia Mroczny Lord rozumie, że cały czas cierpiał i wyrządzał krzywdę innym, będąc jedynie narzędziem w rękach Palpatine’a. Dlatego swój kres przyjmuje z ulgą. Nieco podobny los spotkał innego Sitha, żyjącego ponad cztery tysiące lat wcześniej. Mowa o Darthcie Sionie. Być może był on najbliżej ze wszystkich, którzy marzyli o nieśmiertelności. Opanował technikę, opartą na nieustannym podsycaniu gniewu, nienawiści i bólu, pozwalającą utrzymywać jego rozczłonkowane ciało w całości. Co więcej, mimo poniesionej śmierci mógł się zregenerować i żyć dalej.
„Mogę ginąć setki razy, Wygnana, a i tak powstanę znowu, tak silny jak przedtem.”
Mimo to, jego życie było niczym innym jak ciągłym bólem i cierpieniem. Nigdy nie mógł zaznać ukojenia, nie mógł nawet myśleć o czymś innym jak negatywne emocje. Ostatecznie dzięki Wygnanej Jedi zdał sobie sprawę z tego, że taka egzystencja nie jest nawet namiastką życia. Podobnie jak Vader uświadomił sobie, że był tylko trybem w maszynie Darth Trayi. Swój żywot zakończył otoczony aurą jasności, ze słowami: „Cieszę się, że opuszczam to miejsce… nareszcie”, co jest potwierdzeniem, że swą śmierć przyjął jak zbawienie, a dotychczasowe życie było czymś gorszym, niż jego koniec.
Powyższe przykłady świadczą o tym, że życie może być gorsze niż śmierć, jednak to nie wszystko. Jest coś jeszcze gorszego…
Wieczna udręka
„…widział pod połyskującą powierzchnią mroczne pasam i cienie (…) pochylił się i przycisnął dłoń
do powierzchni. W jego umyśle eksplodował jęk czystej udręki. Darovit cofnął rękę, zachwiał się
i osunął na kolana. Oni wszyscy żyli! Ciała Jedi i Sithów pochłonęła eksplozja bomby myśli…”
Bomba myśli i skutki, jakie powoduje to jeden z najbardziej niszczycielskich i mrocznych rytuałów ciemnej strony Mocy, który powoduje uwięzienie dusz, wrażliwych na Moc istot, w pewnego rodzaju sferze, pozostałej w miejscu użycia tej broni. Bez względu na to czy ktoś był Sithem, czy Jedi, egzystencja w tej formie jest czymś najgorszym, przepełnionym wiecznym cierpieniem i męką. Dla przedstawicieli jasności stanowi niemożność połączenia się z Mocą, natomiast dla kultystów ciemności nie jest żadną namiastka pożądanej nieśmiertelności. Uwięzione duchy skazane są
na nieskończony ból, co gorsza przebywanie w obecności z pozostałością bomby myśli bądź kontakt z nią może doprowadzić do szaleństwa każdą żywą istotę.
„…Duchy (…) uwięzione w trwałej skorupie, zostały skazane na wiekuiste, nieznośne cierpienia. Spotkał je los straszliwy… Darovit (…) kołysał się powoli w przód i w tył, cały czas trzymając głowę
w dłoniach.”
Wnioski końcowe
Powyższe rozważania stanowią próbę odpowiedzi na pytania z zakresu życia i śmierci, postrzeganych przez użytkowników Mocy. Mimo przedstawienia różnych opcji, każdy sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zjawisko śmierci w Gwiezdnych wojnach można postrzegać różnorako w zależności od reprezentowanej strony Mocy. Ostatecznie w każdym przypadku śmierć jest pewnego rodzaju końcem. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż istnieją zjawiska stanowiące coś gorszego niż fizyczny kres istoty. Każdy sam musi rozważyć, czy bliższe są mu słowa Kodeksu Jedi: „Nie ma śmierci – jest Moc”, czy może woli filozofię Darth Andeddu szukającego nieśmiertelności: „Przeniesienie esencji duszy jest sekretem wiecznego życia. Ciało zawsze słabnie i umiera, ale to tylko powłoka. Kiedy nadejdzie czas, możliwym jest przeniesienie świadomości, swego ducha do innej formy.”