Poniższy artykuł został wysłany na konkurs Star Wars Extreme na najlepszy artykuł z marca 2017 roku.
Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że znów po raz pierwszy stykasz się z uniwersum Gwiezdnych wojen – bez swojej dotychczasowej wiedzy, bez znajomości jakiegokolwiek skrawka odległej galaktyki. George Lucas wrzuca nas od razu w wir wydarzeń – bo przecież zaczynasz chronologicznie, od prequeli – poznajesz Jedi, podstawy ich filozofii i na każdym kroku, w każdym kolejnym filmie obserwujesz jak bardzo gloryfikowany jest Zakon, jego motywy i działania.
Zaczynasz odczuwać niedosyt i, po obejrzeniu wszystkich filmów, sięgasz po inne media – gry, książki, komiksy. Jedi wciąż są idealizowani, ale zaczynasz dostrzegać pewne ich przywary. Poznajesz też dokładniej drugą najważniejszą galaktyczno-mocową frakcję, jaką jest Zakon Sithów, największych wrogów obrońców pokoju, ich odwiecznych nemesis i zupełne przeciwieństwo. Podobnie jak w filmach, Sithowie są często demonizowani. Ale czy ta demonizacja zawsze jest słuszna? Czy naprawdę Jedi tak bardzo różnią się od wyznawców i użytkowników Ciemnej Strony, których przysięgli za wszelką cenę wyplenić z Galaktyki?
Dwie strony Mocy i Jedi
Moc w najprostszym swoim założeniu dzieli się na dwie strony – Ciemną i Jasną. Oczywiście, istnieją frakcje, które albo zaprzeczają istnieniu obu stron, albo przynajmniej jednej z nich, ale nie na tym chciałabym się skupić. Jasna Strona reprezentuje takie aspekty, jak współczucie, przebaczenie, uzdrawianie i bezinteresowność, natomiast Ciemna: nienawiść, chciwość, strach, zazdrość i agresję. Z automatu można założyć, że w takim razie logicznym jest, iż użytkownicy tej pierwszej będą dobrzy, a tej drugiej źli. Tylko czy Zakon, który zmusza swoich członków do nienaturalnego wyprania się z emocji może być postrzegany jako dobry?
Warto w tym miejscu dodać, że protoplaści Jedi – Zakon Je’daii – używali obu stron Mocy, dbając przy tym o zachowanie faktycznego balansu między nimi. Zmieniło się to dopiero po Wojnach Mocy na Tython, które wybuchły kiedy część Zakonu chciała zakazać wykorzystywania Ciemnej Strony. Wtedy też powstał twór, który znamy pod nazwą „Zakon Jedi” i rozpoczęły się długie lata hipokryzji, obłudy i samouwielbienia. Obrońcy galaktyki byli później często wyśmiewani za wmawianie wszystkim, iż dążą do zrozumienia Mocy, jednak trzymali się kurczowo tylko jednego jej aspektu – co ciekawe, nawet niektórzy Jedi podzielali ten pogląd.
Zakazy i pokusy
Wielu twierdziło, iż Jedi nie pozwalają członkom Zakonu na swobodne poznawanie Ciemnej Strony, ponieważ się jej bali. Wszelkie nowe, nakładanie przez Radę restrykcje, szczególnie te po Reformie Ruusańskiej (zakazanie posiadania czegokolwiek, zawiązywania związków, czy utrzymywanie kontaktu z rodziną) miały być podyktowane tylko i wyłącznie strachem. Tak naprawdę, dla Jedi wszystko było pokusą. Dlatego właśnie odbierali nowo narodzone dzieci od rodziców, uczyli je od małego Kodeksu, uczyli „oczyszczania” się z emocji i przezwyciężania chęci do posiadania.
Oczywiście, Jedi mieli być „nieskazitelnymi obrońcami wszystkiego, co żywe”, ale czy ktoś, kto nigdy nie poznał normalnego życia; komu odbierane są podstawowe potrzeby i wpychane mu jest do głowy, że każde morderstwo (chociaż do tego Jedi uciekali się w ostateczności) popełniane jest w imię przysłowiowego „większego dobra”, może być dobrym obrońcą wszelkiego życia? Poza tym, wielu członków Zakonu i tak często nie stosowało się do wyznaczonych reguł – w szczególności do tej o relacjach romantycznych.
Jak bardzo można polegać na kimś, kto nie jest w stanie nawet zweryfikować informacji? Jednym z tego typu incydentów było napuszczenie Jedi na Kaleesh przez zwaśnioną z nimi rasę Huków. W wyniku interwencji Zakonu, rasa, która dzielnie odparła najazd nieprzyjaciela, została prawie dosłownie zmiażdżona i pozostawiona na pastwę głodu i biedy, co z kolei doprowadziło do długiej serii niefortunnych zdarzeń, po których galaktyce został przedstawiony nienawidzący Jedi, dobrze nam znany generał Grievous. Chyba w tym momencie możemy stwierdzić, że miał dobre powody, aby nienawidzić rycerzy. Już nie wspomnę nawet o sytuacji, w której Zakon został wmanewrowany w spisek Straży Śmierci, mający na celu zniszczenie Mandalorian pod wodzą Jango Fetta.
Niezrównoważona równowaga Mocy
Kolejnym „grzechem” Jedi była błędna interpretacja „balansu” w Mocy. Powiedz mi, drogi czytelniku, czy balans polega na całkowitym wyplenieniu jednej ze stron? Otóż Jedi zdawali się właśnie tak pojmować równowagę. Stwierdzili, że usunięcie z galaktyki wszystkich użytkowników Ciemnej Strony przywróci Mocy tę mityczną równowagę, aczkolwiek nawet Ojciec, utrzymujący swoje dzieci – uosabiające Strony Mocy – w ryzach, twierdził, że w galaktyce jest za dużo Jasnej Strony, co może doprowadzić do tak samo tragicznych skutków, jak zbyt wiele Ciemnej. Czy ktoś kierujący się zdrowym rozsądkiem i logiką mógłby dojść do takich wniosków? Czy to już może kwestia samouwielbienia i braku autokrytycyzmu?
Wielu Jedi często przechodziło na Ciemną Stronę, ponieważ nie dawali rady żyć w wiecznych ograniczeniach, nakładanych przez Radę; niektórzy dostrzegali zepsucie panujące w Zakonie, inni z kolei irytowali się stagnacją, w jaką wpadli rycerze – czy można im się dziwić? Ciemna Strona kusiła wolnością, dawała siłę i zapewniała wielką potęgę. A przede wszystkim, stawiała na piedestale jednostkę, która właściwie nie liczyła się u Jedi. Ci z kolei uparcie twierdzili, że istoty podążające ścieżką ciemności robią to wyłącznie dla władzy i potęgi. Ale czy najbardziej znany Jedi i Sith, Anakin Skywalker przypadkiem nie przeszedł na Ciemną Stronę ponieważ chciał ocalić osobę, którą kochał? Czy wielu Jedi przed nim nie wybierało Ciemnej strony, ponieważ była „koniecznym złem w trudnych czasach”? Jak na przykład Revan i Malak. Czy sami Jedi nie powinni wyciągnąć wniosków z tych wszystkich błędów i porażek, zanim było za późno?
I tak zupełnie na koniec – grając kiedyś w The Old Republic, natknęłam się na ciekawe zjawisko. Od teraz zaczynają się spoilery. Jako rycerz Jedi, na końcu trzeciego aktu idziesz walczyć z Imperatorem, ale tuż przed wejściem do miejsca, w którym niesławny Vitiate na Ciebie czeka, otrzymujesz wiadomość, iż twoja opcja romansowa została okrążona przez przeciwników. Masz do wyboru: zaryzykować, że Imperator odzyska siły lub ucieknie i ratować swojego sojusznika, lub też poświęcić danego sojusznika na rzecz „większego dobra”. Teraz zostawiam Cię z zadaniem – która opcja według ciebie była Jasną, a która Ciemną Stroną? I dlaczego Ciemną Stroną nie było pójście na ratunek swojej opcji romansowej?