Przewidywania tego, co czeka nas już za dwa lata w Epizodzie IX J.J. Abramsa zacznę może od paru słów ostrzeżenia. Poniższe refleksje napisane zostały z mojej perspektywy – perspektywy kogoś, kto był zachwycony Epizodem VIII, ale mimo to dostrzega jego liczne wady. O tym, co i jak przeczytacie najpewniej przed premierą Hana Solo, gdy będę po kolejnych seansach i w posiadaniu filmu na Blu-rayu. Jestem również przekonany, że większość dotychczasowych obietnic dotyczących kształtu powstającego filmu zostanie spełnionych. Dlaczego? Ponieważ gdy obiecano nam laurkę dla Epizodów IV-VI, w bezpieczny sposób zaczynającą nowy rozdział filmowego Star Wars, dostaliśmy ją. Obiecano nam film, który ukaże nam inne, brutalniejsze oblicze konfliktu między Rebeliantami a Imperium – dostaliśmy go. Obiecano nam film, który wywróci wszystko do góry nogami i będzie odważnie bawił się konwencją filmowych Gwiezdnych wojen – dostaliśmy go. Kwestia tego, czy były to obietnice spełnione w dobry sposób to już podejście indywidualne każdego odbiorcy.
Sceny zamykające historię opowiedzianą przez Lucasfilm w Ostatnim Jedi są jako całość… specyficzne. „Ci dobrzy” zdziesiątkowani, bez sojuszników się nie obędzie. Ci źli dostali niezłe lanie, ale są w zdecydowanej ofensywie. A nadzieja trwa, legenda tego, kim kiedyś byli Jedi i bohaterskich czynów wojowników za wolność trwają, nawet wśród osób znajdujących się zupełnie na uboczu dotychczasowego konfliktu. Gdzie zacznie się nowy rozdział opowieści? Podejrzewam, że upłynie kilka lat, a w napisach początkowych przeczytamy krótkie podsumowanie tego, co się rozgrywało. Najwyższy Porządek rośnie w siłę, nowi Rebelianci starają się zrobić, co się da, by poprowadzić resztę galaktyki do walki przeciw odradzającemu się pod okiem Kylo Rena Imperium. Jak już obiecał nam Abrams, obraz pokaże wojnę, która ma na celu zakończenie wszelkich wojen – spodziewam się, że obie strony będą działać makiawelicznie, byle tylko wprowadzić swoją wersję ostatecznego ładu w galaktyce.
Pogmatwana galaktyczna sytuacja
Ben nareszcie pozbył się maski. Dosłownie i w przenośni. I chce zaprowadzić własną wizję porządku w galaktyce. Potencjał w jego wątku jest ogromny, oby go nie zmarnowali!
Oczyma duszy widzę dwa prawdopodobne scenariusze rozwoju całej fabuły. Pierwszy – będzie to gwiezdnowojenna wersja Mass Effect 2 i 3. Bohaterowie będą starali się pozyskać sojuszników – inne frakcje i instytucje polityczne w galaktyce oraz najpotężniejsze istoty, mające wesprzeć ostatni zryw przeciw imperialistom. Przy okazji moglibyśmy zobaczyć, jak Ruch Oporu stara się zjednać niekoniecznie kochające się strony, przejrzeć zróżnicowane miejsca w różnych zakamarkach świata Star Wars. To byłaby okazja, by odwiedzić dawno niepokazywane zakamarki galaktyki (Coruscant? Naboo?) i spróbować włączyć do walki dawnych znajomych (Twi’lekowie? Mandalorianie? Może niektóre spośród dawno niewidzianych postaci – np. Lando?). Mając na uwadze obietnicę tego, że ostatni już epizod traktujący o historii rodu Skywalkerów będzie szanował tradycję zarówno Starej, jak i Nowej Trylogii – naprawdę jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę tak się stanie.
Wariant drugi? Co do niego będę ciut mniej optymistyczny. Żółte napisy pokażą nam, że w zasadzie to Ruch Oporu zdążył się już odbudować dzięki starym i nowym sojusznikom i później film wróci na tory bardziej charakterystyczne dla dotychczasowych Gwiezdnych wojen i konfliktu między ukształtowanymi, w pełni wyposażonymi siłami militarnymi, tym razem w wojnie totalnej i zupełnie bezpardonowej. W tym wypadku nie wątpię, że wrócą dawno niewidziane elementy uniwersum, ale będą raczej tłem dla całego starcia niż istotniejszym elementem fabuły.
Jeśli chodzi o kontynuację wątków, rozwinę może niegdysiejszą myśl. Z punktu widzenia budowy fabuły, Epizod VII to były trzy pierwsze odcinki serialu sprasowane w jeden film. Podobnie postąpił The Last Jedi – czułem się, jakby zaserwowano mi binge-watching kilku odcinków serialu na Netflixie. Poprzednie wątki zostały poprowadzone dalej lub zakończone, uruchomiono nowe mechanizmy i zostawiono nas na cliffhangerze. Tym razem nie będzie już dokąd uciec – wszystko zmierza ku niechybnemu zakończeniu.
Co z postaciami?
Moje podstawowe życzenie – błagam, niech pożegnanie Carrie Fisher będzie zrealizowane porządnie!
Na pewno twórcy dwoją się i troją, byle pożegnać godnie Leię. Jak to może wyglądać? Widzę dwa prawdopodobne warianty. Pierwszy – film zaczyna się od jej pogrzebu lub następuje on w ramach pierwszego aktu. Drugi – na samym początku filmu grana przez dublerkę (ewentualnie lekko wspierana przez CGI) Leia w bohaterski sposób żegna się ze wszechświatem. Tak czy tak – jej stołek prawdopodobnie przejmie Poe, już nie porywczy gnojek, a racjonalnie myślący dowódca na czele inicjatywy, która ma uwolnić galaktykę od terroru Najwyższego Porządku. I bardzo, bardzo chcę zobaczyć go wygłaszającego mowę motywującą swych wojaków wzorem Mela Gibsona w Braveheart. Gdzieś w tle będzie przewijał się duet Finn i Rose – tym razem pewnie dowodzący nieopierzonymi wojownikami, zmęczeni tym konfliktem. Liczę, że ten pierwszy będzie miał szansę pokazać swoją przemianę i znaleźć trochę spokoju. A Rose? Oby nadal pozostała elementem przypominającym nam, że na wojnie nie walczą tylko bohaterowie, ale i zwykli ludzie, niekoniecznie godzący się na wielkie poświęcenia i pragnący po prostu świętego spokoju.
Kluczową sprawą pozostanie Rey i jej kolejne kroki na ścieżce Jedi. Pozbawiona mistrza, będzie musiała postarać się zarówno pomóc w obaleniu Najwyższego Porządku, jak i dążyć do rozwinięcia swych zdolności i kontynuowania tradycji Jedi. Przeczuwam, że rola Marka Hamilla nie jest skończona – wróci jako duch i będzie starał się prowadzić dziewczynę dalej. Kto wie, może mu pomoże też Yoda albo i Obi-Wan…? Myślę, że nie wiemy też jeszcze absolutnie wszystkiego o tym, kim tak naprawdę jest tajemnicza dziewczyna z Jakku – nie zdziwiłbym się, jeśli tożsamość rodziców Rey okazała się ledwie półprawdą (czemu ją zostawili? może byli kimś innym?) lub guzik prawdą, możemy dowiedzieć się też jeszcze czegoś więcej o wydarzeniach, które doprowadziły do narodzin Kylo Rena takim, jakim go znamy. Bardzo chciałbym, by pokazano Rey jako osobę wahającą się, nadal szukającą swego miejsca we wszystkim, co się wokół niej dzieje. Dążącą do nawrócenia Kylo, ale i powoli powątpiewającą w słuszność dawnych tradycji i wszystkich kroków jej dotychczasowych sojuszników. A może i w końcu ulegnie ciemnej stronie? Bardzo w to wątpię, ale byłoby to ciekawe do zobaczenia.
Po stronie tych złych również mamy głównie niejasności. Kylo Ren – teraz już Najwyższy Dowódca Ren. Postać, która ma dość zarówno tych dobrych, jak i wielu spośród tych złych. Która chce zaprowadzić pokój w galaktyce na własnych zasadach. Mam nadzieję, że zobaczymy go właśnie w takiej roli, wiszące w powietrzu odkupienie pod koniec drogi jakoś… subiektywnie nie będzie mi pasować. Jedno jest pewne – ten pan raczej trylogii nie przeżyje, nie jestem sobie w stanie wyobrazić nieuniknionego happy endu, w którym jest inaczej. Hux – oby dostał więcej czasu ekranowego i to nie tylko jako chłopiec do bicia. Niech wreszcie wykaże się jako strateg, bezwzględny dowódca do reszty oddany sprawie, Domnhall Gleeson zasługuje na porządne wyeksponowanie swego niemałego potencjału aktorskiego. Tu mam nadzieję na pociągnięcie urwanego wątku szczucia przez Snoke’a obu podopiecznych na siebie. Mam nadzieję, że w nowej rzeczywistości nie odnajdzie się jako zastraszony przez Rena bezmyślnie lojalny sługa, a osoba, która widzi w młodym Solo zagrożenie dla trwałości organizacji i kontynuacji polityki Snoke’a. Wątek wewnętrznej walki o władzę u tych złych– to byłoby coś!
Na pewno nie pożegnamy się zupełnie z samym Najwyższym Dowódcą. O ile jego śmierć nie była wyłącznie kolejną z jego sztuczek i/lub elementem jego planu, na pewno powróci w kolejnych retrospekcjach lub rozmowach. Za dużo uwagi poświęcono kreowaniu tajemnicy wokół tej postaci, by tak po prostu zabrać to sprzed nosa szerokiej publice, w moim odczuciu byłby to katastrofalny wręcz strzał w stopę. Podejrzewam, że dowiemy się, skąd się wziął na galaktycznej scenie politycznej, w jaki sposób dotarł do młodego Solo i zaczął go kusić… ale pewnie nie poznamy jego całej historii, to pozostanie domeną nowego kanonu książkowo-komiksowego lub nadchodzącej czwartej trylogii.
Na pożegnanie z tym panem raczej za wcześnie. Mam nadzieję, że wątek jego wpływu na wydarzenia Nowej Trylogii zostanie godnie zakończony.
Na zakończenie kilka słów o ogólnym kształcie filmu. Po tym, jak sposób narracyjny zaproponowany przez Ostatniego Jedi chłodno przyjęła zdecydowana większość fanów, Lucasfilm na pewno nieco zmieni politykę. Nie będzie już tyle humoru, wygłupy BB-8 i porgów pewnie będą niewyróżniającym się elementem tła, liczba scen i kwestii stricte humorystycznych zostanie ograniczona. Z drugiej strony, nie jestem w stanie uwierzyć w to, że J.J. Abrams i Kathleen Kennedy zdecydują się na film tak zachowawczy jak Przebudzenie Mocy. To już nie ten moment, w którym trzeba subtelnie wybudzić markę z letargu. Uwaga masowego odbiorcy została przez Gwiezdne wojny odzyskana, realizacja kolejnych filmów wiąże się z jeszcze mniejszym ryzykiem. Ostatni Jedi pokazał, że włodarze imperium filmowego Lucasa są skłonni do eksperymentów i widzą, że widownia jest w stanie przyjąć je z otwartymi ramionami. Tym razem będą to pewnie eksperymenty bardziej subtelne, przeplecione ze wspomnianymi już powyżej elementami z całego dotychczasowego dorobku serii filmowej.
To tyle mojej gdybaniny. Mam nadzieję, że mój entuzjazm nie zostanie brutalnie zamordowany przez rzeczywistość, a Epizod IX okaże się równie przyjemnym doświadczeniem jak The Last Jedi. Przekonamy się za dwa lata.